Kurier z okresu trzeciego powstania / Archiwum
Kurier z okresu trzeciego powstania / Archiwum

 

Ostatnia krwawa bitwa trzeciego zrywu rozegrała się o święte wzgórze z klasztorem i sanktuarium. Już mało kto pamięta, że zaczęła się w naszym regionie.

 

13 maja 1921 roku angielski premier Lloyd George (1863-1945) stwierdził w Izbie Gmin, że Polska bezsprzecznie nie ma żadnych praw do Śląska, a Polacy są tam jedynie intruzami. Oświadczył też, że w czasie pierwszej wojny światowej Polacy w niemieckich mundurach zabijali Anglików, Francuzów i Włochów bijących się o wolność Polski, zaś ci Polacy, którzy szli do boju ze sprzymierzonymi, musieli być "gnani jak trzoda". Dopiero kiedy dzięki Traktatowi Wersalskiemu Niemcy zostały rozbrojone, wywodził, Polacy pomyśleli o walce. Rząd polski uchyla się od odpowiedzialności za sytuację na Śląsku, jednocześnie zaś czyni wszystko, aby powstanie podniecać. Dlatego też, jak podkreślił, Niemcy mają prawo przywrócić na Górnym Śląsku porządek jako w swojej własnej prowincji.

 

Prawo autochtonów

 

W odpowiedzi Wojciech Korfanty przypomniał mu historię Śląska oraz niezniszczalne prawo autochtonów do swej ojczyzny (upraszam pana o odwołanie niesprawiedliwych oskarżeń bohaterów narodowych Górnego Śląska i o położenie kresu ich walce na życie i śmierć przez wydanie sprawiedliwej decyzji na podstawie Traktatu Wersalskiego" – napisał m.in. w nocie do Lloyda George`a), ale Niemcy poczuli dyplomatyczny powiew poparcia ze strony tak wielkiego mocarstwa i przystąpili do ofensywy na wszystkich odcinkach frontu walk powstańczych. Już 14 maja doszło do poważniejszych starć w rejonie Rybnika i Koźla, dwa dni później m.in. pod Olesnem. Te lokalne, często bardzo krwawe utarczki były jedynie próbą odwrócenia uwagi dowództwa powstańczego od przygotowań do decydującego uderzenia.

W nocy z 21 na 22 maja zaczął się dwudniowy ostrzał pozycji powstańczych w rejonie Starego Koźla, Landzimirza, Raciborza, Nieboczów, Bukowa i Olzy, który pozorować miał próby forsowania Odry i tym samym odwrócić uwagę od niemieckich planów przełamania frontu. W okolicach Olzy 3. batalion Edwarda Łatki wchodzący w skład pułku wodzisławskiego Józefa Michalskiego skutecznie kontrolował odcinek z dwoma ważnymi mostami na Odrze: drogowym i kolejowym. Łatwość, z jaką sobie radził, uśpiła czujność do tego stopnia, że nad ranem 23 maja nieprzyjaciel zza Odry w okolicy Zabełkowa podstępnie pod osłoną pociągu pancernego pod polskim sztandarem i kawalerii zdołał wyprzeć powstańców z ich pozycji, opanować Bełsznicę, Gorzyce, Uchylsko i zająć pobliskie osiedle Turza. Wywołało to zamieszanie w dowództwie 3. pułku wojsk powstańczych oraz wymusiło przegrupowanie sił w celu kontruderzenia od strony Rzuchowa, Rydułtów i Wodzisławia.

 

Ostrzał dla zmyłki

 

To przemyślane posunięcie zaskoczyło niemieckie oddziały do tego stopnia, że ich żołnierze w popłochu rzucali broń i szukali schronienia na terytorium Czechosłowacji. W mało znaczącej początkowo bitwie w rejonie Olzy, w której strona niemiecka próbowała jedynie zakamuflować główny atak planowany w rejonie Góry Świętej Anny, powstańcy odnieśli sukces. Jednak zadziwiająca niefrasobliwość i niezdyscyplinowanie obu stron stały się przyczyną przerażających strat w ludziach. Formacje niemieckie miały 35 zabitych, 17 ciężko rannych, a ponad 60 wziętych do niewoli. Straty powstańców to 20 zabitych i 70 rannych. Zginęli m.in.: dowódca 3. batalionu Edward Łatka (z cywila nadzorca maszynowy kopalni Anna w Pszowie) i dowódca kompanii A. Oślizło, zaś dowódca batalionu Józef Pukowiec został ciężko ranny.

