Niektrzy twierdzą, że po Biesie wciąż błąka się duch złego pana z psem / Elżbieta Grymel
Niektrzy twierdzą, że po Biesie wciąż błąka się duch złego pana z psem / Elżbieta Grymel

 

Czy dawny pan Biesa rzeczywiście miał konszachty z diabłem? Tak chce legenda, ale nie wiadomo, ile ma to wspólnego z rzeczywistością.

 

Bies to nieduży folwarczek otoczony parkiem, a dalej polem, stawami i lasem. Niedaleko stoi maleńka, obecnie murowana kapliczka. Ta niewielka posiadłość leżąca między żorską dzielnicą Rowień a wsią Szczejkowice znana była z tego, że tam straszyło! Co było przyczyną pojawiania się tych upiorów? Okoliczni mieszkańcy podawali trzy różne wersje, wszystkie były przerażające. Jedną z nich postaram się tu przytoczyć. Opowieść ta sięga czasów bardzo odległych, tłumaczy ponadto, skąd wzięła się nazwa folwarku. I okazuje się, że nazwa ma rzeczywiście diabelskie pochodzenie.

Posiadłość leżąca między Rowniem a Szczejkowicami dostała się kiedyś w spadku pewnemu panu. Nowy właściciel nie cieszył się dobrą sławą, więc okoliczni chłopi z niepokojem czekali na jego przybycie. Chodziły słuchy, że nowy pan to tyran i okrutnik, ale to, co miało nastąpić, przeszło wszelkie, najczarniejsze nawet oczekiwania. Niemłody już, zawsze na czarno ubrany pan włóczył się po okolicznych polach i lasach ze strzelbą zawsze gotową do strzału i z rozszalałem brytanem u nogi. Kiedy mignęła na horyzoncie jego postać, za która sunął wielki, czarny pies, ludzie żegnali się z lękiem. Wiedzieli bowiem, że po drodze, która chadza ich pan, sunie również krzywda i śmierć.

Dlaczego? Ano dlatego, że nie darował on życia żadnemu stworzeniu bez względu na to, czy to była sarna, dzik, mysz, czy jakiś leśny ptaszek. Wszystko padało trupem od jego strzału. Pan mierzył, celował i śmiał się dziko, kiedy trafił. Dla niego było niczym spalenie łanu chłopskiego zboża, który bez żadnych skrupułów puszczał z dymem, jeśli chciał wypłoszyć ukrytego tam na przykład zająca lub inne drobne zwierzę. Starą babcię, którą przyłapał swego czasu na zbieraniu chrustu w swoim lesie, pozwolił zagryźć swemu psu. Nienawidził też dzieci, jeżeli którekolwiek stanęło na jego drodze, zawsze zostało mocno obite lub pogryzione przez jego psa.

Zdesperowani chłopi niebawem zaczęli przeklinać złego pana. Omijano folwark szerokim kołem, a pola leżące w pobliżu niego leżały odłogiem. Zrobiło się cicho i w lesie, i na stawach, bo pan zniszczył wszystkie zwierzęta i ptaki, ale coraz częściej w wietrzne wieczory było słychać jego straszliwy śmiech. Biedni ludzie trwożyli się w swoich chatach, mniemając, że ich pan wdał się w konszachty z jakąś siłą nieczystą, stad też zaczęli go nazywać Biesem. Razu pewnego nad okolicznymi wsiami rozszalała się wielka nawałnica, najpierw przeszła silna wichura, a ulewa, która potem nastąpiła, zmieniła się w krótkim czasie w burzę z piorunami! W tę noc zapłonęło krwawym blaskiem domostwo pana z Biesa, a on sam po prostu... znikł!

Wśród zgliszcz nie znaleziono jego ciała. Pomimo że pan był złym człowiekiem, wczesnym rankiem służba, która przychodziła do dworu tylko rano, a wieczorem wracała do swoich domów, rozpoczęła poszukiwania, ale przez cała noc padał deszcz i wszelkie ślady zostały rozmyte. Służący natrafili na tylko jeden tylko wątły odcisk męskich butów i psich łap. Trop prowadził na skraj lasu i tam zniknął.

Ludzie opuścili pogorzelisko, które z biegiem lat porosło trawą i lasem. Potem długo jeszcze miejscowi chłopi omijali ten teren, ale nie wiadomo, czy ze względu na złą pamięć o dawnym panu, czy też bali się diabła, który potem tam rzekomo straszył.

 

Co wiemy o Biesie
W opracowaniu "Nasze Gniazdo Rowień i Folwarki" autorstwa Lucjana Buchalika (dyrektora Muzeum Miejskiego w Żorach) natrafiamy na informację, że w XVI wieku właścicielem Rownia był pan Wyskota, a w następnym stuleciu wieś należała do Biesa. Nie jest wykluczone, że chodzi o pana z naszej opowieści. Z opracowania dowiadujemy się ponadto, że według relacji starszych mieszkańców w 1812 roku przez miejscowość przechodziły wojska napoleońskie zmierzające na Rosję. Dla ich wybudowano wtedy młyn na Biesie. Z tamtych też czasów pochodzić ma kapliczka obok stawów na Biesie, choć inni autorzy uważają, że w połowie XIX wieku wzniósł ją jeden z kolejnych właścicieli Biesa nazwiskiem Kostoń, który po drugiej wojnie światowej wyemigrował do Niemiec.
Dodajmy jeszcze, że w 1913 roku oddano szosę Żory – Rybnik. Wcześniej droga z Żor do Rybnika biegła właśnie przez Bies i Gotartowice.

 

 

Komentarze

Dodaj komentarz