Krystian Schatton na przylądku Finisterra - zakończenie Camino de Santiago / archiwum prywatne
Krystian Schatton na przylądku Finisterra - zakończenie Camino de Santiago / archiwum prywatne

Bardziej od uchodźców ludzie boją się odradzającego się nacjonalizmu - mówi Krystian Schatton, autonomista z Jankowic, który niedawno wrócił ze Szlaku świętego Jakuba. 

 

Ten najstarszy w Europie szlak pielgrzymkowy, do grobu świętego Jakuba w Hiszpanii, od wieków przyciąga ludzi różnych narodów i religii, pokazując każdemu niezmiennie, że "wszechświat przemawia jednym tylko językiem, mogą go zrozumieć wszyscy, tyle że wszyscy o nim zapomnieli". A jest to język miłości. Cytat ten pochodzi ze znanej nie tylko pielgrzymom książki "Alchemik" Paulo Coelho.
 
Ten szlak łączy wszystkich
Na ten właśnie szlak wyruszył jeszcze w lipcu Krystian Schatton, pochodzący z Siemianowic Śląskich, a mieszkający obecnie w Jankowicach (gmina Świerklany) regionalista i autonomista śląski. Swoją pielgrzymkę rozpoczął od francuskiego Saint Jean Pied de Port, skąd udał się do Santiago de Compostela, gdzie dotarł po 29 dniach (to najstarsza trasa, tak zwane Camino Frances). Stamtąd poszedł do Finisterry – średniowiecznego końca świata oraz do Muxii, aby pieszą wyprawę zakończyć ostatecznie po 34 dniach pokonując w sumie około 940 kilometrów.
- Jestem śląskim regionalistą, jestem związany ze śląską ziemią i jestem z tego dumny – podkreśla Krystian Schatton.
Idąc jednak Szlakiem świętego Jakuba spotykał ludzi różnych narodowości a nawet wyznań, mieszkańców wszystkich kontynentów. Tą samą trasą do grobu świętego Jakuba pielgrzymowało m.in. kilku Żydów, muzułmanka, osoby sceptycznie nastawione do kościoła oraz takie, które były bardzo z nim związane. Szli z powodów religijnych, duchowych, ale też turystycznych i osobistych. Co ciekawe, różnice wyznaniowe nie przeszkadzały im uczestniczyć w mszach odprawianych w kościołach na trasie.
- Na początku nie wyobrażałem sobie nawet, że spotykając ludzi z innych krajów można nie prezentować swojej narodowości czy wyznania, ale faktem jest, że pielgrzymi nie identyfikują się tak mocno ze swoim pochodzeniem. Co innego w rozmowach z konkretnymi ludźmi: wielu wychwalało swoje kraje czy regiony, na przykład spotkane na trasie Katalanki czy Baskijki – dodaje śląski pielgrzym.
 
