Kwatera powstańcza na rybnickim cmentarzu. Ile dziś znaczą słowa wyryte na murze? / Jzef Kolarczyk
Kwatera powstańcza na rybnickim cmentarzu. Ile dziś znaczą słowa wyryte na murze? / Jzef Kolarczyk

 

Powstańcze strzały jeszcze nie ucichły, a już okazało się, że właściwie nikt nie chciał tego trzeciego śląskiego zrywu, a jego uczestnicy stali się obciążeniem. I to dla wszystkich, a państwo polskie nie bardzo było w stanie im pomóc!

 

Do trzeciego powstania wezwani byli nagle w noc z 2/3 maja 1921 roku. Po "neutralizacji przeciwnika" w swej najbliższej okolicy mieli powrócić do rodzin i zakładów pracy. Nim się spostrzegli, przerzuceni zostali na linię frontu. Zabijali i byli zabijani, patrzyli śmierci w oczy jak każdy człowiek – ze strachem i odrazą. Wrócili już nie tacy sami – schorowani na ciele i duszy. W snach jawiły się twarze poległych przyjaciół i wrogów. Niejeden poniósł uszczerbek na zdrowiu, na duszy każdy z nich. Nic więc dziwnego, że w ciągu zaledwie siedmiu miesięcy, od 1 stycznia do 31 lipca 1921 roku, na Górnym Śląsku 321 osób odebrało sobie życie.

 

Kto wrócił

 

Po oficjalnym wygaszeniu powstania w dniu 5 lipca 1921 roku i demobilizacji powrócili do rodzin i zakładów pracy, zamienili karabiny na narzędzia, które lepiej pasowały do ich twardych dłoni. Niestety, wielu z nich nie powróciło do swych, żon, dzieci, rodziców, przyjaciół. Mówi się i pisze, że ofiarowali życie za święte idee, ale to mówią i piszą żywi, bo nikt z tych, co odeszli, nie powie i nie napisze, że ten najcenniejszy dar dany im przez Boga został im gwałtem odebrany, bo nikt nie pragnie składać swego życia w ofierze na żadnym ołtarzu wzniesionym przez ludzi dla ludzi. Po powstaniach, zwłaszcza po tym trzecim, pozostało setki wdów, sierot, inwalidów i zniedołężniałych starców pozbawionych opieki.

Z zewsząd dochodziły chóralne głosy ubolewania nad poległymi, okaleczonymi i zaginionymi, gorzej było z tą przysłowiową kromką chleba dla tych, których ten opiewany z wyniosłością ból dotknął. Przejęte dla Polski kopalnie, huty i fabryki posiadały wymierną wartość, ale już bezimienne mogiły, ubóstwo i nędza stały się zjawiskiem niepożądanym i kłopotliwym. Jeszcze zanim powstańcy rozeszli się do domów, Komisja Międzysojusznicza wydała ogólną amnestię dla obu stron konfliktu. Powstańcy pewni swych praw wracali do rodzin i zakładów pracy, ale tu niejednego spotykało bardzo chłodne przyjęcie.

 

Chłodne przyjęcie

 

Dawni znajomi odwracali się od nich, w okolicach dworców urządzano obławy na wracających z powstania, rozpoznawano ich po zdartych ubraniach, tobołkach i ogorzałych twarzach, takich zazwyczaj bito, kopano i kazano się wynosić. Niejednokrotnie ofiara tak okrutnego traktowania z powstaniem nie miała nic wspólnego. Atmosferę tamtych dni obrazuje nam uroczyste nabożeństwo w intencji poległych powstańców odprawione w kościele pw. Matki Boskiej Bolesnej w Rybniku w czwartek 10 listopada 1921 roku. W świecącej pustkami świątyni mszę celebrował ksiądz kapitan Józef Okrent (1882-1953) w asyście księdza Jana Brandysa (1886-1970) i księdza Jana Matejczyka (1887-1947).

Rozgoryczony uczestnik tego nabożeństwa, redaktor "Sztandaru Polskiego" na łamach swej gazety napisał: "Gdzież to byli koledzy powstańcy tych zmarłych!? Gdzie były te szerokie masy, które widywano dawniej w pochodach. Mało jest jednak takich, którzy czują wdzięczność dla wylanej krwi. Kiedy oto przed paru tygodniami ogłoszono, że Rybnik przypada do Polski, to prawie każdy dom przybierał barwy narodowe. Całą noc strzelano z radości. A jednak pomodlić się za tych, którym zawdzięczamy odzyskanie wolności, do tego nie czuje nikt potrzeby. Mimo woli nasuwa się pytanie, czy ci, którzy co dopiero manifestowali tak dobitnie za Polską, są rzeczywiście dobrymi Polakami?" – napisał dziennikarz.

