Werner Mandera / eg-p
Werner Mandera / eg-p

 

Rozmowa z Wernerem Manderą, jednym z inicjatorów założenia koła RAŚ w Radlinie


 

Koła jeszcze nie ma, ale będzie. Skąd wziął się pomysł jego założenia?

Zupełnie przypadkiem. W styczniu mieliśmy zebranie koła SITG przy kopalni Marcel, w planie była rozmowa o przyszłości górnictwa. Ale jeden z kolegów przyniósł "Zeitung Śląski", inny "Jaskółkę Śląską", co od razu wywołało dyskusję na temat utworzenia koła RAŚ. Uznaliśmy, że temat autonomii jest bardzo ciekawy i zasługuje na uwagę, powołaliśmy nawet komitet założycielski, w którym znaleźli się Marian Gościniak, Jerzy Otawa i ja. To my mieliśmy przygotować program działania. Poszliśmy w ustaleniach tak daleko, że w marcu zwołaliśmy zebranie założycielskie, zapraszając na nie działaczy oraz przedstawicieli władz ruchu.

 

Działacze owszem, przybyli, ale okazało się, że sprawa wymaga czasu.

No właśnie. Rzecz w tym, że postanawiając założyć koło, nie znaliśmy statutu, tymczasem zgodnie z nim każdy kandydat musi mieć trzy osoby wprowadzające, w dodatku wymagany jest rok okresu kandydackiego, który można skrócić do sześciu miesięcy jedynie w szczególnie uzasadnionych przypadkach. To zapis rodem z PRL. Jak to się ma do rzeczywistości? Okres kandydacki może ustanawiać partia, której władze obawiają się, żeby ktoś nie rozsadził jej od wewnątrz, więc chcą sprawdzić kandydatów. Nie rozumiem jednak, co można sprawdzać w tym przypadku.

 

To nie zapytaliście przedstawicieli RAŚ, co chcą sprawdzać?

Zapytaliśmy, ale nie dali odpowiedzi, powołując się na statut.

 

Wiele organizacji powstałych jeszcze w okresie międzywojennym, w dodatku działających w obszarze neutralnym politycznie, ma w statutach zapisy o okresie kandydackim i członkach wprowadzających, a cóż dopiero dziwić się RAŚ, który stąpa po kruchym lodzie.

To prawda, że w każdym środowisku może znaleźć się ktoś, kto nawet nieopacznie zadziała wbrew interesom danej organizacji, wykorzystując przynależność. Jak jeszcze pracowałem w kopalni, bo obecnie jestem już na emeryturze, zakładałem koło Polskiego Towarzystwa Archeologicznego. Tam obowiązywały podobne zapisy, a chodziło o niedopuszczenie handlarzy do grona pasjonatów. Tu jednak nie ma podobnej sytuacji, a okres kandydacki jest stanowczo za długi. Dodam, że RAŚ istnieje 25 lat, ma ambicje doprowadzić do autonomii w 2020 roku, a póki co udało się mu założyć raptem około 30 kół. Ja przez dwie kadencje byłem prezesem Polskiego Związku Skata i w tym czasie z mojej inicjatywy powstało 25 kół skatowych. Działacze powinni coś robić, muszą wiedzieć, że są potrzebni, czuć, że są motorami napędowymi, a nie hamulcowymi, a ten przepis to właśnie hamulec.

 

W RAŚ mówią, że wcale tak tego nie widzą, i cieszą się, że chcecie działać. Uważa pan, że istnienie koła w Radlinie coś zmieni?

Oczywiście, bo zaczniemy coś robić. Na początek chcemy zaproponować pani burmistrz Radlińskie Dni Dziedzictwa Śląskiego. Chcielibyśmy, by odbyły się już 13 i 14 czerwca. W programie mielibyśmy m.in. turniej skata, pokazy gimnastyczne, występy zespołów działających przy MOK, pokazy koło gospodyń z dzielnicy Głożyny, stoisko piekarzy, masarzy, można by nawet zaprosić jakiegoś kowola, żeby pokazał, jak podkuwa się konie czy robi podkowy. Pomysłów mamy sporo, pytanie, na ile UM jest skłonny pomóc w ich realizacji. Czas, by działające w MOK koła zainteresowań opuściły jego mury i wyszły do mieszkańców. Jeśli połączymy siły, rozruszamy środowisko i poderwiemy je do działania celem pielęgnowania tej śląskości. Dziś jest to utrudnione, ponieważ mieszkańcy Radlina muszą należeć do koła wodzisławsko-żorskiego. Sytuacja się zmieni, jak będą mieli koło na miejscu.

 

To kiedy odezwało się w panu to poczucie śląskości? Bo publicznie mówi pan o tym dopiero teraz. I od razu stawiam pytanie o przynależność do Stowarzyszenia Osób Narodowości Śląskiej.

Powiem tak: tkwi to we mnie od dawna. Po zmianie ustroju zacząłem uświadamiać sobie, że najpierw jestem Ślązakiem, a dopiero potem Polakiem. Dziś powiedziałbym, że jestem obywatelem Polski narodowości śląskiej, choć jeszcze nie przystąpiłem do Stowarzyszenia Osób Narodowości Śląskiej. Jak będzie okazja, to zapoznam się ze statutem i być może się zapiszę, jeśli nie okaże się na przykład, że każdy kandydat musi być sprawdzony do piątego pokolenia wstecz, ale to na marginesie.

 

A inni inicjatorzy założenia koła RAŚ?

Nasze SITG liczy 60 osób. Od razu do tej idei zapaliło się może ze 12, ja rozpropagowałem inicjatywę w moim klubie skatowym, więc na zebranie założycielskie przyszło około 20 ludzi. Każdy wiedział oczywiście, że przed wojną województwo śląskie miało autonomię, ale idea zafascynowała nas dopiero na tym pierwszym zebraniu. Póki co postanowiliśmy, że będziemy spotykali się o godzinie 16 w każdy drugi wtorek miesiąca w Miejskim Ośrodku Kultury w Radlinie. Spotykamy się nawet częściej, ostatnie zebranie mieliśmy w miniony piątek.

Rozmawiała: Elżbieta Piersiakowa

 

PS W następnym wydaniu Encyklopedii Rzeczy Śląskich: dlaczego w statucie RAŚ są takie, a nie inne zapisy i skąd się wzięły

 

 

Werner Mandera...
...to były prezes Polskiego Związku Skata, autor książki pt. "Skat dla wszystkich" (która obecnie jest jedynym podręcznikiem do nauki tej gry, choć już bardzo trudno ją dostać), kolekcjoner m.in. kart (ma w domu około 250 talii z różnych firm i krajów), prezes Klubu Skatowego Marcel Radlin. W zeszłym roku w rozmowie z "Nowinami" stwierdził, że skat jest częścią śląskiego dziedzictwa. Dotąd znany był głównie jako działacz skatowy.

 

 

Komentarze

Dodaj komentarz