Dworzec w Dobrodzieniu po ostrzale artyleryjskim w czasie trzeciego powstania / Archiwum
Dworzec w Dobrodzieniu po ostrzale artyleryjskim w czasie trzeciego powstania / Archiwum

 

Jeszcze nie ucichły echa wybuchu na dworcu w Rybniku, a doszło do kolejnych takich tragedii. Życie straciło nie tylko wielu mieszkańców, ale także żołnierzy wojsk koalicyjnych, którzy przybyli tu pilnować porządku.

 

Jeszcze nie opadły emocje po wybuchu na dworcu w Rybniku, a już nastąpiła podobna, o wiele tragiczniejsza w skutkach, katastrofa w Krywałdzie w powiecie rybnickim. We wtorek 26 lipca 1921 roku około godziny 11 przed południem wyleciała w powietrze znajdująca się tam fabryka prochu strzelniczego o nazwie Towarzystwo Akcyjne "Lignose" z Główną Dyrekcją w Berlinie. Potężną detonację słychać było w promieniu wielu kilometrów. Ponad fabryką ukazała się czarna chmura dymu, z której raz za razem w niebo wystrzeliwał ogromny słup ognia, a siła wybuchu rozrzucała po okolicy żelazne części urządzeń, drzewa, kamienie i ceglany gruz.

 

 

Siła wybuchu

 

 

Siła eksplozji była tak wielka, że w promieniu dwóch kilometrów wszystkie budynki Krywałdu i pobliskich Szczygłowic zostały poważnie uszkodzone, zaś drzewostan oddalonej o 50 metrów ściany lasu podmuch powalił niby źdźbła zboża. Szczęściem w nieszczęściu było to, że w czasie zdarzenia pracowało w fabryce zaledwie 50 osób, przy ogólnej liczbie 500 tam zatrudnionych. Odgłos detonacji ściągnął wielu okolicznych mieszkańców ze Szczygłowic, Knurowa i Wilczy. Ludzie z nadzieją wyczekiwali na jakąkolwiek wiadomość o swych bliskich. Obecny na miejscu reporter pisał potem na łamach swej gazety, że widok był przerażający

"Miejsce wybuchu przedstawia niezmiernie smutny obraz. Płacz matek, żon i dzieci chwyta za serce. W strasznej niepewności stoją żony i dzieci dookoła, błagając personel nadzorczy o natychmiastowe wydobycie pracowników, ponieważ chwytają się rozpaczliwie nadziei, że mąż albo ojciec jeszcze żyje. Z wielu trupów pozostała na miejscu tylko mała znikoma masa, lub członki, albo czaszka, albo organy wewnętrzne; reszta leży w odległości kilkuset metrów. Słychać dookoła jęki i płacz żon i dzieci, tragizm ten jest nie do opisania."

 

 

Kto zginął

 

 

Jeszcze do zmierzchu tego samego dnia wyciągnięto spod gruzów ciała 19 zabitych i 25 ciężko rannych pracowników. W katastrofie tej śmierć ponieśli: kierownik wydziału produkcji lygnozytu, chemik dr Ponndorf, Jan Schmidt lat 47, Hugon Noschka, Ignacy Bonk lat 35, Ignacy Biskup, Ludwik Baluch, Ludwik Podleschny, Rafał Piontek lat 22, Jan Kapol lat 32, Wiktor Szendzielorz lat 20, Franciszek Hanel lat 40, Paweł Malcherek, Józef Zaik lat 47, Franciszek Jędryka lat 55, Franciszek Kowalski, Józef Skarodek, Agnieszka Czuga, Katarzyna Śmieja lat 21, Franciszka Grzelak lat 23.

Przyczyn katastrofy nigdy nie udało się do końca wyjaśnić. Wersje były różne, według jednej z nich dr Ponndorf przeprowadzał eksperymenty z nowymi materiałami wybuchowymi, co spowodowało eksplozję. Mogło też dojść do samozapalenia zmagazynowanego prochu. Wreszcie według najbardziej rozpowszechnionej wersji, był to ewidentny akt sabotażu podobny do tego na dworcu kolejowym w Rybniku.Co gorsza, była to dopiero pierwsza odsłona dramatu. Druga miała miejsce niespełna cztery i pół miesiąca później. 13 grudnia 1921 roku o godzinie 7.15 rano w tej samej fabryce nastąpił ponowny tragiczny w skutkach wybuch.

