Minęła 94. rocznica wybuchu trzeciego powstania śląskiego. Postaramy się przybliżyć Czytelnikom w kilku odcinkach wszystkie okoliczności owego zrywu. Dziś pierwsza część cyklu.
Po dwóch powstaniach (1919 i 1920) państwa koalicyjne (Anglia, Włochy i Francja) zarządziły plebiscyt, który zadecydować miał o przynależności narodowej Górnego Śląska. Ustalono, że głosowanie odbędzie się 20 marca 1921 roku (była to Niedziela Palmowa) i uwzględni dwie opcje – pozostawienie spornych ziem przy państwie niemieckim lub przyłączenie ich do państwa polskiego. W wypadku niekorzystnego wyniku strona polska była gotowa poprzeć swoje roszczenia terytorialne kolejnym powstaniem.
Regularna walka
W przeciwieństwie do poprzednich zrywów zbrojnych, nie miało to być byle jakie "pospolite ruszenie", ale walka prowadzona z wszelkimi wymogami działań wojskowych, co można było osiągnąć tylko dzięki nieoficjalnej pomocy z Polski. Z rozmachem uruchomiono cichą akcję logistyczną, całymi pociągami przerzucając żywność, broń, amunicję, mundury, obuwie, bieliznę, środki opatrunkowe itp. Granicę przekraczali polscy specjaliści wojskowi, głównie z Wielkopolski, z których decydującą większość stanowili wychowankowie armii pruskiej obeznani z obyczajami i strukturą niemieckich sił zbrojnych.
Szacuje się, że łącznie przybyło tu z Polski około 7 tysięcy osób, w tym około 700 oficerów, 112 kadetów z korpusów we Lwowie i Modlinie, pozostałą większość stanowili czynni żołnierze, a nawet młodzież akademicka. Polska przekazała też około 1,3 miliona marek z przeznaczeniem na żołd dla mobilizowanych wojsk. Akcje te organizowano głównie za pośrednictwem Związku Przyjaciół Górnego Śląska, który miał sieci po stronie polskiej w przygranicznych miejscowościach: Praszce, Herbach, Częstochowie, Dziedzicach i Sosnowcu.
Szybka odpowiedź
1 maja 1921 roku (była to niedziela) na łamach gazety "Grenzzeitung" ukazała się wiadomość zaczerpnięta ze źródeł niemieckich, że Komisja Międzysojusznicza w Opolu, biorąc pod uwagę niekorzystny dla strony polskiej wynik plebiscytu, wysłała do rady najwyższej państw koalicyjnych propozycje przyznania Polsce jedynie powiatu rybnickiego, powiatu pszczyńskiego oraz części powiatu katowickiego. Odpowiedź była natychmiastowa: z polecenia polskiego komisarza plebiscytowego Wojciecha Korfantego (1873-1939) już w poniedziałek 2 maja o godzinie 6 rano cały Górny Śląsk objęty był strajkiem generalnym.
Dalsze wydarzenia potoczyły się błyskawicznie. Jak pisała ówczesna prasa niemiecka, "ze zbrodniczą genialnością, jak woda zaskórna" 3 maja w nocy wyszły z cienia szeregi powstańcze. Prawie dwudziestotysięczna nie umundurowana armia z biało-niebieskimi opaskami na rękawach, niezbyt dobrze uzbrojona, za to z niezłomną wolą zwycięstwa stawiła się na wezwanie swych przywódców. Górnoślązacy pozostawili swych bliskich, domy, warsztaty i poszli na szańce, skąd wielu już nie wróciło. Zgodnie z rozkazami punktualnie o północy rozpoczęły się ataki na posterunki niemieckiej policji plebiscytowej "Apo" (Abstimmungspolizei) i siedziby bojówek niemieckiej samoobrony.
Skuteczne uderzenie
W tym samym czasie grupa dywersyjna kapitana Tadeusza Puszczyńskiego ps. "Wawelberg" (1895-1939) wysadziła siedem głównych mostów drogowych i kolejowych na Odrze w celu odcięcia drogi ewentualnej odsieczy od strony Niemiec. Powstańcy uderzyli na miasta, wsie i osiedla gwałtownie i jednocześnie, co zaskoczyło wojska koalicyjne, niemieckie oddziały policji "Apo" oraz zbrojne ugrupowania samoobrony, które nie stawiały znaczącego oporu. W przeważającej części powiatów na prawym brzegu Odry wojska powstańcze bez większych oporów zajęły prawie wszystkie miejscowości i miasta, jednak w wyniku nacisków mediacyjnych i siłowych wojsk koalicyjnych powstańcy wycofali się z Katowic, Bytomia, Zabrza, Królewskiej Huty oraz Gliwic i przystąpili do ich szczelnej blokady.
Już od pierwszych dni przywódcy mieli rozbieżne poglądy co do celu i charakteru powstania. Polityczni przywódcy Wydziału Wykonawczego Naczelnej Rady Górnego Śląska, z Korfantym na czele, traktowali je jako zbrojny protest przeciw nieprzyznaniu Polsce żądanego obszaru plebiscytowego. W ich mniemaniu miało ono jedynie zasygnalizować Europie nastroje górnośląskie i jak najszybciej wygasnąć. Natomiast przywódcy wojskowi wraz z dowódcami oddziałów powstańczych traktowali je jak wojnę o rozstrzygnięcie sprawy górnośląskiej do ostatecznego zwycięstwa. Ta różnica poglądów nie pozostała bez wpływu na dalszy przebieg całego ruchu powstańczego i jego późniejsze konsekwencje.