 

Polacy dla interesu

 

"Czy oni nie są Polakami tylko dla interesu, lub dlatego, że teraz taka moda? Zdaje się, że niejeden wywiesi chorągiew polską, bo to może być korzystniej dla niego, zapłaci na cele patriotyczne kilka marek, bo mu to otworzy drogę do świetnego interesu, przypnie orzełka do piersi, bo tak wszyscy dziś robią – ale to już wszystko, co uczyni dla sprawy. Dziś mamy takie wrażenie, że gdyby Rybnik pozostał przy Niemczech, to niejeden z tych, którzy dziś są Polakami i manifestują za Polską, stałby się naraz największym wrogiem polskości!"– czytamy w tekście redaktora. I prawda była taka, że powracający z frontu powstańcy napotykali na szereg złośliwości i utrudnień.

Jedną z form szykan były drobiazgowe badania lekarskie, którego wyniki nie pozwalały zazwyczaj na ponowne zatrudnienie. Zwykle też niemieckie kierownictwo zakładu pracy żądało poświadczenia od kandydata na pracownika, że nie brał on udziału w powstaniu. Poświadczenie takie mogli wystawić jedynie miejscowe niemieckie komitety plebiscytowe albo niemiecki sołtys lub nauczyciel. Kto czegoś takiego nie dostarczył, tracił szansę otrzymania pracy, zaś ci, którzy po taki dokument się zgłosili, dostawali je bez żadnych przeszkód. Przez wydawanie takich poświadczeń głównie chodziło o upokorzenie uczestników powstań i przekonanie opinii międzynarodowej, że to nie tutejsza ludność wywołała rebelię, a polscy agenci.

 

Sprawa Sobika

 

Oburzone władze polskie przeciwstawiały się takim metodom, ukazywały się odezwy i ostrzeżenia, żeby żaden polski robotnik nie podpisywał umów pracy na narzucanych warunkach i nie pobierał wymaganego poświadczenia. Apelowano do sumień byłych powstańców, by byli dumni z udziału w walce i nie zapierali się tego w tak poniżający sposób, zdradzając siebie, współtowarzyszy i rodaków. Na niewiele się to jednak zdało, gdyż praca i chleb dla rodziny były wartościami o wiele cenniejszymi. Z dnia na dzień pogarszała się sytuacja życiowa przeciętnej rodziny górnośląskiej, co przekładało się na narastającą wrogość do rzeczywistości i do tych, co ją stworzyli.

Głośna stała się sprawa Nikodema Sobika, który w trzecim powstaniu jako dowódca batalionu współuczestniczył w zajęciu Żor, Rybnika i brał czynny udział w krwawej potyczce o Paruszowiec. Kiedy 22 listopada 1922 roku zjawił się w mundurze porucznika Wojska Polskiego na zabawie tanecznej w rodzinnym Rowniu, w sali zawrzało. W obronie swego dobrego imienia i honoru oficer wyciągnął rewolwer, z którego śmiertelnie ranił 56-letniego rolnika Kaska, ojca dziesięciorga dzieci. Policja zarzuciła mu zabójstwo, nawet gazety polskie potępiły czyn znanego z popędliwości 28-letniego człowieka, który niespełna trzy miesiące wcześniej na rybnickim rynku otrzymał order Virtuti Militari z rąk marszałka Józefa Piłsudskiego.

 

Rozporządzenia i zapomogi

 

Przy okazji tej kryminalnej sprawy prasa upomniała się o wyniki śledztwa skradzionych maszyn do pisania, z których jedną sprzedał właśnie Nikodem Sobik. Należy dodać, że jeszcze w trakcie trwania działań zbrojnych częstymi objawami nietolerancji i dyskryminacji w stosunku do powstańców oraz ich rodzin zajęła się Naczelna Władza na Górnym Śląsku. W połowie czerwca 1921 roku wydała rozporządzenie chroniące prawa osób, które służyły lub nadal służą w polskich Górnośląskich Siłach Zbrojnych. Dokument ten podpisany przez Wojciecha Korfantego i członków wydziału wykonawczego nakazywał ponowne zatrudnianie, udzielanie pomocy oraz wsparcia zwolnionym z sił zbrojnych powstańcom i ich rodzinom.

