Chłopczyk bawił się z wężem jak z kolegą / Elżbieta Grymel
Chłopczyk bawił się z wężem jak z kolegą / Elżbieta Grymel

 

Ta opowieść jest znana nie tylko w naszych stronach, jednak nie wszędzie ma szczęśliwe zakończenie. Istnieją wersje, w których chłopczyk umarł z tęsknoty za wężem.

 

Dawniej ludzie wierzyli, że szczęśliwy to dom, w którym gad zamieszkał. Należy tu przypomnieć, że kiedyś gadami nazywano wszystkie węże, ale z czasem nazwa ta przylgnęła do niejadowitego zaskrońca, zaś Ślązacy nazywają go tak do dziś. Kiedy taki gad, mieszkający pod podłogą lub w ogaceniu chałupy, miał na głowie koronę, to był to sam król węży i mógł gospodarzom przynieść bogactwo pod warunkiem, że dobrze się z nim obchodzono. Tam, gdzie osiedlił się gad, z całą pewnością myszy i robactwa nie było. Potrafił też wytępić ślimaki i żaby w ogrodzie.

Piszę o tym dlatego, iż nie musicie wiedzieć, że kiedyś drewniane domy nie posiadały piwnic, a ich fundamenty były tylko płytko zagłębione w ziemi, dlatego szybko przemarzały. Żeby temu zapobiec, gacono, czyli ocieplano je mchem, słomą, sianem i łętami ziemniaków, a następnie koniecznie trzeba było zabezpieczyć tę warstwę przed opadami atmosferycznymi. Robactwo i drobna zwierzyna mogły więc przetrwać zimę w miejscu w miarę ciepłym i suchym.

I w takich to właśnie okolicznościach dziecko zaprzyjaźniło się z gadem. Opowieść o przyjaźni dziecka z zaskrońcem usłyszałam od mojej babci Elżbiety pochodzącej z Jejkowic, choć wiem, że jest ona znana także w innych częściach Polski. Podobno wydarzenie to miało miejsce ponad sto lat temu, kiedy moja babcia chodziła do szkoły podstawowej w Rybniku. Otóż pewna młoda wdowa była tak biedna, że posiadała tylko starą chałupę, a na życie zarabiała, pracując w polu u sąsiadów. Miała ona ślicznego, malutkiego syneczka. Kiedy szła do pracy w polu, z konieczności zostawiała go samego w domu, często nawet na cały dzień.

Jednak dziecko nie płakało, ponieważ odwiedzał je zaskroniec mieszkający w ogaceniu chałupy. Chłopczyk i wąż razem się bawili i jedli z jednej miseczki, którą matka stawiała dziecku na podłodze. I pewnie nikt by się o tym nie dowiedział, ale pewnego popołudnia do wdowy wybrał się sąsiad, który chciał ją wynająć do młócki. Kiedy wszedł do sieni usłyszał, że dziecko z kimś rozmawia, a że miał bardzo brzydki zwyczaj podglądania i podsłuchiwania, postanowił dowiedzieć się, z kim. Zanim zatem wszedł do izby, zerknął przez dziurkę od klucza i zdębiał: dziecko bawiło się z wężem.

– Jedź też chlebek, a nie tylko mleczko! – maluch tłumaczył zaskrońcowi, który zaglądał mu do miski z jedzeniem, a potem ujął go w rączki.

Wtedy sąsiad wyskoczył zza drzwi i zabił gada trzymaną w ręku pałką, bo sądził, że jest to jadowita żmija! Chłopczyk bardzo się przeraził i zaniósł się płaczem, a wieczorem dostał gorączki i rozchorował się na dobre. Różnie potem we wsi mówiono, jedni twierdzili, że choroba wzięła się z przestrachu, inni że dziecko tęskniło za gadem. Sąsiad opowiedział matce o tej przykrej pomyłce i zaraz posłano po "łowczorza"., ale on tu nie wiele mógł pomóc. Kazał czekać, aż dziecko samo się pozbiera z choroby.

Biedny chłopczyk przeleżał prawie bez życia już trzy tygodnie, a poprawy nie było żadnej, aż tu nagle pewnego ranka zaśmiał się głośno. Wystraszona matka wpadła do izby, bo myślała, że jej dziecko umiera, ale maluch uśmiechał się od ucha do ucha i wpatrywał w ścianę naprzeciwko łóżka. Dlaczego? Otóż pełzały po niej rozmaite cienie, a jeden z nich był bardzo podobny do gada, który ich odwiedzał.

Być może moja babcia wymyśliła to optymistyczne zakończenie specjalnie dla mnie, bo inne wersje tej opowieści, które usłyszałam znacznie później, takiego zakończenia nie miały. Tam dziecko umarło z tęsknoty za zaskrońcem.

Komentarze

Dodaj komentarz