Obłuda Polski
Tymczasem z chwilą wybuchu powstania rząd polski odciął się od sprawy i jeszcze 3 maja 1921 roku odwołał Wojciecha Korfantego z funkcji komisarza plebiscytowego oraz zamknął granicę ze Śląskiem. Domagał się też powstrzymania ruchu zbrojnego, co było już niemożliwe, w związku z czym Wojciech Korfanty ogłosił się dyktatorem powstania i powołał Naczelną Radę Cywilną na Górnym Śląsku oraz formacje Polskiej Górnośląskiej Siły Zbrojnej. W odezwie do ludności zmienił front i zapowiedział wspólną walkę aż do zwycięstwa. Ogłosił równocześnie, że nie będzie pobłażania dla morderców, rabusiów, gwałcicieli i sprawców innych ciężkich przestępstw. Surowe kary miały im wymierzać sądy polowe.
Trzon żołnierzy wojsk powstańczych stanowili uczestnicy dwóch poprzednich zrywów, zaprzysiężeni jeszcze w Polskiej Organizacji Wojskowej Górnego Śląska. Mimo że rozwiązano ją po drugim powstaniu (25 sierpnia 1920), to podczas mobilizacji kurierzy przypominali wszystkim o złożonej przysiędze i ostrzegali przed konsekwencjami niedotrzymania zobowiązań. Kadrę wojsk powstańczych z reguły stanowili funkcjonariusze polskich formacji policji plebiscytowej "Apo", którzy podlegali Naczelnej Komendzie Wojsk Powstańczych kierowanej w większości przez oficerów i podoficerów przybyłych tu z Polski, bez rzekomej akceptacji przełożonych oraz rządu polskiego.
Przygotowania w konspiracji
Struktury organizacyjne wojsk powstańczych były przygotowane do akcji jeszcze przed plebiscytem. W ścisłej konspiracji oddziały w terenie wyposażano w broń i amunicję. Szacuje się, że po ogłoszenia mobilizacji w "punktach alarmowych" zjawiło się 16-20 tysięcy uzbrojonych mężczyzn. Nie wywołało to negatywnych skutków w sferze gospodarki i administracji, co sytuacja wskazuje na niewielki udział w walkach osób zatrudnionych. Z czasem liczebność szeregów walczących rosła, by ostatecznie osiągnąć ponad 40 tysięcy żołnierzy.
Ten ponad stuprocentowy wzrost wiązać można z ukazaniem się rozporządzenia o stopniowym rozwiązywaniu wojsk powstańczych i zastępowaniu ich Milicją Górnośląską, którą powołano na zasadach przymusowego poboru mężczyzn z roczników 1892-1902 z zajętych terenów (Dziennik Rozporządzeń nr 9 Naczelnej Władzy na Górnym Śląsku z 4 czerwca 1921 roku poz. 36). Nie należy więc uogólniać motywów wstępowania Górnoślązaków w szeregi powstańcze, gdyż jedni kierowali się przesłankami patriotyczno-politycznymi, inni korzyściami materialnymi (atrakcyjny żołd, wsparcie dla rodzin), jeszcze inni presją zarządzeń Naczelnej Władzy na Górnym Śląsku o obowiązkowym poborze.
Szok na froncie
Jak twierdził szef sztabu Naczelnej Komendy Wojsk Powstańczych major Stanisław Janusz Rostworowski (1888-1944) herbu Nałęcz z Krakowa, wojsko powstańcze sformowano dla zajęcia oraz obrony swych rodzimych miejscowości i już samo przerzucenie na front było dla tych ludzi szokiem. To był jednak dopiero początek. We wszystkich pododdziałach wielkim kłopotem stał się brak umundurowania (w ciężkich warunkach bojowych darły się cywilne ubrania, niszczało obuwie), sporo problemów sprawiało różnorakie uzbrojenie, co powodowało nagminny brak odpowiedniej amunicji. Podobnie braki wyposażenia w broń ciężką okazały się bardzo dotkliwe na polach bitewnych.
Rząd polski był jednak nieskory do pomocy militarnej. Ugiął się dopiero pod naciskiem opinii społecznej oraz ekspertów wojskowych i wyraził zgodę na bardziej znaczące dozbrojenie wojsk powstańczych. Generalnie wielkość i jakość tych dostaw była marna i bardzo spóźniona. Nadesłane działa oraz karabiny maszynowe były niejednolitego wzoru, przestarzałe i często zawodziły na polu walki. Zbulwersowani powstańcy nie mogli zrozumieć tej polityki w stosunku do nich samych i do sprawy, za którą przelewali krew.
Gorycz powstańców
Już pod koniec powstania w memoriale do władz polskich Wojciech Korfanty między innymi napisał: "Rząd Polski od razu określił swoje niesłuszne stanowisko wobec powstania, zarządził likwidację, a równocześnie wydał zakazy dostarczania broni i amunicji w najcięższym okresie walk. Tego ostatniego faktu nie mogli zrozumieć powstańcy, tym więcej że w masach walczących utrzymało się przekonanie, że ruch podjęto za aprobatą i za przyrzeczeniem pomocy ze strony Polski. Opuszczenie powstańców w okresie krwawych zmagań wywołało olbrzymie rozgoryczenie."
Komentarze