Milka dopiero u drugich państwa zorientowała się, że skierował ją do nich młody człowiek z portetu / Elżbieta Grymel
Milka dopiero u drugich państwa zorientowała się, że skierował ją do nich młody człowiek z portetu / Elżbieta Grymel

 

Milkę skrzywdzili żywi, ale docenili umarli. Z tej opowieści płynie też jednak wniosek, że w zaświatach nie ukryje się żaden zły ludzki uczynek!

 

Pewna dziewczyna imieniem Milka została wydalona ze służby za coś, czego nie zrobiła! Ktoś skradł dwa srebrne widelce po urodzinowym przyjęciu pana domu, dlatego pani sama przeszukała pokoje służby. Widelce leżały w kuferku Milki. Dziewczyna domyśliła się, że była to zemsta młodego panicza, który już wcześniej odgrażał się jej, kiedy nie chciała mu być powolna. Broniła się przed fałszywymi zarzutami, ale i tak nikt jej nie uwierzył. Tak więc znalazła się w nocy na ulicy, w lichym odzieniu i z jedynym kuferkiem w ręce. W pobliskiej bramie przeczekała do świtu, a kiedy dzwoniono na jutrznię, skierowała się w stronę kościoła.

Tam było tylko nieco cieplej niż na zewnątrz, ale zmęczona dziewczyna zdrzemnęła się. Śniło jej się, że ktoś wyciągał do niej rękę i prosił ją o pomoc. Ten sam sen powtórzył się aż trzy razy, ale Milka nie widziała twarzy proszącego. Kiedy się obudziła, stwierdziła, że w ręce ściska kurczowo swoją ostatnią monetę. Pomyślała, że to o nią prosił ktoś ze snu. Rozejrzała się wokół. Do filara, przy którym siedziała, była przymocowana mała skarbonka. Napis głosił: "Na msze św. za dusze czyśćcowe". Dziewczyna wrzuciła tam swój grosik, a potem uklękła pod krucyfiksem wiszącym na sąsiedniej ścianie i odmówiła modlitwę za zmarłych. Modliła się długo i żarliwie także o znalezienie pracy, choć miała niewiele nadziei, że jej się to uda, bo pani nie dała jej referencji, a jeszcze straszyła policją i więzieniem.

Milka wyszła z kościoła jako ostatnia. Tuż przy wrotach kościelnych podszedł do niej jakiś młody, choć dość staroświecko ubrany mężczyzna i wręczył jej kartkę. Widniał na niej adres i dopisek: poszukuje się służącej. Dziewczyna chciała mu podziękować, lecz tajemniczy dobroczyńca zniknął. Bez trudu odnalazła mały domek na peryferiach miasta. Kiedy stanęła pod jego drzwiami, postanowiła upewnić się, czy adres jest właściwy, lecz nie znalazła kartki w kieszeni. Musiała ją zgubić gdzieś po drodze. Po chwili w drzwiach pojawiła się siwiuteńka starowinka, więc dziewczyna zapytała o służbę. Staruszka istotnie nosiła się z zamiarem przyjęcia służącej, choć jak dotąd nikomu o tym nie wspomniała.

Przyjęła jednak dziewczynę z otwartymi ramionami. Milka zamieszkała u nowych państwa. Staruszkowie byli pogodni i traktowali ją jak córkę, choć jak wnioskowała z ich rozmów, los ciężko ich doświadczył. Służącą dziwiło tylko, że pani nigdy nie kazała sprzątać pokoju na górze i że drzwi były tam cały czas zamknięte, ale uznała w końcu, że każdy może mieć swoje tajemnice, zwłaszcza, jeżeli one nikomu nie szkodzą. Kiedy pewnego razu weszła na schody, żeby udać się na strych, dobiegł ją cichutki płacz. Drzwi do tajemniczego pokoju były otwarte. Staruszka siedziała w fotelu na biegunach i łkała cichutko. Wszystko wokół pokrywała gruba warstwa kurzu. Na ścianie naprzeciwko drzwi wisiał portret młodego mężczyzny, prawie chłopca. To był ten sam człowiek, który dał Milce kartkę z adresem, tylko wtedy był inaczej ubrany...

Z ogromnym zdziwieniem państwo wysłuchali opowieści służącej. Okazało się, że mężczyzna z portretu to ich syn, który zginął wiele lat temu, a Milka widziała go w ubraniu, w którym go pochowano. Od tego dnia oboje państwo poweseleli, a pokój na górze gruntownie wysprzątano. Rodzice uznali, że to syn opiekuje się nimi z zaświatów i przysłał im Milkę, by była ich podporą na starość. I dziewczyna służyła u nich jeszcze kilka lat. A po śmierci państwa została właścicielką ich małego domku i wyszła za mąż za organistę z pobliskiego kościółka. Miała trójkę dzieci i często opowiadała im o tym, jak w młodości pomógł jej duch z portretu wiszącego w salonie.

Komentarze

Dodaj komentarz