Kot zaplątał się w siatkę i spadł na głowę dziadka, omal nie przyprawiając go o zawał... / Elżbieta Grymel
Kot zaplątał się w siatkę i spadł na głowę dziadka, omal nie przyprawiając go o zawał... / Elżbieta Grymel

 

Jest wiele miejsc, o których mówiono, że coś w nich straszy. Czasem rozgrywały się tam wydarzenia, których nie dało się racjonalnie wytłumaczyć, innym razem strach miał wielkie oczy. I taka historię dziś chcę opowiedzieć.

 

Rodzice mojej szkolnej koleżanki Geni zaraz po drugiej wojnie światowej mieszkali na Dolnym Śląsku, niedaleko Wałbrzycha. W pewnej wsi dostali połowę dużego domu z sadem i ogrodem oraz kawałek pola. Nie było tego dużo, ale głodem nie przymierali, bo ojciec Geni pracował jeszcze w kopalni. Drugą część tego samego budynku zajmowali starsi państwo Owczarkowie, którzy też pochodzili z naszych stron. I pewnie dobrze by się im razem mieszkało, gdyby nie to, że każdej nocy na strychu powtarzały się dziwne hałasy na strychu: szuranie, stąpanie, bieganina, trzaski i inne dziwne odgłosy, które potrafiły trwać niemal do rana. W końcu obie rodziny uznały, że w ich domu straszy!

Bieglejszy w sprawach "duchowych" dziadek Owczarek doszedł do wniosku, że na strychu musiał się zagnieździć poltergajst, czyli duch manifestujący swoją obecność poprzez robienie hałasu. W końcu wszyscy mieszkańcy (nie wyłączając kobiet i dzieci!) mieli dość takiej sytuacji i obaj gospodarze zaczaili się na ducha na strychu. Jeden uzbroił się w kropidło i święconą wodę, a drugi w górniczą karbidkę i starą niemiecką zapalniczkę. Nie czekali długo, bo krótko przed północą zaskrzypiała rama okienna i dwa niewielkie, ciemne cienie wśliznęły się do środka, a mężczyźni zamarli w bezruchu. Na strychu jednak nic się nie działo.

Po chwili, która wydawała się wiekiem, skrzypnęła belka pod sufitem i coś nieokreślonego, ale włochatego spadło na głowę dziadka Owczarka, wydają przy tym niesamowity wrzask i zaczęło go drapać po twarzy! Zszokowany biedak ledwie zdążył krzyknąć do sąsiada: Ratuj! Ojcu Geni trzęsły się ręce, ale jakoś udało mu się zapalić karbidkę. W jej świetle ujrzał wielkiego kocura wiszącego na głowie sąsiada. Kot zaplątany był w kawał jakiejś siatki, co krępowało mu ruchy. Gdyby nie ta przeszkoda, zapewne poszedłby w ślady swego kolegi, który dał drapaka, i dawno nie byłoby po nim śladu. Mężczyźni wyplątali przerażone zwierzę i wypuścili na dwór, a następnego ranka naprawili okna i pozatykali wszystkie dziury.

Potem przez kilka tygodni panował względny spokój, jeśli nie liczyć kocich narzekań i miauczeń dochodzących z ogródka, ale pewnego wieczoru znowu coś zaczęło harcować po strychu! O tym, co to było, dowiecie się za tydzień.

Komentarze

Dodaj komentarz