Mirosław Grka wychował się na Wrębowej / Dominik Gajda
Mirosław Grka wychował się na Wrębowej / Dominik Gajda

 

Wedle niektórych rock czy metal kojarzy się ze Złym. Tymczasem z tą muzyką związanych jest wielu ludzi z branży pomocy społecznej, jak na przykład Mirosław Górka.

 

Mirosław Górka, pracownik Ośrodka Pomocy Społecznej w Rybniku i doktorant Uniwersytetu Śląskiego, po godzinach redaguje zina "Rise For Victory" o ekstremalnych odmianach muzyki metalowej. Przygotował również składankę CD, prezentującą scenę metalową Rybnika. Płyta nosi nazwę "Sharks Attack", czyli "Atak Rekinów". Pan Mirek zebrał na niej 17 utworów 17 różnych zespołów z miasta. Okładkę zaprojektował Wojciech Kulesza, prezes Fundacji Widzialni i jednocześnie basista zespołu Ganztna z Częstochowy.

 

Pierwsze w Polsce

 

To retrospektywa próba ułożenia ich w porządku chronologicznym i jednocześnie pierwsze tego typu wydawnictwo w Polsce, które zostało znakomicie przyjęte wszędzie – poza rodzimym Rybnikiem. Na 166 kopii (do tylu było limitowane) większość trafiło poza województwo śląskie. – Przygotowując płytę, musiałem odnowić kontakty. I moja pasja na nowo odżyła – mówi Mirosław Górka. Jak zapewnia, stara się oddzielić pracę zawodową od miłości do metalu. – Zwłaszcza że on niestety wciąż bywa odbierany negatywnie, chociaż w tekstach podejmuje ważne tematy społeczne, a wykonawcy często pokończyli szkoły muzyczne – mówi.

Jego miłością nie jest mainstreamowy metal, jak chociażby gra Metallica. Woli scenę niezależną, undergroundową. – To, wbrew pozorom nie jest piekło czy czyściec. Poznałem wielu znakomitych ludzi związanych z tą sceną. To również m.in. osoby pracujące w branży pomocy społecznej czy wykładowcy akademiccy. Utrzymuję też kontakty z kilkoma więźniami, m.in. z chłopakiem z Jastrzębia-Zdroju, który odsiaduje wyrok w Nysie. Wymieniamy się muzyką. Metal rozszerza moje horyzonty. Dzięki muzyce metalowej w Polsce ożyło zainteresowanie wczesnym średniowieczem i kulturą słowiańską – mówi Mirosław Górka.

 

Listy i kasety

 

Jego pasja zaczęła się w czasach przedinternetowych, w końcu jest z rocznika 1980. – Korespondowałem z 80 fanami metalu z całego kraju i z zagranicy! Pisałem z całą Europą, ale też z Singapurem, Brazylią, Australią. To oznaczało 80 listów miesięcznie, pisanych ręcznie. Wymienialiśmy się kasetami, rzadziej płytami, bo były drogie – wspomina Mirosław Górka. Na filmie wideo z dyskoteki w czwartej czy piątej klasie podstawówki paraduje w koszulce zespołu Megadeth! Tymczasem wtedy na topie był New Kids On The Block.

Czemu to takie ważne? Bo nosząc koszulkę jakiegoś zespołu, trzeba było znać całą dyskografię i skład. Można było bowiem zostać "zapytanym" gdzieś na mieście. I braki w wiedzy oznaczać mogły spore kłopoty, zwłaszcza że Mirosław Górka wychował się na osiedlu Wrębowa, gdzie dominowały subkultury kibicowska i skinheadowska. Każda grupa miała swoją muzykę, Mirek dorastał gdzieś między nimi. W szkole średniej poznał chłopców z formacji Gallileous. Z magazynu "Thrash`em All" dowiadywał się o nowościach, pisał do kapel, ale i jeździł.

 

Podróże kształcą

 

– Mój tata był kolejarzem, miałem legitymację, na podstawie której mogłem podróżować po Polsce. I korzystałem z tego. Np. sam wybrałem się na festiwal do Rusocina pod Gdańskiem. Nocowałem u kolegi z Kościerzyny, który wydawał zina Horna. Na kolejny festiwal, do Ustronia Morskiego, też jechałem sam. Dzięki tym podróżom zwiedziłem spory kawałek Polski, m.in. Kraków, Rzeszów, Tarnów, Trójmiasto – wspomina. Jak dodaje, w Poznaniu załatwił koncert rybnickiej kapeli Moulded Flesh, która nagrała płytę w Stanach Zjednoczonych. Istnieje do dzisiaj, ale w innym składzie. W ogóle Rybnik nie był plamą na metalowej mapie.

Po pierwsze w pobliżu są Katowice, gdzie działało prężne Metal Mind Productions, a to tam narodziła się legendarna Metalmania, której jedna edycja odbywała się w Jastrzębiu-Zdroju. Z kolei w Czeskim Cieszynie aktywne było studio Fors. To promieniowało na Rybnik, gdzie zresztą metalową muzyką tętniły kluby Medium, Harley czy Gotyk. – Grały tu Vader czy Acid Drinkers, na koncerty przychodziło po 200-300 osób, co jest dzisiaj nie do pomyślenia. Aktywność ogranicza się do kliknięcia uczestnictwa w wydarzeniu na Facebooku. Kiedyś, gdy nie było cię na koncercie, musiałeś się z tego tłumaczyć – opowiada pan Mirek. W mieście istniały dwa sklepy muzyczne, jeden naprzeciw placu Wolności, drugi na dzisiejszym deptaku. Prowadzili je muzycy... zespołu Dragon! – Kupowało się kasety, oczywiście pirackie, w efekcie często każdy z fanów miał inną okładkę tej samej płyty Slayera czy Death! – wspomina Mirosław Górka.

 

Wilka ciągnie do lasu

 

Kiedy urodziły mu się dzieci, pasja zeszła na dalszy plan. Trzeba było przede wszystkim zająć się rodziną. Pan Mirek śmieje się, że w 2006 roku ściął włosy, które sięgały mu prawie do pasa, bo pojawiły się zakola. Zostawił sobie jedynie bródkę. Ale ciągnęło wilka do lasu... Żona, fanka Depeche Mode, akceptuje muzyczną pasję męża. Siedmioletni syn Maciek ma świetny słuch, uwielbia bas belgijskiego zespołu Emptiness. Pan Mirek chowa przed dziećmi okładki płyt, bo nie wszystkie powinny oglądać dzieci. To tak, jak z malarstwem czy filmem – niektóre obrazy są zarezerwowane dla starszego widza.

Komentarze

Dodaj komentarz