Zjawa pustelnika w kresce autorki / Elżbieta Grymel
Zjawa pustelnika w kresce autorki / Elżbieta Grymel

 

Nie ulega wątpliwości, że ktoś mieszkał na wzgórzu, które porosło lasem dzięki jego pracy. Co się z nim stało? Czy rzeczywiście został wzięty do nieba z ciałem i duszą, jak mówi legenda?

 

W lesie między Żorami a Woszczycami znajduje się niewielkie wzniesienie zwane przez miejscowych Łysą lub Suchą Górą. Dziś teren tego pagórka nie różni się niczym od otaczającego go lasu, choć nazwa pozostała. Okoliczni mieszkańcy wiążą to z pewnym wydarzeniem sprzed lat prawie dwustu. Wtedy na wzgórzu zamieszkał pustelnik. Skąd przybył, nikt nie wiedział. W okolicy krążyły o nim różne słuchy, ale nikt nie odważył się go zapytać, jak było naprawdę. Po wsiach szeptano, że był to herszt zbójców z Łupiej Góry, ale w takim przypadku musiałby liczyć co najmniej lat dwieście, a on nie przypominał staruszka. Był raczej mężczyzną w kwiecie wieku.

Inni, powołując się na pewne źródła, rozpowiadali, że w gniewie zabił swoją ukochaną i w tym odludnym miejscu chciał odpokutować za swój czyn. Zarówno zimą, jak i latem pustelnik żył w szałasie skleconym z gałęzi. Żywił się korzonkami, jagodami i grzybami. Jesienią robił zapasy laskowych orzechów na zimę, ale często z pewnością przymierał głodem, choć nigdy nie skorzystał z oferowanej mu pomocy. Chodził niezmiennie w starej, mocno połatanej włosiennicy. Niestrzyżone od dawna włosy, wąsy i długa, sięgająca pasa broda, kryły niemal zupełnie jego pochmurne oblicze. Człowiek ten nigdy się do nikogo nie uśmiechnął ani nie odezwał.

Hodował z nasion dorodne sadzonki drzew i krzewów i zalesiał nimi górę, na której mieszkał, a którą ludzie nie bez powodu zwali Łysą. Była to po prostu goła skała wyrastająca z podłoża. Zanim pustelnik posadził drzewa, musiał ją pokryć warstwa gleby. Przez wiele lat nosił w dłoniach ziemię z pobliskiego lasu, potem podlewał swój młodnik, czerpiąc wodę w skorupkę orzecha. Codziennie maszerował kilkadziesiąt razy do źródła i z powrotem. Na tej pracy upłynęło mu całe życie. Kiedy zmarł, nie wiadomo. Ludzie, którzy zawitali kiedyś przypadkiem na Łysą Górę, nie zastali już tam staruszka, tylko resztki butwiejącego szałasu. Byli też tacy, którzy sądzili, że jako święty człowiek został wzięty z ciałem do nieba.

Z czasem młodnik zmienił się w stary las, lecz ludzie bali się przebywać w tym miejscu po zmroku, bo mówiono, że w letnie, księżycowe noce pojawia się tu duch pustelnika ubrany w złotą szatę i złotą skorupką podlewa swój ukochany las. Tyle o pustelniku z Łysej Góry mówi legenda. Należałoby jednak sądzić, że na wzgórzu tym istotnie ktoś kiedyś mieszkał. Jeszcze podobno w latach dwudziestych ubiegłego wieku rosły tam zdziczałe jabłonie i grusze, jakie zwykłe pozostają przy opuszczonych domostwach. Słyszałam o tym od mojej babci i jej znajomych, którzy często w tym miejscu zbierali jagody. O owym pustelniku starsi mieszkańcy Żor wspominali jeszcze w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych XX wieku.

Pamiątki z dawnych lat
W lasach w okolicy Żor znajduje się kilka niewielkich wzniesień. Na mapie oznaczona jest ich wysokość, ale nie ma nazw nadanych przez miejscową ludność. Kilka lat temu usiłowałam zasięgnąć języka u naszych leśników, niestety nic na ten temat nie wiedzieli. Jest to zjawisko dość częste, gdyż pracujący tu leśnicy nie pochodzą z naszych terenów, są w tym miejscu z przypadku, bo dostali tutaj pracę. Nie mają też potrzeby posługiwania się starymi nazwami, gdyż las podzielony jest na rewiry oznaczone numerami.
Służę prostym i czytelnym przykładem: gajówka na Piekuczu (obecnie: Żory-Baranowice), w której od trzech pokoleń mieszkała moja rodzina, spłonęła w roku 1939, ale zachował się przyległy do niej sad. Jeszcze kilka lat temu rosły tam zdziczałe drzewka owocowe. To ode mnie jeden z baranowickich leśników dowiedział się o istnieniu gajówki. Jak twierdził, od momentu podjęcia tutaj pracy intrygowało go, dlaczego w głębi lasu można spotkać zdziczały sad. Nikt z pytanych przez niego ludzi nie potrafił udzielić mu na ten temat żadnej informacji, choć nieliczni, starzy mieszkańcy Piekucza zapewne pomogliby mu rozwiązaniu tej zagadki. Pierwotnie gajówka znajdowała się tuż przed ścianą lasu, ale ponieważ przyroda nie lubi pustki, z biegiem lat to las pochłonął zgliszcza i stary sad.

 

 

Komentarze

Dodaj komentarz