Zjawa w kresce autorki / Elżbieta Grymel
Zjawa w kresce autorki / Elżbieta Grymel

 

Czy tuż po wojnie przy bramie starego cmentarza czaiła się zjawa? Być może. Zwłaszcza że zapóźnieni przechodnie po drugiej stronie drogi podobno widywali ognisko i grzejących się przy nim niemieckich żołnierzy...

 

Zdarzenie to miało miejsce w Żorach. Parę miesięcy po zakończeniu drugiej wojny światowej moja mama miała 16 lat. I dostała pracę jako ekspedientka w sklepie spożywczym przy ulicy Rybnickiej. Pracowała od rana do nocy, bo wszystkie towary były "na przydział". Dopiero po zamknięciu sklepu dwie młode sprzedawczynie mogły się zabrać za ważenie towarów, które należało wydać następnego dnia. Dlatego też mama nierzadko wracała do domu dopiero około północy. Żeby dotrzeć na Kościółek, musiała przejść obok zniszczonej huty, wypalonego młyna i zapuszczonego parku. Ten odcinek drogi przebywała zazwyczaj biegiem, jako że nie była to przyjemna okolica.

Nieco zwalniała dopiero przed zrujnowanym budynkiem szkoły. Starała się nawet nie spoglądać na plac szkolny, gdzie podobno spóźnieni przechodnie widywali czasem grzejących się przy ognisku niemieckich żołnierzy. Czy to mogła być prawda? Nie wiadomo. W każdym razie mama przechodziła szybko, czyniła znak krzyża, odmawiała krótką modlitwę za zmarłych i lekko podniesiona na duchu, zanurzała się w ciemną uliczkę. Prowadziła ona między zarośniętym krzewami starym cmentarzem (koło kościoła farnego), ruiną, w jaką zamieniła się jej szkoła, a walącą się świątynią, bo walki z marca 1945 roku obróciły w gruzy także piękny sakralny obiekt. Stamtąd do rynku były już tylko dosłownie dwa kroki.

Wokół rozciągało się morze ruin, ale nie było już tak nieprzyjemne, jak mogłoby się zdawać, bo w niektórych miejscach zamieszkiwali je ludzie, a otwarta, pusta przestrzeń placu pozwalała na chwilę wytchnienia. Potem tylko jeszcze trzeba było przebyć ciemną ulicę Szeroką, która nocą wydawała się jeszcze szersza niż w rzeczywistości. Kiedy po lewej stronie zamajaczyły konary rosnącej na chodniku gruszy, mama skręcała w wąski przesmyk między niskimi zabudowaniami i po przejściu kilkudziesięciu metrów stawała na progu swego domu. Następnego dnia cały scenariusz oczywiście się powtarzał!

Pewnego jesiennego dnia moja mama zabawiła w pracy dłużej niż zwykle, w związku z czym podążała do domu z większym niż zazwyczaj pośpiechem. Dochodząc do ruin szkoły przeżegnała się, lecz nie odmówiła modlitwy za zmarłych. Zrobiła zaledwie kilka kroków, kiedy zauważyła, że ktoś idzie po drugiej stronie drogi. W jej kierunku zbliżała się niska, drobna, lekko zgarbiona kobieca postać okryta ciemną chustą. Zrównały się na wysokości cmentarnej bramy. Wtedy staruszka przemówiła cicho: – Pokwolony Jezus Krystus! – Na wieki wieków, amen! – odpowiedziała machinalnie moja mama i przyspieszyła kroku.

Za kilka dni sytuacja się powtórzyła i zaniepokojona mama opowiedziała o tym swojej mamie, a mojej babci. Ona jednak najwyraźniej próbowała ją uspokoić, mówiąc, że z pewnością to jest jakaś osoba przyjezdna i kartek na żywność jeszcze nie załatwiła, dlatego dotąd nie pojawiła się w sklepie. Następnego wieczoru mama wracała do domu nieco wcześniej. Kiedy wychodziła ze sklepu, wyraźnie słyszała, jak stary zegar wiszący w korytarzyku wybił godzinę jedenastą. Była pełnia i księżyc jasno oświetlał drogę wśród ruin, ale mama czuła się nieswojo, bo zdawało jej się, że wszędzie czają się jakieś tajemnicze cienie i wiele dałaby za to, żeby już znaleźć się na rynku. Dochodząc do budynku szkoły, machinalnie przeżegnała się, pomodliła, a potem dziarsko ruszyła przed siebie.

Drobną, zgarbioną postać zauważyła dopiero chwilę później, kiedy mijała cmentarną bramę. Jak w transie odpowiedziała na pozdrowienie staruszki i jak poprzednio przyspieszyła kroku, ale za moment zatrzymała się i spojrzała za siebie: oświetlona światłem księżyca ulica była kompletnie pusta! Na samą myśl o tym, kim mogła być napotkana osoba, serce podskoczyło jej do gardła, a nogi same porwały się do biegu. Odetchnęła z ulgą dopiero wtedy, kiedy po kilku minutach, które zdały się jej długie jak wieczność, ujrzała zbawczy próg rodzinnego domu!

Komentarze

Dodaj komentarz