Ksiądz Janusz Grygier, autor dioram / Adrian Karpeta
Ksiądz Janusz Grygier, autor dioram / Adrian Karpeta

 

Wystawa w muzeum to kawał historii kolei, niekiedy pokazanej także w trochę krzywym zwierciadle. Naprawdę warto ją obejrzeć.

 

Kto jeszcze nie widział tej wystawy, musi nadrobić zaległości. Do końca kwietnia w rybnickim muzeum można oglądać ekspozycję zatytułowaną "Para buch – koła w ruch". Składa się z trzech podstawowych elementów: dioram Satyry kolejowe autorstwa księdza Janusza Grygiera z Mostówki, obszernego kalendarium historycznego huty Silesia uzupełnionego o materiał kartograficzny i rysunki techniczne ze zbiorów Muzeum Górnictwa Węglowego w Zabrzu, a także z prezentacji części kolekcji historycznych zabawek ze zbiorów Fundacji Rodziny Sosenko z Krakowa.

Każda z części warta jest obejrzenia. Zachęcamy do zapoznania się z pracami księdza, bo one zainteresują całe rodziny. Dzieci zachwycone będą malowniczością, precyzją wykonania, wiernym oddaniem kolejowych szczegółów. Dorosłych zaintryguje społeczno-socjologiczny kontekst tych prac. Bo ksiądz pokazuje m.in. kolejowe absurdy, sytuacje rzeczywiste, jak również prognozowane. I tak na przykład na jednej z dioram zobaczyć można wysypywanie zboża przez przedstawicieli "pewnego ugrupowania politycznego", którzy charakteryzują się "specyficznym krawatem". Jest przy tym szturmowa grupa policji, są przedstawiciele mediów oraz ludzie pijący w krzakach piwo.

Inna scenka – planujący budowę linii kolejowej zapomnieli wykupić jedną działkę ze stojącym na nią domem. Wybudowano tor, który kończy się na płocie prywatnej posesji. Trwają pertraktacje. Mimo interwencji policji i kolejarzy, właściciele są nieugięci i bronią swojej własności. Kolejny temat – w ramach prywatyzacji złomuje się nowe wagony. Spawacz palnikiem tnie węglarkę. Dźwig ładuje pocięty złom do pojemników, które "obca" firma wywozi do swoich hut. W ramach restrukturyzacji , reformy i oszczędności stacyjny budynek zamknięto, zabezpieczono, zamurowano okna, otoczono drutem kolczastym. A bilety sprzedawane są w starej szopie na końcu peronu...

Autor pokusił się również o prognozę "kolej wczoraj, dziś i jutro". Lata 60. to kolej zadbana, tętniąca życiem. W latach 90. kolej zmierza ku upadkowi, rozebrany został boczny tor, nastawnia jest wynajęta na sklepy i punkty usługowe, budynek spedycji wynajęty firmie budowlanej, przejazd nie jest już strzeżony. A kolej za dziesięć lat? Po głównym torze nie ma już śladu, teren jest zarośnięty, nastawnia zrujnowana, budynek dawnej spedycji rozsypuje się...

Pasja księdza zaczęła się prawie 50 lat temu, kiedy jako mały chłopiec dostał od przyjaciela rodziny małą kolejkę na baterię z dwoma wagonikami. Rozkładało się ją na okrągłym stole, kiedy tylko był wolny. Mała kolejka zaczęła się rozrastać. A chłopiec zaczął sam tworzyć. Najpierw powstawały budynki, infrastruktura kolejowa. Dzisiaj makiety wykonuje ze wszystkiego, nawet z tego, co wyrzuca się na śmietnik. Sterta łupinek po naostrzonych kredkach jest świetnym materiałem na kolejowy ładunek. Drzewka powstają z gąbki, suszonych roślin czy drutu nawojowego.

Wiele elementów do dziś wykonuje sam, niektóre kupuje w sklepach modelarskich. Kupowane elementy trzeba oczywiście dostosować do potrzeb makiety, pomalować albo... pobrudzić. Niektóre makiety powstają wyłącznie z wyobraźni, inne są mniej lub bardziej wiernym oddaniem rzeczywistości albo realiów historycznych. Tworzy je na podstawie planów, zdjęć lotniczych, starych rysunków czy fotografii. Dzięki temu udało się odtworzyć takie miejsca, których już nie ma. Ksiądz Janusz chętnie podróżuje, podpatruje, czyta fachową literaturę, przegląda kolekcjonerskie katalogi. Potem precyzyjnie montuje wskaźniki torowe, wie gdzie umościć sygnalizatory, co powinien robić rewident taboru. W ciągu dziesięciu lat wybudował prawie 50 dioram!

Ale kolej to jedno. Są także wspaniałe zabawki, które zachwycą zarówno chłopców, jak i tatusiów. To bowiem zabytkowe zabawki motoryzacyjne ze zbiorów rodziny Sosenków. Im bardziej rozwijał się przemysł motoryzacyjny, tym więcej produkowano coraz tańszych, niewielkich samochodzików, przez co osiągalnych dla dzieci z nawet mniej zamożnych rodzin. Wystawy sklepowe, na których dominowały wcześniej głównie lalki, zaczęły zapełniać się różnego rodzaju pojazdami. Na rynek weszły potężne firmy, specjalizujące się w produkcji zabawek mechanicznych, m.in. Schuco i Lehmann. Zabawki posiadały skomplikowane mechanizmy, które pozwalały na wykonywanie różnych funkcji.

Na przykład auto-komando właśnie firmy Schuco posiada silnik z napędem sprężynowym, nakręcanym kluczykiem. Samochód rusza, kiedy użyjemy specjalnego gwizdka. Może cofać do garażu, kiedy wyciągnie się mu nieco tylny zderzak! Jeśli postawimy za cofającym autkiem garaż, to samochód wjedzie do niego, wyłącza silnik i automatycznie zamyka drzwi! Kiedy zdejmiemy a następnie odłożymy na widełki słuchawkę telefonu, który wisi w garażu, samochód włącza silnik, wrzuca bieg do przodu, otwiera garaż i wyjeżdża! Auto wyposażone jest w reflektor – szperacz, sprzężony z przednimi kołami i w otwierane klapy maski, po ich uniesieniu można obejrzeć silnik! Takie cudo powstało w latach 30. dwudziestego wieku!

Z kolei firma Lehmann wyprodukowała samochodzik – amfibię, który może pływać po wodzie! Jest napędzany łopatkami wystającymi z boków kół. W Polsce też produkowano wspaniałe zabawki, działała u nas m.in. firma Minerwa. Stworzyła m.in. piękny miniaturowy samochód pancerny, którego pudełko miało wygląd garażu, przy wyjeździe z niego znajduje się tekturowa stacja benzynowa! W latach 60. i 70. produkowano również zabawki, które dostępne były jedynie w sklepach dla dygnitarzy. Na przykład samochód marki Polonez, który ruszał na klaśnięcie rąk!

Dzisiaj takich sklepów dla wybrańców na szczęście już nie ma, a wystawę w muzeum może zwiedzić każde dziecko.

Komentarze

Dodaj komentarz