 

 

Sucha eksplozja?

 

 

W porównaniu z eksplozją z lipca straty materialne były mniej dotkliwe i nie przyczyniły się do większej przerwy w produkcji, bowiem budynek mieszalni (menghaus) w którym nastąpiła detonacja, otoczony był solidnym ziemnym wałem. Zainstalowane tam były dwie maszyny do mieszania 500 kg materiału wybuchowego jednocześnie. Przed ich uruchomieniem robotnicy udawali się do sąsiedniego bezpiecznego pomieszczenia. Przedstawiciele dyrekcji, która rezydowała w Berlinie, oświadczyli, że i tym razem ustalenie przyczyn eksplozji nie będzie możliwe. Eksperci stwierdzili jedynie, że detonacja nastąpiła bez czynników zewnętrznych i prawdopodobnie mogło dojść to tzw. suchej eksplozji.

W wyniku tej eksplozji życie straciło pięciu pracowników: Józef Bawoł, Józef Rossin lat 49, Sylwester Faber lat 41, Juliusz Kroczek lat 33 i Jan Cupok lat 50. Kilku innych pracowników zostało lżej lub ciężej rannych. Pochówek ofiar odbył się w piątek 15 grudnia i w sobotę 16 grudnia 1921 roku. By uczcić zmarłych i umożliwić uczestnictwo w pogrzebie kolegów, dyrekcja dała całej załodze fabryki dzień wolny od pracy. Pięć trumien z ciałami zabitych wystawionych było w cechowni fabryki czarnego prochu w Krywałdzie, gdzie w piątek odbyły się ceremonie żałobne. Ofiary pochowano na cmentarzach parafialnych w Knurowie, Wilczy i Smolnicy.

 

 

Znowu ofiary

 

 

 

W sobotę 17 grudnia 1921 roku o godzinie 7.30 rano w Pniowcu w powiecie tarnogórskim nastąpiła potężna eksplozja laboratorium fabryki prochu, które również należało do towarzystwa akcyjnego Lignose. Potężną falę uderzeniową częściowo zniwelował otaczający fabrykę las, mimo to większość zabudowań wsi Pniowiec uległa całkowitemu lub częściowemu zniszczeniu. W chwili wybuchu wszyscy pracujący tam robotnicy stracili życie lub doznali poważnych obrażeń. Podczas natychmiastowej akcji ratowniczej spod gruzów wydobyto pięciu zabitych i siedmiu ciężko rannych.

Śmierć na miejscu ponieśli: Franciszek Etler, Wiktor Cipa, Karol Łata, Karol Szędziołek i Karol Jarząbek. Zabita też została Maria Prych, która na drodze zbierała rozsypany węgiel. Ciężko rannych przewieziono do szpitala w Tarnowskich Górach, byli to: Franciszek Broll, Antoni Pilarski, Herman Plewiak, Błażej Opara, Antoni Krok, Paweł Latach i Wojciech Leśnik, który zmarł w szpitalu. Kierownictwo zakładu oficjalnie powiadomiło, że eksplozja nastąpiła podczas procesu gotowania saletry. Gazety jednak zwracały uwagę na to, że w roku 1921 była to już trzecia eksplozja w fabryce należącej do towarzystwa akcyjnego "Lignose" na przyznanej Polsce części Górnego Śląsku.

