Archiwum / Marek Krząkała
Archiwum / Marek Krząkała

Prawdopodobnie nie zdajemy sobie sprawy, że wokół nas funkcjonuje tak wielu społeczników, którzy wyciągają młodych ludzi z nałogów, walczą z patologiami społecznymi, którzy są nauczycielami i dają naszym dzieciom dużo więcej, niż tego wymaga szkoła, są oddanymi działaczami kultury, sportu, samorządowcami, ekologami itp. Może powinniśmy więcej uwagi poświęcać ludziom, których postawy życiowe charakteryzują się aktywnym działaniem na rzecz pozytywnych zmian w najbliższym otoczeniu?

Wzrost zaangażowania społecznego często jest reakcją na zagrożenia. Tak jest dzisiaj w przypadku organizowanych w całym kraju wielotysięcznych marszów w obronie demokracji i naszej obecności w europejskiej wspólnocie. Przypomnijmy, że Polska jest członkiem Unii Europejskiej od 1 maja 2004 r. Przez ten czas zdążyliśmy zapomnieć o kontrolach na granicach, a kolejne inwestycje opłacane z olbrzymich funduszy unijnych traktujemy jako coś oczywistego. Co gorsza niektórzy chętnie straszą Unią, zapominając, że Unia Europejska to małżeństwo z rozsądku, w którym trzeba iść na kompromisy, bo w przeciwnym razie może zakończyć się bolesnym rozwodem. Alternatywą jest putinowska Rosja.

Potrzebę społecznego zaangażowania dostrzegli także nasi samorządowcy, którzy włączają mieszkańców w różne procesy decyzyjne. Jeszcze nie tak dawno unikano konsultacji społecznych, broniono się przed budżetami obywatelskimi, a Dni Rybnika, czy Wodzisławia Śląskiego były nastawione na wydarzenia nie wymagające od uczestników jakiejkolwiek aktywności. Dzisiaj część mieszkańców chce angażować się w działania lokalne. To dobry prognostyk na przyszłość, bowiem obywatele mają nie tylko prawa, ale także obowiązki względem całej wspólnoty.

Wracając do pytania postawionego na początku uważam, że wielkie rzeczy udają się tylko wtedy, kiedy robimy je wspólnie, ponad podziałami.

 

Komentarze

Dodaj komentarz