Nie zostawimy tak tej sprawy  zapowiada Ryszard Wrobel / Adrian Karpeta
Nie zostawimy tak tej sprawy zapowiada Ryszard Wrobel / Adrian Karpeta

 

Czy pogotowie zlekceważyło stan zdrowia 65-letniego mężczyzny? – To nie jest pierwszy taki przypadek – twierdzą w rybnickim schronisku.

 

Rybnickie schronisko dla bezdomnych twierdzi, że pogotowie zlekceważyło stan ich podopiecznego. W rezultacie 65-letni pan Czesław zmarł na szpitalnym oddziale ratunkowym. – Rozważamy możliwość skierowania sprawy do prokuratury, ponieważ nie jest to pierwszy przypadek lekceważenia naszych podopiecznych – mówi Przemysław Kowalczyk, prezes stowarzyszenia im. św. Jana Pawła II – Pomoc Potrzebującym, które prowadzi schronisko.

Dramat rozegrał się w piątek, 13 stycznia. Pan Czesław – do niedawna okaz zdrowia – od kilku dni źle się czuł. W piątek było krytycznie. – Zadzwoniliśmy na pogotowie. Przyjechało, ale nic konkretnego nie stwierdziło. Nie mieli nawet przy sobie termometru! Odesłali człowieka do lekarza rodzinnego i odjechali – relacjonuje Ryszard Wróbel, opiekun w schronisku.

Pana Czesława przetransportowano do przychodni. Tam lekarz wypisał skierowanie do szpitala. – Po powrocie od lekarza było jeszcze gorzej, więc ponownie wezwaliśmy pogotowie. O 17.30 mężczyzna zmarł w szpitalu – mówi Przemysław Kowalczyk.

Michał Sieroń, rzecznik Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego nr 3 w Rybniku, potwierdza jedynie, że 13 stycznia doszło do zgonu na oddziale ratunkowym. – Zlecono sekcję zwłok. Na tym etapie tyle mogę powiedzieć – informuje Michał Sieroń.

Schronisko zastanawia się nad skierowaniem sprawy do prokuratury. – Pogotowie bardzo niechętnie do nas przyjeżdża, chociaż wzywamy je wtedy, kiedy jest naprawdę źle. Kilka tygodni temu wręcz wyprosiłem ekipę karetki, kiedy usłyszałem, że w tym czasie mogliby ratować życie ludzkie. A, przepraszam, nasi podopieczni to nie ludzie?! – denerwuje się Przemysław Kowalczyk.

Dodaje, że karetki chętnie wożą pacjentów do schroniska. Takich, których szybko chcą się pozbyć.

Wojewódzkie Pogotowie Ratunkowe w Katowicach odpiera wszystkie zarzuty. Wojciech Gumułka, rzecznik WPR, twierdzi, że na miejsce niezwłocznie zadysponowano specjalistyczny zespół ratownictwa medycznego. Kierownik zespołu, którym był lekarz, zbadał pacjenta. Nie stwierdził nagłego zagrożenia zdrowotnego wymagającego natychmiastowej hospitalizacji. Po południu specjalistyczny zespół udzielił ponownie pacjentowi pomocy i zdecydował o przekazaniu pacjenta do leczenia w szpitalnym oddziale ratunkowym. - Personel podczas drugiej wizyty otrzymał informację, iż pacjent był konsultowany przez lekarza POZ. Podczas tej konsultacji lekarz ten nie stwierdził u pacjenta stanu nagłego zagrożenia zdrowotnego. Potwierdzeniem powyższego jest fakt, iż pomimo posiadania takich uprawnień, a nawet obowiązku nie wezwał zespołu ratownictwa medycznego, aby w trybie natychmiastowym przewieźć pacjenta do SOR, ani nie zlecił jego przewiezienia zwykłym transportem sanitarnym do szpitala. Na uwagę zasługuje fakt, iż żaden z zespołów badających chorego (dwaj lekarze) nie stwierdził u pacjenta oznak zapalenia płuc, lecz jedynie infekcję górnych dróg oddechowych. Ostateczną i miarodajną informację o rzeczywistych przyczynach zgonu pacjenta mogłaby dać jedynie autopsja. Wszelkie dywagacje na przedmiotowy temat w chwili obecnej uznać należy za przedwczesne i opierające się na niepełnych danych – wyjaśnia Wojciech Gumułka.

Zapewnia, że pogotowie traktuje wszystkie uzasadnione wezwania z jednakową wagą. - W żadnym wypadku nie dyskryminujemy pacjentów ze względu na ich wiek, sytuację materialną czy życiową. Nasi ratownicy udzielają pomocy także pacjentom, którym zdarza się być pod wpływem silnego wzburzenia, alkoholu lub narkotyków. Każdy z nich może liczyć na naszą pomoc, którą udzielamy niejednokrotnie ryzykując własnym bezpieczeństwem i zdrowiem. Dlatego przytoczona opinia, że pogotowie źle traktuje bezdomnych jest niesprawiedliwa i żadnym wypadku nie znajduje pokrycia w faktach - mówi Wojciech Gumułka.

Komentarze

Dodaj komentarz