Dokładnie 22 kilometry od mojego domu jest granica. Granica nie tylko państwa, ale i podejścia do obywatela. Po stronie polskiej nieufność, zakazy, obostrzenia, po czeskiej: zaufanie, legalizacja, ale i kontrola. Daleki jestem od uwielbienia Republiki Czeskiej, bo jak każdy postsowiecki kraj ma swoje wady. Nie potrafię jednak zrozumieć, jak 22 km mogą dzielić aż tak bardzo. W preambule czeskiej konstytucji wymienieni są mieszkańcy Czech, którzy mają prawo być Ślązakami, w Polsce nie do pomyślenia. Posłowi PiS z Sosnowca zamarzyło się nawet ostatnio budowanie obrony terytorialnej na Śląsku, bo przecież Śląsk = opcja proniemiecka. Ręce opadają.
Legalizacja medycznej marihuany i prostytucji to kolejne aspekty, które dzielą nas lata świetlne od południowych sąsiadów. W Polsce problemy te od lat są zamiatane pod dywan, ukrywane, karane. Problemy z narkotykami i seksbiznesem są stare jak świat, ale dzięki legalizacji przynajmniej można je lepiej kontrolować. I ograniczać dzięki temu przestępczość zorganizowaną. Bez zbędnej dulszczyzny i bez cienia wstydu.
I na koniec temat bardzo aktualny. W Polsce mamy bardzo restrykcyjne prawo aborcyjne, jedno z najostrzejszych w Europie. Będzie jeszcze gorzej, bo projekt zakazujący całkowicie aborcję przeszedł do dalszego procedowania pomimo licznych protestów środowisk kobiecych i organizacji międzynarodowych. Tymczasem tuż za granicą, czeskie kliniki (zatrudniające nierzadko polskich lekarzy) już teraz zacierają ręce. Liczba pacjentek z Polski z pewnością wzrośnie. Czesi już dawno dostrzegli, że z aborcją nie da się walczyć rygorystycznymi przepisami. Niechcianym ciążom należy zapobiegać. I edukować! Z roku na rok coraz mniej Czeszek decyduje się na aborcję, bo spada po prostu liczba niechcianych ciąż. Bez klauzuli sumienia. Niby proste, ale jakże dla niektórych skomplikowane.
Komentarze