Dariusz P. nie chciał rozmawiać z dziennikarzami / Dominik Gajda
Dariusz P. nie chciał rozmawiać z dziennikarzami / Dominik Gajda

 

Sąd nie miał żadnych wątpliwości co do winy oskarżonego. Wyrok nie jest prawomocny.

 

Jak już pisaliśmy, na dożywocie skazano Dariusza P. z Ruptawy, którego prokuratura oskarżyła o podpalenie swojego domu i zabicie żony oraz czwórki dzieci. Będzie mógł ubiegać się o warunkowe zwolnienie po 35 latach. Wyrok nie jest prawomocny. Sąd uznał, że motywem były nie tylko pieniądze z polis ubezpieczeniowych, ale również to, że oskarżony chciał uwolnić się od rodziny. Dariusz P. nie skomentował wyroku, z mediami nie chcieli rozmawiać też bliscy ofiar, m.in. ojciec, siostra. Dziś więcej na ten temat.

 

Chciał zabić

 

– Sąd nie miał wątpliwości, że oskarżony Dariusz P. dopuścił się przypisanego mu czynu. Że zaplanował, przygotował, potem precyzyjnie wykonał czynności, które doprowadziły do śmierci jego żony oraz dzieci: czteroletniej Agnieszki, 10-letniego Marcina, 13-letniej Małgorzaty i 18-letniej Justyny. Chciał ich zabić. Wiedział, że podkładając ogień w kilku miejscach, w nocy, kiedy wszyscy spali, skazuje ich na pewną śmierć. Tylko dlatego, że Wojciech P. (jedyne ocalałe dziecko – przyp. red.) obudził się, kiedy piętro niżej szalał pożar, że zdołał wezwać pomoc, jego imienia nie wymieniamy jako jeszcze jednej ofiary – mówiła sędzia referent Grażyna Suchecka.

Dodała, że rodzinę Dariusza P. stawiano za wzór, dzieci były radosne, pełne energii, rozwijały się w wielu dziedzinach. Dalsza rodzina, sąsiedzi nie zauważali konfliktów, widocznych napięć. Byli wierzący, angażowali się w życie Kościoła, Dariusz P. przez wiele lat był szafarzem w parafii. Tragedia wydarzyła się 10 maja 2013 roku. Dariusz P. poinformował domowników, że w nocy będzie pracował w swoim warsztacie w Pawłowicach nad zaległym zamówieniem. Późnym wieczorem, gdy jego bliscy już spali, zdaniem sądu w salonie przeciął kabel zasilający playstation, w pobliżu ułożył truchło myszy bez głowy i podłożył ogień. Ułożył poduszki z mebli ogrodowych, by ogień mógł się rozprzestrzenić i zająć meble oraz firany. W szafie na piętrze również podłożył ogień, który szybko się rozprzestrzenił.

 

Daremna walka

 

Bliscy Dariusza P. musieli się obudzić, byli świadomi zagrożenia. Nieprzytomni zostali znalezieni na podłodze. – Matka Joanna próbowała na tyle, na ile mogła, zrobić coś w całej tej tragicznej sytuacji. Mała Agnieszka została znaleziona w sypialni, przykryta kocem. To matka w ten sposób próbowała ochronić swoje najmłodsze dziecko, choć ochronić go to nie mogło – mówiła sędzia. Zdaniem sądu, oskarżony wyszedł z domu, zamykając dokładnie drzwi, przykładając ogień jeszcze do dwóch polarów i worka z plastikowymi butelkami. Skutecznie był w stanie zareagować tylko syn Wojciech.

Sędzia przypomniała, że w dniu pogrzebu Dariusz P. zaczął wyrabiać sobie alibi, które miało rzucić podejrzenie na jakiegoś podpalacza. Wysłał do siebie pierwszego esemesa, potem sam ze sobą przez dłuższy czas korespondował! – Aby jeszcze uwiarygodnić wersję z podpalaczem, pojechał do Opola, gdzie na poczcie przesłał na swoje nazwisko 5 tys. zł. Trudno przyjąć, że osoba, która nie ma sobie nic do zarzucenia, była tak mocno związana z rodziną, wyżej stawia odsunięcie od siebie podejrzeń, preparując dowody, niż dążenie do poznania prawdy – powiedziała sędzia. Dodała, że po kilku miesiącach od tragedii Dariusz P. zaczął proponować wspólne życie innym kobietom.

