Jacek Wnuk z przedstawicielami czeskiej firmy / UG Mszana
Jacek Wnuk z przedstawicielami czeskiej firmy / UG Mszana

 

Nie spada zainteresowanie pracą w Czechach. Jeszcze trochę, a nasze firmy będą musiały zapłacić więcej, chcąc znaleźć pracownika.

 

Czesi cieszą się z wyników naboru, tymczasem nasi przedsiębiorcy obwiniają gminy. O co? O to, że zamiast wspierać rodzimy rynek, organizują u siebie nabory do czeskich firm, przez co ubywa wykwalifikowanych pracowników. A pracownicy mają swoje zdanie. – Jak u nas będą lepiej płacili, to zostaniemy na miejscu. Ja pracuję w sklepie świątek piątek, zarabiam najniższą krajową i kusi mnie praca w czeskiej firmie, gdzie mogłabym zarobić co najmniej dwa razy tyle – powiedziała nam jedna z kobiet, która tydzień temu przyszła na spotkanie z przedstawicielami czeskiej firmy KES w Mszanie.

– Słyszałam, że ta praca w Czechach jest fajna i jestem nią zainteresowana. Pracuję na pół etatu, ale zależy mi na całym etacie i na lepszych zarobkach – przyznała pani Monika z Wodzisławia, która przyjechała na spotkanie w Mszanie. I cóż na takie dictum mogą powiedzieć nasi pracodawcy? Wcześniej, póki absolwenci szkół czy bezrobotni wyjeżdżali do pracy za granicę, nikt jeszcze nie rozdzierał szat. Dramat zaczął się niedawno, kiedy w ekspresowym tempie zaczęli odpływać wykwalifikowani pracownicy, skuszeni lepszymi zarobkami.

– Rozmawialiśmy już na ten temat z przedsiębiorcami. Niestety, wynagrodzenie w Polsce jest tak obciążone, że nasi pracodawcy chcąc dać więcej pracownikowi, muszą jeszcze więcej zapłacić państwu. Bezrobocie spada, ale rynek pracy pustoszeje i zaczyna się pojawiać problem z pracownikami. Coś się musi w tym państwie zmienić pod tym względem, bo inaczej nie uda nam się powstrzymać odpływu wykwalifikowanych kadr – prognozuje Krzysztof Dybiec, prezes Izby Gospodarczej w Wodzisławiu.

A świadczą o tym chociażby takie spotkania, jak to ostatnie w Mszanie, na który przyszło bardzo dużo kobiet chętnych do pracy w czeskiej firmie KES. Jest to producent wiązek elektrycznych dla przemysłu motoryzacyjnego, która ma swoją siedzibę w miejscowości Vratimov za Ostrawą (to około 40 km od Mszany). Poszukiwane są kobiety na stanowiska operatora montażu w systemie trzyzmianowym, a praca jest w akordzie. Na spotkaniu panie dowiedziały się jednak, że nie chodzi o zatrudnienie od zaraz, tylko od przyszłego roku.

– Jest to nasz czwarty mityng w tym roku. Poprzednie odbyły się w Godowie, Gorzycach i Wodzisławiu. Pozyskiwanie pracowników to długi proces. Obecnie w firmie KES pracuje 200 kobiet z Polski, a jeszcze około 50 chcielibyśmy zatrudnić – powiedział nam Miroslav Svozil, konsultant i doradca, który współprowadził spotkanie w Mszanie.

Jak argumentował Jacek Wnuk, doradca wójta Mszany ds. rozwoju gospodarczego, wysoka frekwencja na spotkaniach świadczy o zmianach na rynku pracy. – Mieszkańcy terenów przygranicznych w Europie Zachodniej mając możliwość pracy w sąsiednich krajach, bardzo często ją podejmują np. Niemcy pracują w Francji, Francuzi zaś w Szwajcarii czy Luksemburgu. W dobie wolnego rynku jako obywatele Unii Europejskiej sami decydujemy, gdzie chcemy pracować, u kogo i za ile. Uważam, że kiedy wstępowaliśmy w 2004 roku do UE, to głównie nam chodziło o otwarty rynek pracy – mówi Jacek Wnuk,

Uczestniczki spotkania interesowały głównie: wysokość wynagrodzenia, składki emerytalno-rentowe, czas pracy, urlopy. Przedstawiciel firmy przedstawił zakres działalności i warunki socjalne oraz wymagania: dobry stan zdrowia i dyspozycyjność. – Jeśli któraś z pań będących na spotkaniu znajdzie pracę w czeskiej firmie, a nie miała jej na naszym terenie, lub poprawi sobie warunki finansowe, będzie to bardzo pozytywny efekt – dodaje Jacek Wnuk.

Komentarze

Dodaj komentarz