Pasjonaci w starym chodniku / Zbiory eksploratorow
Pasjonaci w starym chodniku / Zbiory eksploratorow

 

Jan Duerschlag wraz z grupą zaprzyjaźnionych pasjonatów dokonał w Sudetach niesamowitego odkrycia. To sztolnia w Srebrnej Górze!

 

Czuję się jak Indiana Jones! – wykrzyknął na widok starej sztolni Paweł Gancarz, wójt niewielkiej gminy Stoszowice, do której należy Srebrna Góra. Miejscowość słynęła do tej pory głównie z pruskiego fortu, zresztą największego w Europie. Od kilku dni może się poszczycić nową, na razie jeszcze niedostępną dla turystów atrakcją – zabytkową kopalnią srebra. Jej właścicielem i jednym z eksploratorów jest Jan Duerschlag, przedsiębiorca i pasjonat z Rybnika, który w rozmowie z nami wspomina, jak to wszystko się zaczęło.

– Bardzo romantycznie, od wspólnej podróży z moją przyszłą żoną do tego malowniczego miejsca. Było to jakieś dziesięciu lat temu. Okolice Srebrnej Góry tak nam się spodobały, że kupiliśmy tam działkę i wybudowaliśmy domek. Po jakimś czasie na jednej z parceli zauważyliśmy tabliczkę z informacją, iż w tym miejscu już w średniowieczu prowadzone prace górnicze. To mnie zainspirowało do dalszych poszukiwań – wspomina Jan Duerschlag,

Zaczął szperać w archiwach, nawiązał kontakt z badaczami historii górnictwa na tamtym terenie, Krzysztofem Krzyżanowskim i Dariuszem Wójcikiem, którzy już parę lat wcześniej pisali na ten temat w miesięczniku "Sudety". Do poszukiwań dołączył niebawem dr hab. Tomasz Przerwa, który natknął się m.in. na informację, że już wcześniej były plany udostępnienia starej kopalni turystom. Wyznaczono nawet emerytowanego górnika do oprowadzania wycieczek, jednak na tym się skończyło, bo nikt nie umiał znaleźć sztolni. – Wielu ludzi o niej wiedziało, jednak najtrudniejsza była interpretacja starych map oraz jej lokalizacja. Wreszcie po pięciu latach się udało. Znaleźliśmy kopalnię dokładnie 13 listopada o godzinie 13. Data i godzina są rzeczywiście symboliczne – uśmiecha się rybniczanin.

Wspomina, że samo przebicie ściany do sztolni przypominało scenę z filmu "Vabanque". Dokonał tego jeden z eksploratorów, który w tym samym momencie krzyknął o tym do pozostałych. – Jarek jest jednak w naszym zespole największym kawalarzem i początkowo nikt mu nie uwierzył. Słyszeliśmy jego wołanie, ale myśleliśmy, że może na jego zachowanie wpłynął tym razem brak tlenu – żartuje Jan Duerschlag. Kiedy w końcu wszyscy zeszli do kolegi, stanęli u progu niesamowitego świata. Zobaczyli sztolnię sprzed prawie stu lat! – Ostatni górnik wyszedł stamtąd w latach 20. ubiegłego wieku. Po prostu zgasił światło, zamknął czy zawalił skałami wejście, a w chodnikach zapadł mrok i cisza – mówi pasjonat z Rybnika.

Dodaje, że struktura kopalni srebra jest odmienna od tych, które znamy na Śląsku. Poszukujący srebra górnicy bardzo wolno drążyli chodniki, posuwali się zaledwie centymetr na dzień. – Najbliżej wyjścia mamy więc najstarszą część, a im dalej, tym chodniki są nowsze. Wysłaliśmy już do badań laboratoryjnych próbki drewna, tym sposobem będziemy w stanie określić wiek kopalni. Jej początki mogą sięgać nawet XVI wieku – podsumowuje rybniczanin. Tymczasem Paweł Gancarz, wójt Stoszowic, zaciera ręce. O Wałbrzychu było w tym roku bardzo głośno, ale złotego pociągu wciąż nie znaleziono. – O poszukiwaniach w Srebrnej Górze mało kto wiedział, a mamy takie wielkie odkrycie – cieszy się gospodarz gminy.

Jak mówi Jan Duerschlag, ten brak rozgłosu nie był zamierzony, a o szczęśliwym finale zdecydował przypadek. – Prowadziliśmy badania, ale specjalnie nie było czym się afiszować. Przyznaję, że odkrycie przerosło nasze oczekiwania. Z interpretacji starych map wynikało, że dotrzemy do 2-3 chodników, tymczasem naszym oczom ukazała się duża sztolnia – mówi pasjonat. Dodaje, że stara kopalnia srebra jest niebezpieczna, część chodników stoi zasypana. – Udostępnienie ich turystom będzie wymagało wielu prac i przygotowań, ale bylibyśmy szczęśliwi, gdyby się udało – podkreśla Jan Duerschlag. Za naszym pośrednictwem podziękuje grupom poszukiwaczy z Rybnika, z Wrocławia, Krzysztofowi Krzyżanowskiemu i Dariuszowi Wójcikowi, dr. hab. Tomaszowi Przerwie, bez których cała akcja nie doszłaby do skutku.

– Dziękuję także Jerzemu Kłosokowi, mojemu nauczycielowi historii w Zespole Szkół Mechanicznych w Rybniku, od którego pod koniec lat 70. dostałem naciąganą tróję. Myślę, że teraz mógłbym się nieco z historii podciągnąć – podsumowuje żartobliwie odkrywca z Rybnika. Warto wspomnieć, że Jan Duerschlag ma wiele pasji. Zawodowo zajmuje się projektowaniem oraz produkcją form architektonicznych, takich jak świetliki dachowe czy zadaszenia. Pochodzi ze starej śląskiej rodziny rzemieślników. Jego przodkowie przywędrowali do Rybnika w 1724 roku z Węgier. Zajmowali się budową instrumentów muzycznych, głównie organów, a potem fotografią i architekturą.

Komentarze

Dodaj komentarz