Zamówili jedno z najdroższych dań, pili dobry alkohol, a potem chcieli uciec z knajpy. Jeden zdołał, drugiego zatrzymali kelnerzy!
Wszystko działo się w Delicjach przy rynku. Jednego z klientów dogonił i zatrzymał kelner Łukasz Srokol, który przez kilkanaście lat trenował judo w Polonii Rybnik! Panowie klienci wybrali sobie polędwicę wołową, pizzę z szynką prosciutto di Parma. Pili sporo alkoholu, piwo i wódkę, czarnego Smirnoffa. – Na bogato – śmieją się kelnerzy. Obaj myśleli, że to gastarbeiterzy, którzy harowali gdzieś w Holandii, przyjechali na tydzień do Polski, rozmienili 100 euro i chcieli dobrze zjeść. Zabawiali nawet naszych kelnerów rozmową, mówili, że też pracowali w gastronomii.
– W pewnym momencie nabraliśmy podejrzeń, że mogą uciec . Wyszli na papierosa na zewnątrz, a wcześniej palili w miejscu dla palących. Stwierdziliśmy, że musimy ich mieć na oku. Stali tyłem do nas, nie widzieli, że ich obserwujemy – mówią kelnerzy. Na początku klienci ruszyli spokojnym krokiem. Kiedy kelnerzy krzyknęli: panowie, rzucili się do ucieczki. Kelnerzy pobiegli za nimi, w białych koszulach, czerwonych kitlach. – Jeden był wolniejszy, może bardziej pijany. Jego udało się zatrzymać – opowiadają Łukasz Srokol i Mateusz Rekuć.
Klient jeszcze próbował się wyrwać. Usiłował kopnąć pana Mateusza. Wtedy kelner Łukasz chwycił delikwenta, przygwoździł go do ziemi. Jego kolega dzwonił w tym czasie na policję. – Nie chcieliśmy mu absolutnie zrobić żadnej krzywdy, bo nie daj Boże coś by mu się stało. Po prostu leżał sobie na ziemi do przyjazdu policji – zapewnia kelner Mateusz, któremu umiejętności z tatami zostały we krwi. Tymczasem zrobił się szum, pojawili się reporterzy rybnickiego portalu, którzy widzieli zajście z okna mieszczącej się w pobliżu redakcji.
Jakiś starszy pan odgrażał się kelnerom, zapowiedział, że pójdzie za świadka do sądu. – Powiedziałem mu, że może w takim razie zapłaci rachunek – mówi kelner Łukasz. Rachunek zapłaciła... siostra klienta. – Policja skontaktowała się z rodziną tego pana. Przyjechała siostra, zapłaciła rachunek. Przepraszała za brata, mówiła, że ma z nim same kłopoty – opowiadają kelnerzy. Zresztą sam klient też przeprosił, kiedy wychodził z samochodu. I pomachał kelnerom na pożegnanie. A policja? Ukarała 31-latka 500-złotowym mandatem.
Kelnerowi Łukaszowi taka historia przydarzyła się po raz pierwszy w życiu. Kelnerowi Mateuszowi kiedyś klienci powiedzieli od razu, że ma zadzwonić po policję, bo nie mają pieniędzy. – Najpierw jednak poprosili, żeby uprzedzić ich, gdy rachunek będzie dobijał do 300 złotych. Bo wtedy to byłoby tylko wykroczenie, nie kradzież – mówi kelner.
Nie czują się bohaterami. – Ktoś nas próbował okraść, więc zareagowaliśmy – mówią.
Komentarze