Tropem hrabiego Adriana Rembowskiego

 

Starałam się ustalić, kogo pochowano w jednym z tzw. szwedzkich kopców. Teraz pora na profesjonalnych badaczy!

 

W poprzednim odcinku tego cyklu opublikowałam ostatnią część swoich rozważań o pogrzebaniu poza miastem (Żory) Adriana Rembowskiego oraz innego pułkownika polskiego (ważnych osobistości w armii Jana III Sobieskiego). Gdy jednak już napisałam ten tekst, przez dłuższy czas zastanawiałam się nad tym, czy po ponad trzystu latach można się jeszcze dowiedzieć, kim oni byli i jak żyli. Po namyśle stwierdziłam, że odpowiedź mogłaby być twierdząca, ale sam proces poszukiwań przy tak skromnych danych byłby wyłącznie poszlakowy.

Z notatki księdza Augustyna Weltzla z imienia i nazwiska znamy tylko jednego z tych ludzi – właśnie Adriana Rembowskiego. W pierwszej kolejności, żeby czegoś się dowiedzieć, skorzystałam z zasobów "wszechwiedzącego" internetu i rychło okazało się, że zasłużonych mężczyzn o tym nazwisku i imieniu było kilku, m. in. dyplomata i sekretarz króla Zygmunta III Wazy. Jak się okazało, była to postać w moich poszukiwaniach kluczowa, choć na tym etapie poszukiwań jeszcze o tym nie wiedziałam. Ten człowiek nie mógł być przecież brany pod uwagę jako uczestnik wyprawy wiedeńskiej, gdyż wtedy od wielu lat już nie żył.

Na następnego Adriana Rembowskiego natknęłam się w "Genealogii Sejmu Wielkiego" utworzonej przez pana doktora Marka Jerzego Minakowskiego. Zwróciłam się do autora "Genealogii" o bliższe dane dotyczące ewentualnych potomków owego Rembowskiego. Po dłuższym oczekiwaniu otrzymałam odpowiedź, że autor nie może mi pomóc, bo nie posiada takich informacji. Sam zaś wspomniany Adrian Rembowski raczej nie brałby udziału w bitwie pod Wiedniem, gdyż nawet gdyby żył jeszcze w tym czasie, byłby już ponad 80-letnim staruszkiem.

Zwyczajny przypadek sprawił, że kiedyś natrafiłam na dość obiecujący zapis: Adrian Rembowski urodzony 1663 – zmarł przed 1688. Wiekowo doskonale pasował na żołnierza króla Jana III, bo w chwili bitwy pod Wiedniem miałby lat 20. Należało tylko sprawdzić, czy jego pozycja społeczna pozwalała na to, żeby mógł znaleźć się w wojsku królewskim, a do tego jeszcze wziąć pod uwagę, że w dokumencie wspomnianym przez księdza Weltzla wymieniony jest razem z "innym pułkownikiem polskim", wobec tego musiałby być kimś znaczniejszym. Jako że notatka ta figurowała w prywatnym drzewie genealogicznym, zwróciłam się do administratorki powyższej genealogii o dodatkowe informacje.

Bardzo szybko otrzymałam odpowiedź. Większość informacji o rzeczonym Adrianie Rembowskim możemy uzyskać z dokumentów notarialnych i sądowych. Sprawa wygląda następująco: Dziadkiem tego Adriana Rembowskiego był Adrian Rembowski, sekretarz wspomnianego króla Zygmunta III Wazy, jego ojcem Krzysztof Rembowski, a matką Marianna Poklatecka. Ojciec Adriana zmarł zapewne w okresie, kiedy syn był jeszcze małym dzieckiem, bo jego matka wyszła ponownie za mąż za Mikołaja Goryszewskiego.

Z akt notarialnych wynika, że roku 1679 ojczym wypłacił Adrianowi Rembowskiemu, jako jedynemu spadkobiercy Krzysztofa Rembowskiego, kwotę 4 tysięcy złotych, które przeznaczone były na spłatę długu ciążącego na Słupach i części Ciężkowa (Ciężkowo). Są to wsie, które młodzieniec odziedziczył po ojcu, obie leżą w województwie kujawsko-pomorskim w powiecie nakielskim (Nakło nad Notecią). W chwili tej transakcji Adrian Rembowski miał lat 16.

Następny zapis z nim związany dotyczy roku 1687. W tym czasie Adrian Rembowski już nie żył, bo w dokumencie notarialnym jest wzmianka, że po zmarłym bracie Adrianie Rembowskim dziedziczą jego siostry. Kiedy ów Adrian Rembowski zmarł, nie da się ustalić, bo brakuje na ten temat dokumentów, ale wydaje się wielce prawdopodobne, że to ten sam człowiek, który został pochowany 8 listopada 1683 roku poza miastem Żory, czyli w czasie powrotu armii króla Jana III Sobieskiego spod Wiednia.

Chciałabym zaznaczyć, że jest to tylko moja hipoteza (oparta na poszlakach) i argumenty za nią przemawiające mogą okazać się zbyt słabe, żeby się obroniła. Ja jednak niczego udowadniać nie muszę, ponieważ nie jestem historykiem, w związku z czym zostawiam pole do popisu naszym specjalistom. A więc, panowie, do dzieła!

 

PS: Dziękuję serdecznie pani Barbarze, która udostępniła mi swoje notatki, a bez jej pomocy tekst ten z całą pewnością by nie powstał.

Komentarze

Dodaj komentarz