Grozę tamtych dni obrazują nam zeznania mieszkańców Uchylska, Olzy, Odry, Kamienia, Bukowa i Bluszczowy, które opublikowano na łamach pisma "Powstaniec" nr 11 z 29 maja 1921 roku. W skrócie wynika z nich, że 23 maja ludność napadnięta została przez niemieckich stosstrupplerów i cywilną Reichswehrę, którzy przybyli pociągiem pancernym oznakowanym polskim sztandarem. Niespodziewanie z pociągu wysypali się niemieccy i czescy żołdacy, którzy, jak skarżą się ludzie z napadniętych wiosek: "nie zważając, czy to Polak, czy Niemiec, zaczęli plądrować, znęcać się nad dziećmi kolbami, gwałcić osoby płci żeńskiej, nawet mordować w bestialski sposób. Konie i cały dorobek ciężkiej pracy naszej, został nam zrabowany."

 

Wytępić... Polaków

 

Według dalszych zeznań okrutni stosstrupplerzy odgrażali się, że na całym Górnym Śląsku wszystkich Polaków należy wytępić, tak jak wytępili ich już za wodą (po lewej stronie Odry). Dlatego w obawie przed spełnieniem tych pogróżek mieszkańcy zwrócili się do dyktatora powstania Wojciecha Korfantego oraz Komisji Koalicyjnej o ochronę i zbadanie popełnionych zbrodni. Zaznaczyli przy tym, że sołtysi napadniętych gmin zwracali się już do Komisji Włoskiej, ta jednak nie zareagowała, dlatego proszą teraz o interwencję Komisji Francuskiej. Te tragiczne w skutkach wydarzenia stały się pożywką do podjudzania skonfliktowanych stron przeciwko sobie. To samo wydanie "Powstańca" komentuje ten dramat następująco.

"Skarga ta mówi sama za siebie. Czy możemy wobec tego zachować dotychczasową poprawność wobec ludności niemieckiej? Ludność polska rozgoryczona pyta, kiedyż wreszcie władze powstańcze chwycą się środków odwetowych. Kiedy wreszcie za jedną zgwałconą Polkę zgwałci się 10 Niemek, za jednego zamordowanego Polaka zabije się 10 Niemców? Z bydłem nie można bawić się w delikatność i politykę. Ale ubliżamy bydłu. Na honor, bydło stoi wyżej moralnie od tych dzikich, okrutnych potworów! Nie wolno i nie może być wolno ludności naszej mścić się samej za zbrodnie niemieckie. Tego żąda szlachetność naszej sprawy i jej powodzenie. Lecz władze nasze muszą zrozumieć, że szlachetne ich postępowanie bestia pruska bierze za słabość i tchórzostwo. Czas zastosować odwet! Żołnierze powstańcy! Postępujcie w myśl rycerskich poleceń waszego dowództwa, lecz pamiętajcie, bijąc się, że ramię Wasze ma nie tylko bronić, ale i karać!".

 

Nagły atak

 

Takie były echa walk na Odrą i Olzą, które stanowiła swoiste preludium do potężnego uderzenia sił niemieckich, jakie szykowano na Górę Świętej Anny będącą pod kontrolą wojsk powstańczych. Nagły atak nastąpił 21 maja 1921 roku o godzinie 4 nad ranem od strony Gogolina. Wyposażone w potężne środki techniczne i ciężką artylerię formacje ochotniczych oddziałów samoobrony niemieckiej (Selbstschutzu) przystąpiły do zmasowanej ofensywy w kierunku wzniesienia o wysokości 385 metrów nad poziomem morza. To ważne strategiczne wzgórze z zabudowaniami klasztoru franciszkańskiego i Sanktuarium św. Anny Samotrzeciej na wierzchołku Niemcy traktowali priorytetowo nie tylko ze względu na strategią walki z rebeliantami, ale przede wszystkim jako odzyskanie symbolu tożsamości ich ojczystej ziemi.