 

Nie tylko pieniądze

 

Sąd odniósł się do motywów. – Na krótko przed popełnieniem zbrodni, w kwietniu 2013 roku, oskarżony wraz z żoną zawarli ubezpieczenia na życie, wzajemnie uposażając się na wypadek śmierci (...). Oskarżony był zainteresowany opcją, która zapewniała podwójną wypłatę wskutek śmierci współmałżonka w wyniku nieszczęśliwego wypadku – mówiła sędzia. Główny motyw, zdaniem sądu, był inny. – Motywem była nie tylko chęć uzyskania pieniędzy z odszkodowań, ale swoistej wolności od rodziny, którą stworzył. Pieniądze byłyby jedynie środkiem do realizacji i korzystania w pełni z tej wolności. Oskarżony miał paszport, który jako jedyny odnaleziono poza domem. Paszporty pozostałych członków rodziny znaleziono w spalonym domu – przypominała sędzia.

– Oskarżony próbował na bieżąco dostosowywać linię obrony do ujawnianego materiału dowodowego, ale nawet te jego starania nie pozostawiały wątpliwości, że to on precyzyjnie zaplanował zabójstwo najbliższych, a potem te czynności wykonywał – stwierdziła sędzia. Dariusz P. zadbał nawet o zwolnienie syna Wojciecha z zajęć szkolnych, bo chłopak uczył się poza Jastrzębiem. 10 maja był więc w domu... Sędzia przypomniała, że Dariusz P. mówił policji, że jego syn Wojciech w przeszłości podpalił kosz na śmieci. Policjant odebrał to jako sugestię, że to on podpalił dom, ale chłopca wykluczono jako ewentualnego sprawcę. – Wojciech P. był ofiarą i tylko dzięki szybkiej akcji ratunkowej uniknął losu rodzeństwa i matki – mówiła sędzia Grażyna Suchecka.

 

Najwyższy wymiar

 

Sąd obalił wyjaśnienia Dariusza P., że po tragedii podpalił niektóre miejsca w domu, bo chciał popełnić samobójstwo. Miał wtedy podpalić wspomniane polary i worek z butelkami PET. Tymczasem są one na zdjęciach i filmie wykonanych 10 maja 2013 roku, czyli w chwili pożaru! Sąd nie miał też wątpliwości, że gdy rodzina walczyła o życie, Dariusza P. nie było w warsztacie w Pawłowicach, na co wskazuje analiza połączeń telefonicznych.

– Okoliczności, rażący stopień społecznej szkodliwości, dobra, która swoim karygodnym zachowaniem naruszył, nakazują orzeczenie najsurowszej kary. Wielość ofiar z kręgu najbliższej rodziny, brak skrupułów uzasadniają wyznaczenie tak surowego ograniczenia do skorzystania z możliwości przedterminowego zwolnienia. Każda inna kara byłaby zbyt łagodna – podsumowała sędzia Grażyna Suchecka. – Wyrok jest satysfakcjonujący. Uzasadnienie i wymiar kary potwierdziły tezy zawarte w akcie oskarżenia. Pokrzywdzonym życia nie wrócimy. Takie zbrodnie nigdy nie pozostaną bezkarne – podkreśliła prokurator Karina Spruś.

 

Będzie apelacja

 

Obrońca Dariusza P. Eugeniusz Krajcer zapowiada apelację. – W oparciu o argumenty, które podnosiłem w mowie końcowej, sporządzę apelację. Dla mnie przesłanki, które składać się miały na łańcuch poszlak, nie są takie pewne – mówił adwokat.

Komentarze

Dodaj komentarz