Kaganki życia w pieczarze, do ktrej Śmierć zaprowadziła Adamusa / Elżbieta Grymel
Kaganki życia w pieczarze, do ktrej Śmierć zaprowadziła Adamusa / Elżbieta Grymel

 

Kostucha jak zapowiedziała, tak zrobiła. Doktor ją oszukał, więc w ramach wyrównywania rachunków po prostu zdmuchnęła kaganek jego życia. Ciała nigdy nie odnaleziono.

 

Dziś trzecia część opowieści o przygodach naszego Bartka, który po skończonych studiach wracał do domu. Po godzinie marszu od miasteczka ujrzał zarys budynku odcinający się wyraźnie od tła lasu. Zdziwiło go tylko, że wszędzie było ciemno, a stary Wojciech rad siedział w swojej pracowni do późnej nocy. Nie szczekały też psy, wszędzie panowała głucha cisza, zupełnie, jakby wszyscy wymarli! Ta niedorzeczna, z pozoru, myśl okazała się jednak prorocza: Stary aptekarz siedział w swoim ulubionym fotelu, ale musiał nie żył od kilku godzin. W ręku trzymał list adresowany do Adamusa, a dwa wierne psiska spały wiecznym snem u jego stóp. To jednak wcale nie był koniec przykrych niespodzianek!

W liście aptekarz prosił bowiem Bartka, by pochował zwłoki jego prawdziwego syna Adamusa w poświęconej ziemi, ale jak to zrobić, tego młody medyk już niestety się nie dowiedział, bo w tym miejscu list się urywał. Wtedy Bartkowi przypomniało się, że kiedyś aptekarz zabronił mu otwierać drzwi prowadzące na strych. Poszedł więc do owych drzwi i zauważył, że tm razem w zamku tkwił klucz. Przekręcił go, wszedł i cóż zobaczył? W środku pustej sali na krześle przypominającym tron siedział chłopiec, może dwunastoletni, a raczej to, co z niego zostało!

Doktor skrzętnie pozbierał kości i kosteczki do worka i jeszcze przed świtem na własnych plecach zaniósł do na miejscowy cmentarz. Z trudem odsunął płytę na grobie aptekarzowej i przyniesiony worek opuścił w ziejącą czeluść. Tym sposobem szczątki syna spoczęły przy matce. Potem Bartek odmówił stosowne modlitwy i ponownie zasunął kamienną płytę. Teraz już tylko on był Adamusem, synem Wojciecha, choć wiedział, że bierze na swoje barki brzemię, które będzie mu ciążyło do końca życia. Zgodnie z życzeniem, jakie niegdyś wyraził atary aptekarz, nowy Adamus pochował swego przybranego ojca na tym samym cmentarzu, w miejscu nieco oddalonym od innych grobów. Na owej górce rosły trzy krzywe brzozy i roztaczał się z niej wspaniały widok na miasteczko.

W niedługo potem Bartek Adamus został sławnym doktorem. Zgromadził wiele bogactw, ale nie miał jednak ich z kim dzielić. Nawał pracy spowodował bowiem, że się nie ożenił i wciąż żył samotnie w ponurym dworku odziedziczonym po aptekarzu Wojciechu. Wszystko szło mu dobrze, póki słuchał zaleceń Śmierci, ale wszystko ma swój kres. Kiedyś lekarza wezwano wieczorem do domu pewnej, biednej wdowy. Chorowała jej jedyna malutka córeczka. Dziewczynka była śliczna jak aniołek i doktorowi drgnęło serce na jej widok, niestety nie miał tu już wiele do roboty, bo Kostucha stała przy głowie dziecka. Rzucił jej błagalne spojrzenie, prosząc w duszy, by odroczyła swój wyrok o godzinę. Śmierć miała wtedy dużo roboty i oddaliła się, obiecując jednak niebawem wrócić.

Wtedy nie najmłodszy już doktor przestawił łóżeczko dziewczynki i po powrocie Kostucha stanęła w nogach łóżka. Kiedy zrozumiała, że Bartek po prostu ją oszukał, wyskoczyła na dwór wybijając szybę w oknie. Dla doktora była to zła wróżba, choć już nad ranem dziewczynka poczuła się lepiej, a on mógł wrócić do siebie. Wsiadł zatem do swojej bryczki, ale nie ujechał daleko, bo przy Żabim Stawie stała jego stara znajoma. Jednym ruchem ręki zatrzymała powóz, a potem kazała doktorowi wysiąść.

– Pójdź za mną doktorze! – rozkazała stanowczo i poprowadziła go do jakiejś pieczary, o istnieniu której nikt z okolicznych mieszkańców nie miał bladego pojęcia. Mrok panujący we wnętrzu rozjaśniały tam liczne kaganki. Jedne paliły się jasnym, mocnym światłem, inne niemal dogorywały. Najbliżej nich stała lampka z imieniem Bartek. Paliła się równym żółtym światłem. – To twoje życie doktorze! Pamiętasz, co kiedyś mówiłam? Zawsze wyrównuję swoje rachunki: życie za życie! – powiedziała i dmuchnęła z całej siły w kaganek doktora. Knot zaskwierczał, zgasł, a potem zapanowała wieczna ciemność.

Rano koło Żabiego Stawu przejeżdżał rolnik podążający na swoje pole i zauważył bryczkę doktora stojącą na drodze, ale jego samego nigdy nie odnaleziono. Nigdy też nie odnaleziono też ciała. Dlaczego? To pytania pozostanie już bez odpowiedzi.

Komentarze

Dodaj komentarz