Jak pisał jeden z dowódców Freikorpsu "Oberland" o nazwisku Heimsoth, zdobycie tego świętego miejsca miało na celu podniesienie stanu moralnego okolicznej ludności po dotychczasowych upokorzeniach i klęskach. Okrutna bitwa, największa i najbardziej krwawa w trzecim powstaniu, trwała do 26 maja 1921 roku, kiedy to Naczelna Komenda Wojsk Powstańczych wydała rozkaz zakazujący wszelkich akcji zaczepnych przeciwko Niemcom. Była to odpowiedź na naciski wojsk sprzymierzonych, aby obie walczące strony zasiadły do negocjacji i zawarły trwały rozejm. Ostatecznie powstańcy bezpowrotnie utracili Górę Świętej Anny, a poległych i rannych po obu stronach liczono w tysiącach!

 

Przyczyny porażki

 

Jest prawdą, że ojców sukcesu zawsze jest wielu, a porażka jest sierotą. Tak też było w tym przypadku. Głównodowodzący wojskami powstańczymi (do 31 maja 1921) podpułkownik Maciej Mielżyński pseudonim Nowina-Doliwa przyczyn niepowodzenia upatrywał w braku materiałów militarnych i w upadku dyscypliny. Polski dyplomata Stanisław Srokowski oraz dyktator powstania Wojciech Korfanty przyczynę klęski widzieli w nadmiernym upijaniu się powstańców. Oficer taktyczny i komendant garnizonu w Kędzierzynie Adam Benisz winę zwalał na spadek woli walki, zastępca naczelnego wodza wojsk powstańczych Jan Ludyga-Laskowski na brak dostatecznej liczby oficerów, szef sztabu grupy Północ Jan Wyglenda (późniejszy starosta rybnicki) i dowódca podgrupy Bogdan Teodor Kulik na niekompetencję i złe rządy dowódców.

Wydaje się jednak, że najtrafniej sytuację ocenił ojciec Kolumban Sobota, przeor klasztoru na Górze Świętej Anny, naoczny świadek tych wydarzeń. Według jego obserwacji na główne przyczyny tak sromotnej porażki złożyły się: brak doświadczenia i odporności psychicznej młodych powstańców, stara i psująca się broń, liche odzienie, brak płaszczów i koców, brak kwater i spędzanie całej doby pod gołym niebem, chłodne wczesnomajowe noce, brak jakiegokolwiek innego ekwipunku żołnierskiego. Wszystko to rzutowało na coraz większą utratę wiary i bojowego ducha. Morale powstańców obniżał też brak dyscypliny, brak autorytetów dowódczych i wreszcie nadużywanie alkoholu, i to zarówno wśród kadry, jak i szeregowych powstańców. Na dodatek cały zapał i ofiarność młodych ludzi prysnął w obliczu ogromnej liczby ofiar i niespodziewanej zażartości wroga, z którym przyszło im się zmierzyć.

 

Bilans strat

 

Szacunkowy bilans strat wojsk powstańczych kształtował się w granicach tysiąca zabitych i pięciu tysięcy rannych, co stanowiło ponad czwartą część ich sił. Dokładnej liczby zabitych i rannych po stronie niemieckiej nie znamy. Generał Karl Hoefer w swych skąpych wspomnieniach przyznał, że rażone skutecznym ogniem karabinów maszynowych bataliony niemieckie zostały zdziesiątkowane i około 80 procent ich stanu osobowego zostało wykluczonych z walki. W początkowym etapie tej krwawej batalii powstańcze radiostacje podsłuchowe zainstalowane pod Kędzierzynem przechwyciły meldunek, że straty po stronie niemieckiej wynosiły już ponad 500 zabitych i rannych.