 

 

Dramat na cmentarzu

 

W niedzielę 9 kwietnia 1922 roku o godzinie 1.15 po południu doszło do potężnej eksplozji na cmentarzu pod Gliwicami, przy drodze wiodącej do Sośnicy. Po kilku następujących po sobie detonacjach nad starą nekropolią pojawiła się wielka chmura pyłu, która unosiła się przez długi czas. Okoliczna ludność od razu pośpieszyła z pomocą w kierunku miejsca wybuchu. Przed bramą cmentarza kilku żołnierzy francuskich z przerażeniem patrzyło na kupę dymiących gruzów po kaplicy cmentarnej, która zmieciona została z powierzchni ziemi. Na obszarze kilkudziesięciu metrów pokrytych gruzowiskiem leżały szczątki porozrywanych ciał, dochodziły przejmujące jęki rannych ludzi.

W krótkim czasie przybyły oddziały wojskowe i policja, które usunęły ciekawskich i obstawiły cmentarz posterunkami. Okazało się, że do eksplozji doszło podczas rewizji kaplicy cmentarnej, w podziemiach której znaleziono wielkie ilości broni. Z późniejszych raportów wynikało, że władze wojsk koalicyjnych otrzymały anonimową wiadomość o skrytce z bronią w tej kaplicy wraz z ostrzeżeniem, że teren jest podminowany. Rozkaz przeprowadzenia poszukiwań otrzymała kompania mało doświadczonych młodych żołnierzy francuskich, którzy przystąpili do pracy. Gry wynieśli z kaplicy trzy karabiny maszynowe, około 60 karabinów i znaczną ilość amunicji, co zajęło im ponad godzinę, doszło do wybuchu.

 

 

Zmyślny zapalnik

 

 

Przeprowadzone śledztwo i wizja ekspertów wykazały, że zainicjowanie detonacji ładunku wybuchowego spowodował zmyślny zapalnik, który zadziałał po podniesieniu lub poruszeniu skrzyni z granatami ręcznymi. Według oficjalnych informacji władz koalicyjnych w wyniku eksplozji śmierć poniosło dwunastu ludzi: dziesięciu francuskich żołnierzy, urzędnik policji francuskiej oraz mistrz wiertniczy huty królewskiej. Ciężkie obrażenia odniosło dziesięciu innych żołnierzy francuskich. W związku z tak ogromną tragedią gliwicki kontroler powiatowy podporucznik E. Kuhn wydał rozporządzenie, aby wszystkie lokale publiczne w mieście zostały zamknięte do czasu pogrzebu ofiar.

We wtorek 11 kwietnia 1922 roku w Gliwicach odbył się pogrzeb ośmiu zabitych żołnierzy francuskich. Po mszy żałobnej, którą o godzinie 10 odprawiono w kościele śś. Piotra i Pawła, generał Henri Le Rond przypiął do każdej trumny Krzyż Legii Honorowej. O godzinie 2 po południu wyruszył kondukt pogrzebowy w kierunku odległego cmentarza kozielskiego. W przejmującym milczeniu żołnierze odprowadzali swych towarzyszy broni, którzy polegli na obczyźnie w obronie prawa i pokoju. Dwa dni później, w czwartek 13 kwietnia 1922 roku, na tym samym cmentarzu w Koźlu pogrzebano pozostałych żołnierzy oraz inspektora francuskiej policji bezpieczeństwa.

 

 

 

 

Echa tragedii
Tragedia gliwicka miała swój oddźwięk w stosunkach międzynarodowych. Na salonach dyplomatycznych wymieniano noty współczucia i ambasadorskie kondolencje, a echa tych wydarzeń pojawiły się na łamach prasy całej Europy. Szczególnie przygnębiające wrażenie robiła tak wielka liczba młodych Francuzów zabitych podczas pełnienia misji pokojowej na Górnym Śląsku. Gazety francuskie oskarżały o tę zbrodnię Niemców, gazety niemieckie winiły Polaków. Rozpętała się nienawistna propaganda i wzajemne obwinianie za zorganizowanie tak nieludzkiego zamachu. Co gorsza, przepychanki trwały, a żołnierze nadal ginęli. Z początkiem lipca 1922 roku rząd francuski przekazał władzom niemieckim zestawienie strat swoich wojsk pełniących pokojową misję na Górnym Śląsku. Według suchych statystycznych wyliczeń w sumie życie straciło 45 Francuzów, zraniono 70, a 114 obrabowano.