Za niestosowanie się do przepisów rozporządzenia groziła pracodawcom grzywna do 500 tysięcy marek niemieckich i kara do sześciu miesięcy aresztu. Mało kto jednak respektował to rozporządzenie. Zdemobilizowani powstańcy wracali do swych wybiedzonych i głodnych rodzin. Część z nich wraz z kartą zwolnienia z formacji wojsk powstańczych otrzymała wyrównanie zaległego żołdu, większość jednak miała w kieszeni tylko kwitek na jego wypłacenie w lokalnych komisjach likwidacyjnych. Ich domu żony i dzieci, które najczęściej wcale nie dostały należnej zapomogi rodzinnej, z nadzieją oczekiwały na niezbędne do życia pieniądze. Nic więc dziwnego, że wracający z frontu powstańcy natarczywie domagali się uregulowania obiecanych należności wobec siebie i swych rodzin.

 

Apel po czasie

 

Coraz mocniej naciskana komisja likwidacyjna na powiat rybnicki, która urzędowała w Rybniku przy ulicy Żorskiej 36 nieoczekiwanie za pośrednictwem prasy wezwała wszystkich powstańców posiadających wymagane kwitki do obowiązkowego wpisania się na listę uprawniającą do odbioru zaległego żołdu, gdyż w przeciwnym razie prawo to będzie im odebrane. Ostateczny termin załatwienia tych formalności wyznaczono na 16 lipca 1921 roku, zaś ogłoszenie w najbardziej wtedy poczytnej gazecie "Sztandar Polski" ukazało się dopiero 13 lipca 1921 roku. Można zatem przyjąć, że w czasach skromnej jeszcze komunikacji medialnej ten niebywale krótki termin wręcz uniemożliwiał odbiór zaległych należności.

Ponadto komisja likwidacyjna zwróciła się do zarządów gminnych o przygotowanie tzw. list wsparć tylko dla tych rodzin, które rzeczywiście go potrzebowały. Od zainteresowanych wymagano oświadczenia o wysokości wsparcia już odebranego i zaległego. Dodatkowym warunkiem przydzielenia zapomogi dla żony i dzieci było ukazanie uwierzytelnionego poświadczenia formacji powstańczej, w której mąż służył, bądź też karty zwolnienia potwierdzającej służbę męża w tych formacjach. Podobna procedura obejmowała uprawnienia do zapomogi dla rodziców powstańca, jeśli był on jedynym żywicielem rodziny. W tym przypadku należało się jeszcze wystarać się o zaświadczenie lokalnej władzy cywilnej (np. sołtysa).

 

Zaliczki na poczet

 

Każdy zgłaszający się po wypłatę zaległego żołdu otrzymywał jedynie zaliczkę na jego poczet, resztę miano wysyłać pocztą w nieustalonym terminie. Utrudnieniem były też różne termin odbioru należności. Przykładowo pod koniec lipca 1921 roku Komisja Likwidacyjna w Gliwicach w poniedziałki wypłacała renty dla inwalidów, wdów i sierot, w środy zaległości dla ludzi formacji frontowych, zaś w piątki dla straży obywatelskiej. Znacznie później wypłacanie zaległych żołdów powstańczych i zapomóg rodzinnych odbywało się w powiecie rybnickim, bo dopiero w dniach 24-29 października 1921 roku, co ogłoszono w "Sztandarze Polskim" nr 245 z 23 października 1921 roku. 24 i 25 października pieniądze wypłacano w punkcie w Dębieńsku, 26 w Przegędzy, 27 w Suminie, 28 w Wielopolu i 29 października w Zebrzydowicach.

2

Komentarze

  • anonim Do Cleo 04 października 2015 17:51Czyli ci którzy co dopiero manifestowali tak dobitnie za Polską są zeczywiscie dobrymi Polakami ??? niestety nie byli bo kościół dosłownie był pusty , była jedną wdowa i Radiator. Z relacji starszyzny manifestowali bo musieli przez groźby zielonych ludzikow Polaków , w którym gospodarstwie, domu,nie będzie Polskiej fany to będzie wypalony (dom , stodoła itd.)albo wysiedlony (wygnany) a po drugie takiej biedy , głodu , nie mieli jak żyli, i jak mieli iść do kościoła podziękować tym co tyn smud -głód -ubóstwo -złodziejstwo i bezrobocie przyprowadzili na Śląsk z Polski jako powstańcy Śląscy.
  • cleo Zezłomujom nos. 15 września 2015 06:47Dzisiej colki Slonsk je warszawce niypotrzebny..Pudymy wszyscy po fechcie,bydymy na warszawiokow i muzulmanow robic za grosze.

Dodaj komentarz