 
Daleko od nacjonalizmu
On sam nie eksponował zbytnio swojej tożsamości i raczej rzadko wspominał w rozmowach o Śląsku. Symbolicznie zamienił żółto-modro fanę na żółtą muszlę na niebieskim tle, świadomie transformując uczucia narodowe na duchowe. - Kiedy jednak dochodziło do jakiejś konfrontacji w rozmowach z innymi, to mimo przeciętnej znajomości języka angielskiego byłem w stanie udowodnić, że Śląsk to region z odrębną historią, z odrębnym językiem, że mieszkają w nim ludzie z podwójną tożsamością oraz tacy, którzy czują się tylko Ślązakami. I tak też czasem robiłem, chociaż sama pielgrzymka była dla mnie mimo wszystko ponadnarodowa – wspomina Krystian Schatton.
Dlaczego wyruszył w tak długą drogę? Przede wszystkim z powodów religijnych i duchowych. - Każdy w swoim życiu dociera do jakiejś ściany, za którą wydaje się, że nic nie ma i nie wiadomo, jak zburzyć ten mur. Jeden z lepszych pomysłów w takiej sytuacji to przejść się ze samym sobą. Coś pękło we mnie samym i chciałem spróbować – mówi autonomista. Nim podjął decyzję o pielgrzymce, obejrzał dwa filmy na temat Camino de Santiago, trochę poczytał i to go zafascynowało, a tych fascynacji dostarczał każdy kolejny dzień wędrówki.
- Podczas marszruty zmieniały się moje odczucia. Pojawiała się radość, zwątpienie, smutek. Raz się modliłem, innym razem przemierzałem drogę nie myśląc o niczym, a jedynym moim celem było dotarcie do miejsca, gdzie mógłbym się napić wody. Towarzyszyły mi na przemian duchowe uniesienie i stres – opowiada o swojej pielgrzymce Krystian.
Po drodze zwiedzał kościółki i wszystkie katedry, wchodził do muzeów, ciągle spotykał nowych, ciekawych ludzi. Były też dni w których chciał iść samotnie, ale zawsze wyczekiwał wspólnych wieczorów w schroniskach. Zaprzyjaźnił się z wieloma osobami z całego świata: z Europy, Afryki, USA, Korei Południowej. Wymieniał się adresami e-mailowymi, bo, jak podkreśla, dzięki tej wspólnocie Camino będzie trwać. - Wędrowałem bez planowania noclegów, bukowania miejsc w hostelach. Nie zrywałem się wcześnie rano, nie biegłem na nocleg, aby być pierwszy. Nigdy nie zdarzyło mi się nie znaleźć miejsca noclegowego za symboliczne 6-8 euro albo tak zwane donativo, czyli co łaska – dodaje pielgrzym.
 
 
Wysłać polityków na Camino
W pamięci pozostała mu rozmowa, do której doszło gdzieś w połowie trasy. Któryś z pielgrzymów (chyba Hiszpanka), powiedziała że na Camino wysłałaby kilku polityków.
- Z wypowiedzi pielgrzymów wynikało, że nie boją się tak bardzo sytuacji z uchodźcami, jak odradzającego się w ich krajach nacjonalizmu. Zrozumiałem, że każdy z nas tego doświadcza w swoim kraju i większość widzi analogię do lat poprzedzających drugą wojnę światową. Ludzie nie chcą dzisiaj pamiętać, że taki sam nacjonalizm, jaki był w Niemczech, występował także w innych krajach,w tym i w Polsce. Tym bardziej cieszyłem się , że takie słowa mogłem usłyszeć na szlaku z ust młodych ludzi, którzy tworzą dzisiejszą Europę na szlaku do Santiago – podkreśla Krystian Schatton.
Na Camino doświadczył kościoła powszechnego, w którym spotykają się ludzie różnych narodowości, a nawet wyznań. To jedyna płaszczyzna porozumienia, na której nie widać żadnych różnic. - Kiedy rozmawialiśmy o swoim pochodzeniu każdy potrafił o swoim państwie czy regionie opowiadać godzinami. Kontekst regionalny przejawiał się jednak szacunkiem dla drugiego człowieka, co było ogromną przeciwwagą dla tworzącego się na świecie kotła nacjonalizmu – dodaje śląski pątnik. Uważa, że w tej sytuacji nie należy stać z boku i bezczynnie przyglądać się ksenofobii czy rasizmowi. Na Szlaku świętego Jakuba nikt jest sam ze swoim strachem. Buen Camino, czyli dobrej drogi...



Krystian Schatton: - Kiedy rozmawialiśmy o swoim pochodzeniu każdy potrafił o swoim państwie czy regionie opowiadać godzinami. Kontekst regionalny przejawiał się jednak szacunkiem dla drugiego człowieka, co było ogromną przeciwwagą dla tworzącego się na świecie kotła nacjonalizmu.

 

Tekst pochodzi z dzisiejszego wydania "Nowin"

Galeria

Image alt

Komentarze

Dodaj komentarz