 

 

 

7

Komentarze

  • Pyjter autonomia Ślonska 29 czerwca 2015 18:03my Ślonzoki ło tym co piszesz Kris wiymy i wiymy tyż że jedynym sposobym na niydopuszczynie do niwelacji naszyj ziymi jest zrzeszanie sie w zwionzkach bijoncych sie ło ziymia Ślonsko.Niy czeba wymyślać nowych ,bo take już som i sie sprawdzajom.W kupie i mondrym gospodarzyniu siyła.W zgodzie z powyższym muszymy sie bić by Kulczyk i jego drużyna mogli [o czytej jak o i u razym] nom nagwizdać.I tak nom dopomosz Boże.
  • anonim burdy sląskie 24 czerwca 2015 21:56"dzielni" powstańcy" jak np.A.Bożek z Markowic k/Raciborza dostali od posłańców z Polski Dynamit /zwali go PERSIL/ i zaminowali a następnie wysadzali mosty kolejowe./bo byli patriotami ! / Tak to walczyli o "swój" Śląsk - niszcząc go !! tan
  • kris Sabotaż trwa.. 22 czerwca 2015 19:44Ślązacy nie powinni się łudzic! Czesc Polski z zaboru rosyjskiego która obecnie rządzi całym krajem przeznaczyła nas do likwidacji..Jako ziemie nie etnicznie polskie,z pozostałościami nie rozumianego przez wschodnich Polaków przemysłu jesteśmy przeznaczeni do wyludnienia i zaorania !Tak już zrobiono z odzyskanym od Niemców Pomorzem.Stary przemysł stoczniowy zaorany do zera!Przetrwać ma tylko Mazowsze i przemysł skupiony wokół Kulczyka.Reszta do zaorania bo wszędzie ukryte opcje i wrogowie nieomylnych warszawiaków.
  • markus Ukryta opcja 22 czerwca 2015 19:28Tak Rosjanie nazywali buntowników w Priwislanskiej Prowincji.Gdyby nie I wojna to nie byłoby Polski,byłby spokój i praca na Śląsku.
  • kris Nastympny.. 22 czerwca 2015 19:25Niklot to nastympny polski klugszajser.Paciulokow nom już że Polski niy trza,,za Brynicom takich potrzebujom.
  • cleo Niklot 22 czerwca 2015 19:19Pseudomedrkowie z wiosek że Wschodu i polscy politrucy szkoleni w WarszawieMoskwie już próbowali nam Slazakom narzucać chore wizje Priwislanskich " historyków"..Polacy mieli na Śląsku swoje 5 minut..Zrujnowali bogaty przemysłowy region,wygnali na emigracje-glownie do Niemiec miliony ludzi..Polscy emigranci dali się oglupic w 1921 propagandzie cudów na kiju i poparli Polskę choć uciekli z niej przed biedą na Śląsk.Ale to stare dzieje..Dziś Ślązacy odzyskują swoją tożsamość pomimo germanizacji z lat 1939-45 i długiej polonizacji z lat 1945 do dziś..Ślązacy chcą sami decydować o swojej ziemi,znają swoją historię i wartość.Wiedza że kiedyś żyli tu razem z Niemcami i tworzyli wspólnie jeden z najbogatszych regionów Europy.Polacy tego nie zakrzycza opowiastkami o dywersantach z Wilna,najemnikach,bojowkarzach i innych " powstańcach"..Dajcie nam już spokój z warszawskimi rządami ,budujcie swoją krainę bezrobocia,biedy i korupcji poza Śląskiem!.
  • Niklot Wybuchy po powstaniu 22 czerwca 2015 15:43Czekam niecierpliwie na komentarz stanika z Rybnika, aby się dowiedzieć, że to Polacy są sprawcami tych wybuchów. Naprawdę ten facet to łebski gość, a jak liczyć umie- doliczył się 1,6 mln emigrantów polskich na śląsku przed I wojną światową. Naprawdę szacun dla takiej wiedzy, geniuszu wręcz. Jedno mnie tylko zastanawia- kretyn to czy ukryta opcja?

Dodaj komentarz