Zjawa z zaprzęgu w kresce autorki / Elżbieta Grymel
Zjawa z zaprzęgu w kresce autorki / Elżbieta Grymel

 

W owianym legendami lesie Baraniok do dziś przetrwała grobla po stawie, którego już nie ma. Dawno temu chciwy gospodarz miał tam dostać solidną nauczkę.

 

W lesie Baraniok w okolicach Żor pełno było zdradliwych miejsc: bagien i torfowisk, które, jak mówiono, kryły niejedną tajemnicę. Istniał tam też staw o nazwie Bagiynek, który podobno nie był zbyt głęboki, ale miał muliste, wciągające dno, a poza tym nocami w jego okolicy rozegrały się różne mrożące krew żyłach wydarzenia. Opowiadano, że wiele lat temu właśnie tam zatonął w bagnie zaprzęg wołów, o czym w tej rubryce już wspominaliśmy. Te opowieści nie odstraszyły jednak pewnego okolicznego gospodarza, który był bogaty, ale i bardzo chciwy. Nie wystarczało mu to, co posiadał, bo pragnął mieć jeszcze więcej, dlatego orał wołami od świtu do nocy i nie pozwolił biednym zwierzętom odpocząć nawet po zachodzie słońca.

Ludzie przestrzegali go, że to może się źle skończyć, ale on sobie z tego nic nie robił. Wykrzykiwał tylko: Moje woły – moja wola! Feralnego wieczoru znowu pracował do późna i pomimo że zapadała już noc, postanowił jeszcze napoić spracowane zwierzęta, dlatego skierował się do Bagiynka. Przestraszone woły nie chciały jednak pić, tylko żałośnie muczały. Rozgniewany chłop śmignął je nawet biczem po chudych grzbietach, ale to nie przyniosło spodziewanego efektu. Ostatecznie gospodarz doszedł do wniosku, że nie będzie tracił czasu, tylko od razu pojedzie do domu, najlepiej na skróty, przez groblę, która biegła wzdłuż stawu. Było już jednak tak ciemno, że zobaczył ją dopiero wtedy, kiedy nad lasem pojawił się księżyc.

Grobla była jasna i sucha, jakby ktoś przed chwilą posypał ją piaskiem. Zaprzęg przebył zaledwie kilka metrów, kiedy wóz, na którym siedział bogaty chłop, zarył się aż po osie w błotnistej mazi. Wtedy rozległ się przeraźliwy chichot i przez groblę dosłownie przefrunął inny zaprzęg składający się z sześciu wołów. Powoziła nim ciemna, kobieca, jak mu się zdawało, postać. Mężczyźnie przeszło mrowie po plecach, bo przypomniał sobie opowieści swojej starki o tym, że w tutejszych bagnach utonął wóz z trumną złej pani na Pawłowicach. Moment później jego własny wóz zaczął się przechylać i pogrążać w błocie. Chłop zdążył na szczęście zeskoczyć z niego i czepiając się okolicznych krzaków, ostatkiem sił dotarł na suchy grunt i padł jak podcięty.

Co było dalej – nie pamiętał! Pierwsze promienie słońca zastały go leżącego na pobliskich łąkach. Był brudny i zmęczony, ale powlókł się w stronę stawu, żeby zobaczyć, co stało się z jego zaprzęgiem. Z bagna wyglądały już tylko rogi wołów i bat zatknięty na wozie. Nauczka była skuteczna. Od tamtego czasu gospodarz zawsze kończył pracę przed zachodem słońca, a noc jego gospodarskie zwierzęta spędzały w oborze. Po drugiej wojnie światowej teren ten osuszono, po stawie pozostała tylko nazwa i stara, ledwo już dziś widoczna grobla.

Komentarze

Dodaj komentarz