Dariusz P. w trakcie składania oświadczenia / Kamila Mytyk
Dariusz P. w trakcie składania oświadczenia / Kamila Mytyk

 

W piątek w rybnickim ośrodku Sądu Okręgowego w Gliwicach odbyła się kolejna rozprawa w procesie Dariusza P., oskarżonego o podpalenie domu w Jastrzębiu Ruptawie i spowodowanie śmierci swojej żony oraz czwórki dzieci. Zeznawało sześciu świadków, wśród nich były chłopak Justyny, jednej z córek Dariusza P., który stwierdził, że w domu Dariusza P. zawsze panowała dobra atmosfera. – Była to duża rodzina. Pan Dariusz zarządzał nią czasem twardą ręką, ale w takim normalnym znaczeniu. Justyna często mówiła, że jest bardzo ważne, żeby przestrzegała porządku domowego i wykonywała swoje obowiązki – powiedział Jakub. Powiedział także, że dzień przed pożarem Justyna mówiła mu, iż obawia się kolejnego pożaru – Bała się, że nad ich rodziną krąży jakaś klątwa – mówił. Opowiadał także o częstych odwiedzinach Dariusza P. w jego domu już po tragedii. - Rozmawialiśmy o tym, co się stało. Na początku były to bardzo trudne rozmowy, potem nawiązywały do wiary. Wspólnie przeżywaliśmy tę tragedię. Rozmawialiśmy też o roli strażaków. Pan Dariusz uważał, że akcja gaśnicza nie był przeprowadzona odpowiednio szybko – zeznał Jakub.
Następnie zeznania składało dwoje mieszkańców bloku w Pawłowicach, nieopodal którego mieści się stolarnia oraz myjnia samochodowa oskarżonego. Zeznawał także ochroniarz pracujący na terenie byłej jednostki wojskowej w Pawłowicach, która także znajduje się w pobliżu. Ich zeznania nawiązywały do alibi Dariusza P, który twierdzi, że feralnej nocy pracował w swoim warsztacie, a cała trójka powiedziała, że nigdy nie słyszała odgłosów nocnej pracy ze stolarni.  
Zeznania składała także jedna z uczestniczek pielgrzymki do Jerozolimy, na której Dariusz P. miał poznać Renatę P., a kilka miesięcy później jej się oświadczyć. Jak powiedziała, o żonie    i dzieciach wypowiadał się bardzo dobrze i czule, a ona nie wiedziała o związku Dariusza P. i Renaty P.
Jako ostatnia zeznania składała pracownica poczty w Opolu, która w czerwcu 2013 r. realizowała przekaz pieniężny wartości kilku tysięcy złotych na zlecenie Dariusza P. Nie pamiętała nazwisk osób związanych z przelewem, nie rozpoznała również w Dariuszu P. zleceniodawcy.
Sąd odczytał także zeznania dwóch osób, które nie mogły się osobiście stawić na sali rozpraw. Pierwszą z nich była dziennikarka TVP, która robiła reportaż o tragicznym pożarze. W jej zeznaniach pojawiły się informacje o wielu SMS-ach o treściach religijnych, jakie otrzymywała od oskarżonego. Zaniepokojona tymi wiadomościami, na wieść o aresztowaniu Dariusza P., zawiadomiła o nich policję. Drugie odczytane przez sąd zeznania złożył mężczyzna, u którego Dariusz P. miał wykonywać remont i który później miał z nim współpracować. W zeznaniach tych pojawiła się informacja o jego nierzetelności i niewywiązywaniu się z obowiązków. Zdaniem świadka Dariusz P. proponował mu także pracę na czarno. W zeznaniach mężczyzny znalazły się także informacje, że nie chciał pracować u oskarżonego, gdyż ten jego zdaniem kombinował, brał zaliczki, a nie kończył pracy, miał także nie płacić pracownikom, za co oni zdaniem świadka kradli mu towar. W zeznaniach pojawiło się zdanie, że Dariusz P. „umiał dobrze manipulować ludźmi” i przekonanie świadka, że oskarżony jest winny zarzucanych mu czynów.
Pod koniec rozprawy Dariusz P. złożył oświadczenie, w którym odniósł się do zeznań poszczególnych świadków. W kwestii nocnej pracy tłumaczył, że zawsze była ona bardzo cicha, aby nie przeszkadzać sąsiadom. Mówił także, że SMS-y wysyłane do dziennikarki były fragmentami „listów od Boga”, które on otrzymywał od kogoś innego. Jeden taki list zazwyczaj mieścił się w sześciu do dziesięciu wiadomościach tekstowych Dariusz P. zeznał, że takie wiadomości otrzymywało od niego codziennie ponad 80 osób, do dnia zatrzymania mógł ich więc wysłać nawet kilkanaście tysięcy. Tłumaczył, że dla niego te teksty były bardzo ważne, więc chciał się nimi podzielić z innymi. Długo wyjaśniał także przebieg znajomości z mężczyzną oskarżającym go o nierzetelność w pracy. Twierdził m.in. iż był to pracownik, z którym nikt w jego ekipach nie chciał pracować i zaprzeczał, jakoby miał mu proponować pracę na czarno. Wyraził także swoje oburzenie jego oskarżeniami.
Sąd odroczył rozprawę do 7 marca.

3

Komentarze

  • czekający na wizytę u specjalisty Bogaty Kraj 31 stycznia 2016 11:36W Stanach ta rozprawa zakończyła by się po tygodniu i to wyrokiem kary śmierci. Ale Polska to bogaty kraj i może sobie pozwolić na olbrzymie koszty. Po procesie zafundujemy mu psychologa,lekarzy specjalistów i wygodne mieszkanko, oczywiście , bo jesteśmy bogatym krajem, a Społeczeństwo jest bogate.
  • głos NO TAK -JAK TRWOGA 30 stycznia 2016 14:47 NO TAK -JAK TRWOGA TO DO BOGA !!
  • Anna a to ś(...)!! 30 stycznia 2016 09:56No i proszę...jakiej aresztanckiej "ogłady" to nabrało przez ten czas

Dodaj komentarz