Dariusza P. do sali wprowadzili policjanci / Dominik Gajda
Dariusza P. do sali wprowadzili policjanci / Dominik Gajda

W poniedziałek w rybnickim ośrodku sądu okręgowego w Gliwicach ruszył proces Dariusza P. z Jastrzębia-Ruptawy, którego prokuratura oskarżyła o podpalenie swojego domu i zabicie w ten sposób żony oraz czwórki dzieci, a także usiłowanie zabójstwa najstarszego syna, który dzięki akcji ratowniczej ocalał z pożaru.
Prokurator zapowiedział, że będzie żądał najwyższego wymiaru kary, czyli dożywocia. Prokuratura twierdzi, że motywem zbrodni była chęć uzyskania pieniędzy z polis ubezpieczeniowych. Obrońca z urzędu Dariusza P. twierdzi, że proces ma charakter poszlakowy i że nie ma jednoznacznego dowodu, wskazującego na winę Dariusza P.
Proces toczy się w obecności mediów. Pełnomocnik oskarżycieli posiłkowych wnioskował o wyłączenie jawności. Argumentował, że obecność mediów może krępować świadków i naruszyć ważny interes prywatny pokrzywdzonych. W podobnym tonie wypowiedział się również sam oskarżony. Prokurator chciał jawności, mówił o ważnej roli edukacyjno-wychowawczej. - Chodzi o to, żeby ludzie wiedzieli, że tak nie wolno robić – mówił w kuluarach. Sąd oddalił wniosek o wyłączenie jawności. Zastrzegł jednak, że jeśli zajdzie taka potrzeba, to jawność może zostać wyłączona podczas składania zeznań przez pokrzywdzonych. 
Dariusza P. wprowadzono do sali rozpraw skutego kajdankami. Obrońca pytał, czy jego klient będzie mógł zostać rozkuty na czas procesu i uzyskał taką zgodę. Prokurator Rafał Spruś przez ponad godzinę odczytywał akt oskarżenia. Według prokuratury, Dariusz P. na krótko przed pożarem zawarł szereg umów ubezpieczeń majątkowych i osobistych na wysokie kwoty, m.in. w Generali na 300 tysięcy złotych. Miał poważne długi, w urzędzie skarbowym ponad 188 tysięcy złotych z tytułu podatku VAT, 119 tysięcy obowiązku alimentacyjnego i wiele innych zobowiązań. Wartościowe przedmioty, zdaniem prokuratury, wyniósł do piwnicy domu i wywiózł do swojego warsztatu w Pawłowicach.
Biegły z zakresu pożarnictwa jednoznacznie wskazał, że przyczyną pożaru domu państwa P. było podpalenie. Ogień podłożono w domu w sześciu miejscach. Żaluzje były zamknięte i zablokowane w taki sposób, by nie można ich było otworzyć. W domu nie było śladów włamania.
Prokuratura twierdzi, że Dariusz P., aby upozorować przypadkowe powstanie pożaru, P. podrzucił mysz, która miała przegryźć kable i doprowadzić do zwarcia. Przeprowadzona sekcja zwłok wykazała jednak, że mysz padła z powodu urazu mechanicznego.
Kolejni biegli uznali, że Dariusz P. w czasie pożaru był w pobliżu domu. Sam do siebie wysyłał również esemesy, sugerujące, że ktoś mu grozi. Dariusz P. przyznał, że sam do siebie pisał te esemesy, żeby łatwiej mu było uzyskać odszkodowanie.
 Biegli psychiatrzy uznali go za poczytalnego. Stwierdzili jednak u niego cechy osobowości psychopatycznej. W jego domu znaleziono m.in. książkę „Psychiatria kliniczna i pielęgniarstwo psychiatryczne”. Oskarżony miał podawać wręcz podręcznikowe przykłady objawów różnych psychicznych chorób. Raz miał być na „górce”, mieć paliwo we krwi, innym razem był w dołku. Wobec Dariusza P. toczyły się wcześniej postępowania gospodarcze, wtedy uznano jego niepoczytalność. Teraz te sprawy mają być weryfikowane!
Dariusz P. twierdzi, że to nie on podpalił dom, że doszło do nieszczęśliwego wypadku. Od małej żaróweczki z zestawu typu „mały majsterkowicz”, którym bawiły się dzieci, miała zająć się obudowa terrarium żółwia. Kiedy doszło do pożaru, miał pracować w swoim warsztacie. Twierdzi, że nie słyszał telefonu od syna, który przebudził się w trakcie pożaru, bo miał wyciszony dźwięk w aparacie. Kiedy zobaczył nieodebrane połączenie, natychmiast oddzwonił. I przyjechał pod swój dom.
- Staję przed wysokim sądem jako manipulant, pozbawiony wszelkich uczuć psychopata i zwyrodnialec, który zachował się gorzej od tyranów i esesmanów, ale to nieprawda - mówił Dariusz P. Złożył wniosek o zbadanie wariografem.
Jego mowa trwała blisko trzy godziny! 30 minut zajęła opowieść o tym, jak poznali się z żoną, jak na świat przychodziły ich kolejne dzieci. O żonie mówił „moja kochana żona Joasia”, o teściach „drodzy teściowie”.
Na sali początkowo była obecna mama Dariusza P. Kobieta w połowie odczytywania aktu oskarżenia źle się poczuła i opuściła salę. Do końca rozprawy obecny był brat Joanny P., szwagier Dariusza P. Nie zdążył zadać jednak ani jednego pytania. Sąd, ze względu na późną porę, przerwał rozprawę. Kolejne daty to 24 i 26 czerwca.

Galeria

Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt
2

Komentarze

  • Rajmundek też mosz problem... 26 maja 2015 20:58koles ty ni mosz poważniejszych problemow?? ten dupek zabił 5 (niestety jeszcze prawdopodobnie) osób, a ty sie czepiosz dupereli??? Byc moze jestes głosem adwokackim......bo to by wiele tłumaczyło
  • Zbigniew Marcol Gdzie ten proces 26 maja 2015 08:24Przypuszczam, że proces odbywa się jednak w rybnickim ośrodku..., a nie przed rybnickim ośrodkiem..., bo w przeciwnym razie musiałby się odbywać na ulicy.

Dodaj komentarz