Jak diabeł pomagał budować kościół

 

Zaczęło się od tego, że majstrów było dwóch. Zły duch postanowił doprowadzić do niezdrowej rywalizacji, a finał był tragiczny!

 

Według osoby opowiadającej tę historię, wydarzenie to miało miejsce w Krakowie i dotyczyło budowy kościoła Mariackiego, ale historia ta mogła się zdarzyć w jakimkolwiek innym mieście średniowiecznym, w którym postanowiono wznieść świątynię. Krakowscy mieszczanie zdecydowali, że ich świątynia będzie najpiękniejsza w okolicy i do pracy zaangażowano aż dwóch mistrzów budowniczych, sądząc, że każdy nich będzie chciał zabłysnąć swoim kunsztem. Obu zlecono wybudowanie jednej z dwu gotyckich wież nowej świątyni. Niestety z tej rywalizacji nie wyszło nic dobrego.

Nie wiadomo, jak to się stało, ale jednemu z majstrów praca szła znacznie gorzej: pękały mury, osuwała się ziemia spod fundamentów, a sama wieża rosła bardzo wolno, jednak kiedy doszła do wysokości pierwszego piętra, niespodziewanie zawaliła się. O wyrządzenie szkody jej budowniczy zaczął podejrzewać konkurenta, nie miał jednak na to niezbitych dowodów. Kiedy tak dumał nad tym, jak powinien teraz postąpić, obok niego pojawił się jakiś elegancki jegomość. Nieznajomy wyglądał na szlachcica i zaproponował mu współpracę, na dodatek stwierdził, że jego pomoc niewiele będzie budowniczego kosztowała. Nie powiedział jednak, jakiej zapłaty od niego zażąda.

Zdesperowany murator przyjął warunki przybysza i na nowo wziął się do dzieła. Zgodnie z sugestią szlachcica wieżę omurowano potężnymi przyporami, dlatego zdawała się być stabilna. Teraz robota posuwała się szybko. Po kilku dniach wysokość obu wież się zrównała, ale konkurent pechowego majstra postanowił swoją wieżę dodatkowo przyozdobić. To wzbudziło zazdrość pechowca, wtedy jego doradca podpowiedział mu, żeby dać bezczelnemu przeciwnikowi nauczkę! Nie wymagało to zbyt wielkiego wysiłku, wystarczyło tylko wspiąć się na rusztowania przy drugiej wieży i zniszczyć składowane tam specjalne, ozdobne cegły rzucając je z wysokości na ziemię.

Zaślepiony chęcią zemsty murarz nie pomyślał nawet, że konkurent może pilnować swoich specjalnych materiałów budowlanych, tymczasem tak właśnie było. Kiedy zatem wszedł na sąsiednie rusztowania, wywiązała się więc między nimi bójka i budowniczy drugiej wieży spadł z wysokości na ziemię, ponosząc śmierć na miejscu. Choć był to wypadek, zazdrosny konkurent poczuł się winny i postanowił ukryć ciało. Po zniknięciu majstra drugiej wieży nie ukończono, tylko nakryto ją prowizorycznym dachem. Wieża zabójcy była teraz znacznie wyższa, ale to go wcale nie cieszyło! Zrobił się mrukliwy i zamknięty w sobie, nawet ze swoim szlachetnie urodzonym przyjacielem nie chciał się spotykać!

I wtedy chytry szlachcic powiedział mu, że wybiera się do Włoch, w dodatku namówił go tego, żeby przed rzekomym wyjazdem pokazał mu Kraków z wysoka. Obaj weszli więc na wieżę i tam przyjaciel wyjawił budowniczemu, kim jest. I okazało się, że był to diabeł we własnej osobie! Wręczył mężczyźnie gruby sznur i wskazał na belkę pod sufitem:

– To prezent ode mnie! Życie za życie i nic więcej nie chcę, bo twoja dusza jest już dawno moja! – zaśmiał się szyderczo.

– Nie zniszczysz mojego dzieła! Nie zbezcześcisz tej świątyni! – krzyknął budowniczy i nim diabeł zdążył zareagować, podbiegł do okna i rzucił się w dół.

Pamiętajcie, kochani Czytelnicy, że nie wszystko, co się świeci z góry, jest złotem! Czasem z pozoru bezinteresowny pomocnik może mieć względem nas niecne zamiary!

Komentarze

Dodaj komentarz