Na księgarskie półki niedawno trafił "Tetragon". To już trzecia książka Arnolda Płaczka i, jak zapowiada autor, na pewno nie ostatnia.
Syn wiceszefa policji znika w podejrzanych okolicznościach. O śledztwo, a w zasadzie ciche zbadanie okoliczności zdarzenia, zostaje poproszony detektyw Adams. W tym samym czasie inny detektyw, Ross, prowadzi śledztwo w sprawie zwłok, które odnaleziono w opuszczonym magazynie. W trakcie poszukiwania kolejnych dowodów obie sprawy coraz bardziej się do siebie zbliżają, aż w końcu okazuje się, że detektywi obaj pracują nad tym samym, a w tle śledztwa nieustannie pojawia się... szarańcza. Tak w dużym skrócie można by nakreślić fabułę książki "Tetragon" pióra Arnolda Płaczka, mieszkańca Rydułtów. Pisarz swoje książki publikuje pod pseudonimem Thomas Arnold, a na swoim koncie ma już wydane trzy pozycje.
Pierwsza z książek Rydułtowianina to kryminał medyczny pt. "Anestezja", "33 dni prawdy" to z kolei kryminał, którego kontynuacja w postaci "Tetragonu" właśnie się ukazała. – "33 dni prawdy" i "Tetragon" to dwie pierwsze części większej serii. Mam pomysł na pięć książek i ogromną nadzieje, że całą serię uda się zrealizować i że spodoba się ona czytelnikom – mówi Arnold Płaczek. W najnowszej książce pojawia się ugrupowanie ludzi, którzy wierzą w coś, w co wierzyć nie powinni. – Mówi się, że wiara przenosi góry, w tym wypadku są to jednak nie te góry, co trzeba. Sporo inspiracji przy pisaniu czerpałem z Apokalipsy św. Jana, przede wszystkim oparcie na symbolice – mówi autor.
Jak wyjaśnia, jego bohaterowie zapatrzeni są w cztery różne symbole. Ich zapatrzenie w odmienne, niż większości społeczeństwa idee może doprowadzić nawet do fanatyzmu – opowiada o swoim dziele autor. Książka przeznaczona jest raczej dla osób dorosłych, ale zapewne spodoba się także młodzieży. – Z odzewu na "33 dni prawdy", głównie z internetu, wiem, że historia podobała się młodym ludziom. Co prawda "Tetragon" to kontynuacja, jednak spokojnie mogą ją czytać nawet osoby, które nie znają "33 dni prawdy". Obie powieści łączą główni bohaterowie, dwaj detektywi, którzy stanowią swoje całkowite przeciwieństwa. Śledztwa i główne wątki są w obu książkach jednak zupełnie inne – mówi Arnold Płaczek.
Jak przyznaje autor, pomiędzy dwiema pierwszymi książkami serii napisał coś całkowicie innego, jednak 140 stron trafiło do kosza. – Coś się w tej historii nie kleiło. Skończyło się na dwóch miesiącach podsumowanych klawiszem delete. Nie jest tak, że dążę do tego, aby każda moja historia się ukazała. Moja pierwsza książka "Mauzoleum" nadal leży w przysłowiowej szufladzie. Nikt jej nie czytał. Historia jest ciekawa, ale wiem, że książka nie jest dobrze napisana, dlatego też nie staram się o jej wydanie. Cały czas uczę się pisania i tak pewnie będzie już do końca – przyznaje Arnold Płaczek, który z wykształcenia jest farmaceutą i pracuje w swoim zawodzie.
Pisze po godzinach, a książki jego autorstwa, łącznie z najnowszą pozycją, można nabyć w niemalże każde księgarni na terenie Śląska, można je także wypożyczyć w większości bibliotek. – Lektura "33 dni prawdy" bardzo mnie wciągnęła, bywały wieczory, że siedziałam nad tą książką do północy. Ogólnie bardzo lubię kryminały, a w tej książce można znaleźć i ciekawą akcję i zaskoczenie, tak więc czyta się bardzo dobrze – zachwalała Anna Baranowska podczas spotkania autora z czytelnikami, które odbyło się w jednej z rydułtowskich księgarni.
Komentarze