Nagrobek kupca w kresce autorki / Elżbieta Grymel
Nagrobek kupca w kresce autorki / Elżbieta Grymel

 

Czy ta opowieść nie powinna być przestrogą dla wszystkich, aby nie wystawiali zmarłym bliskim okazałych pomników na grobach? Być może, ale nie każdy chce przyjąć do wiadomości, że nagrobki bardziej potrzebne są żywym niż umarłym.

 

Ponad dwadzieścia lat temu odwiedziłam moją znajomą mieszkającą na Dolnym Śląsku. Rodzina Barbary pochodziła z Wileńszczyzny, ale moja koleżanka mieszkała w tym miasteczku od urodzenia i znała je jak własną kieszeń. Oprowadziła mnie więc po wszystkich zabytkowych miejscach, a na koniec trafiłyśmy na stary, miejscowy cmentarz, który znajdował się w samym centrum, obok starej drewnianej kaplicy. Nie grzebano tam zmarłych już od ponad siedemdziesięciu lat, ale na terenie tego zabytkowej nekropolii zachowało się wiele starych nagrobków z napisami w języku niemieckim. Niektóre inskrypcje zamazane były smołą i przez to nieczytelne, ale część z nich przy odrobinie wysiłku dało się rozszyfrować!

Moją uwagę przykuł okazały grobowiec mieszczący się przy głównej alejce. Szare, granitowe płyty były nieco obtłuczone i porośnięte mchem, ale napis wykonany niemieckim gotykiem zachował się niemal w całości. W grobie spoczywał miejscowy kupiec Koschnick Wilibald – członek rady kościelnej, ojciec sześciorga dzieci, dziadek trzynaściorga wnucząt i dobry teść, tak przynajmniej głosiła inskrypcja. Tuż przed nazwiskiem kupca widniał ciemny ślad, przypominający "leżący" owal. Moje pierwsze skojarzenie było takie: zapewne w tym miejscu była kiedyś porcelanowa fotografia kupca i jego żony (niegdyś umieszczanie zdjęć na nagrobkach było popularne, zdarza się zresztą i dziś), ale z biegiem lat odpadła i gdzieś się zawieruszyła! Jednak na tym nagrobku nie znalazłam absolutnie żadnego napisu, który wspominałby panią kupcową. Zapytałam więc o to moją koleżankę.

O dziwo, Basia spodziewała się takiego pytania i była przygotowana na odpowiedź. Sama poznała bowiem historię tego nagrobka wiele lat wcześniej, kiedy jej nianią została dość już wiekowa sąsiadka, pani Brygida Koschnick, wnuczka kupca Wilibalda. Pan Wilibald był jednym z najbogatszych ludzi w okolicy, nie miał jednak szczęścia w życiu osobistym. Kiedy przy porodzie zmarła jego trzecia żona, został sam z gromadką małych dzieci. Nie pozostało mu nic innego, jak po odbyciu przepisanej żałoby ożenić się po raz czwarty. Wybór jego padł na niezbyt majętną młodą wdowę, która pochodziła ze zubożałej szlacheckiej rodziny. Między małżonkami była duża różnica wieku, ale przeżyli zgodnie jeszcze parę lat. Choć pan Koschnick był jeszcze w pełni sił, niespodziewanie zaraził się grypą i dość szybko zszedł z tego świata.

Żona wyprawiła mu wspaniały pogrzeb i kazała postawić okazały nagrobek, na którym napis głosił, że tu w Bogu spoczywa pan (po niemiecku: herr) Koschnick Wilibald... Już pierwszej nocy po postawieniu nagrobka przyśnił jej się jednak mąż, który był bardzo niezadowolony, że na płycie nagrobnej figuruje słowo "pan". Wykrzyczał żonie, że tam, gdzie jest obecnie, wszyscy są równi! Kobieta domyśliła się, że zmarły małżonek chce, aby napis ten usunięto, ale za namową rodziny postanowiła to zignorować, zgodnie z zasadą: sen mara, Bóg wiara. Niestety duch zmarłego kupca nie dawał za wygraną! Koszmary nękały kupcową każdej nocy, i to do tego stopnia, że kobieta bała się zasnąć. W końcu poszła do spowiedzi i za doradą księdza zdecydowała o usunięciu nieszczęsnego napisu z pomnika. Od tego czasu mąż przyśnił się jej tylko jeden raz, kiedy przyszedł podziękować za spełnienie jego woli.

Komentarze

Dodaj komentarz