Jeszcze przez długi czas po tej straszliwej rzezi spotykano na drogach furmanki z trumnami w bezradnej ciszy powożone przez rodziny poległych. Niejednokrotnie na wiejskim cmentarzyku pochowano kolegów z ławy szkolnej, którzy broń skierowali przeciwko sobie. Tę górnośląską tragedię wzruszająco opisał ksiądz Ernst Kiesling (prob. 1942-1950), proboszcz z Żernicy koło Gliwic, w książce pt. "Utracone dziedzictwo Heinricha Angermanna, wspomnienia górnośląskiego proboszcza". Dodajmy jeszcze, że w ramach niemieckich oddziałów Selbstschutz Oberschlesiens (Samoobrony Górnego Śląska) w walkach wzięła udział kompania dolnośląskich ochotników z okolic Wałbrzycha pod dowództwem syna księcia pszczyńskiego Jana Henryka XV – Hansa Heinricha XVII hrabiego Hochberga

 

Koniec walk

 

Należy dodać, że Komisja Międzysojusznicza od początku powstania dążyła do pokoju, a 7 maja nakazała rozejm, wskazując linię demarkacyjną wzdłuż Odry do Kędzierzyna i dalej przez Ujazd, Wielkie Strzelce, Dobrodzień, Bocianowice do granicy polskiej. Niemiecka ofensywa nad Olzą i kolejne incydenty łamały kruchy rozejm, w efekcie komisja kilka razy wkraczała do akcji. I nakazała wojskom niemieckim powrót na linię, z której przypuściły atak, zaś powstańcom niezajmowanie ponownie opuszczonych punktów. Ustanowiła też pas neutralny pomiędzy walczącymi stronami. Wojska powstańcze wycofały się na linię demarkacyjną biegnącą praktycznie wzdłuż dotychczasowego frontu. Opuszczone miejscowości zajęły przybyłe na Górny Śląsk wojska angielskie, natomiast po stronie niemieckiej ulokowały się wojska francuskie. Zgodnie z żądaniami komisji obie strony w umowie z 25 czerwca zobowiązały się do wycofania wojsk z terenu plebiscytowego, co trwało do 5 lipca. Tego samego dnia zawarto rozejm. Datę tę uznaje się jednocześnie za koniec trzeciego powstania.

4

Komentarze

  • Stanik z Rybnika Historia Rybnika, przekazana 12 czerwca 2015 09:10Józefie fajnie to opisałeś tylko to pisała Polska gazeta zakamuflowana niby Śląska"Powstaniec"aby podjudzac ludność POLSKA na Śląsku PRZECIWNA Korfantemu Z opowiadań to Starziki chowali Konie , Krowy,Wozy,w lesie jak przejeżdżały bandy pijanych Polskich niby Powstańców bo kradli co się dało Konie, Wozy ,Krowy, i Świnie itd., a ludność miejscowa zamykała Domy na cztery spust. Obieckamii i Wódką wciagali młodzież do siebie a jak już nie szło to przymusem z Polskich Rodzin brali do Powstania. Ludność Polska była zdezorientowana czytaniem "Powstańca" i tym byli podjudzani fałszywymi historyjkami "Powstanca" wbrew własnej woli szli do Powstania 17-18-19to latki jako przygoda i tam ginęli,tylko z powodu fałszywej, kłamliwej, oszukanczej, propagandy w "Powstancu". W większości młodzież z Rodzin słabych socjalnie i bezrobotni Polscy młodzieńcy bes zawodu, byli na to podatni. Wiele Polskich Rodzin nie chciało słyszeć o przyłączeniu Śląska do Polski bo wiedzieli co ich czeka smród ,głód, i ubóstwo,bo tam stąd pochodzili , Nasi sąsiedzi Polacy byli wykształceni i żaden z nich nie był w Powstaniu wbrew przeciwnie .
  • kris My som Slonzoki ! 05 czerwca 2015 08:33Naszo historio pokazuje nom co muszymy sami u siebie gospodarzic.Bo inakszyj inksi nami zarzondzajom - flintami i bagnetami,abo..podatkami..My som Slonzoki! Niy Niymce i Niy Poloki !!! Slonsk je nasz i muszymy cuzamyn o naszo Ojcowizna,nasz Hajmat dbać!!!
  • ziga Czekomy.. 03 czerwca 2015 18:38Czekomy aż autor naszrajbuje co o masakrze we wsi Hołdunów kieryo zrobiły polskie najymniki...
  • Eriszek Dziękuję autorowi 03 czerwca 2015 18:37Panie Józefie, Pana artykuły wnoszą światło do historii Śląska. Pokazują prawdę i prawdziwe emocje z tamtych lat. Fajnie sie to czyto. Dziękuję

Dodaj komentarz