Bronią obozu w Dobie. Dziś akcja na rybnickim rynku

W niedzielę, 22 marca, na rybnickim rynku zaplanowano kręcenie filmiku-apelu do władz miasta o przywrócenie obozu w Dobie koło Giżycka, na który co roku wyjeżdżały setki dzieci.
- Niestety, ale tego roku obóz prawdopodobnie się nie odbędzie. Z tego powodu chcemy zrobić krótkie nagranie w postaci filmiku, które zostanie upublicznione na portalach internetowych i w mediach. Ma to dotrzeć do prezydenta miasta i wszystkich ludzi, którzy byli odpowiedzialni za dofinansowanie oraz organizację tego obozu. Możecie nie zdawać sobie sprawy z powagi sytuacji, ale ten obóz dla niejednych był jedyną możliwością na wyjazd na wakacje. Nie robimy tego dla siebie, ale dla dzieci, które co roku chcą tam wracać – mówią ludzie związani z obozem.
I zapraszają wszystkich obozowiczów, całą kadrę, wszystkich związanych z obozem do przybycia na rybnicki rynek. - Te kilka minut może nam ogromnie pomóc. Liczymy na ciebie a na pewno uda nam się coś zdziałać – mówią.
Obozy na Mazurach nad Jeziorem Dobskim w Dobie koło Giżycka rozpoczęły się z inicjatywy księdza Macieja Sojki z Rybnika. Wyjazdy dzieci organizowane są od 1997 r. Komendantem pierwszego obozu był ks. Maciej Sojka.
Ks. Maciej Sojka Urodził się 22 sierpnia 1971 roku w Rybniku. Uczęszczał do rybnickich szkół. Uprawiał żeglarstwo w Ośrodku Sportowym „Kotwica". Interesował się szachami, muzyką i poezją, należał do kółka recytatorskiego. Będąc klerykiem organizował na Mazurach kolonie charytatywne dla dzieci. W seminarium był odpowiedzialny za koło powołaniowe, należał też do grupy alumnów współpracujących z kapelanem więziennym w katechizowaniu aresztowanych. Już wtedy zrodził się w nim pomysł organizowania wyjazdów na Mazury dla dzieci. Chciał zarazić ich miłością do pięknej ziemi mazurskiej, ucząc młodych ludzi szacunku do siebie i innych w tych okolicznościach przyrody.
W drugim roku swego kapłaństwa, w lutym 1997 r., kiedy to jeszcze jeziora skute były lodem, ks. Maciej wraz ze swym ojcem Wiesławem, stryjem Andrzejem (wieloletnim, doświadczonym żeglarzem) i parafianinem Andrzejem wyruszył na Mazury w poszukiwaniu dogodnego miejsca na organizację obozów dla dzieci i młodzieży. Dotarli na miejsce nad ranem. Proboszcz tamtejszej parafii, ks. Wiesław, przyjął gości ze Śląska na śniadaniu, a następnie wskazał pole nad Jeziorem Dobskim w wiosce Doba. Towarzysze ks. Macieja za wszelka cenę chcieli zniechęcić go do organizacji obozów w tym miejscu. Tłumacząc mu, że są to dzikie pola, że bardzo trudny dojazd do obozu, że nie ma wody pitnej. Zadawali pytania dlaczego chce przywieźć dzieci do miejsca oddalonego od cywilizacji - prawie na końcu świata, do wsi bez atrakcji? Ksiądz Maciek z uśmiechem i błyskiem w oku oznajmił im: „to jest to miejsce!” Poza tymi utrudnieniami, miejsce było bardzo urokliwe, choć surowe i dzikie.
Nie minęło dużo czasu, bo już w czerwcu cała wyprawa była przygotowana. Sprzęt wypożyczony od harcerzy i wojska, dzieci pełne entuzjazmu zapisywały się w siemianowickiej parafii. Ksiądz Maciek zbierał kadrę – wolontariuszy, którzy swój wolny czas poświęcili na rzecz młodzieży. Byli to studenci, ale także zwykli pracownicy, którzy w ramach własnego urlopu wyjeżdżali by pomóc w stawianiu obozu. Ruszyli, najpierw obsługa techniczna ze sprzętem, a kilkanaście godzin później dwoma autobusami młodzież z kadrą. Ten pierwszy wyjazd był pełen trudnych sytuacji. Były osoby, które jak zobaczyły gdzie ich wywieziono, chciały w pierwszym odruchu wracać. Błotnista droga do obozu, ponad metrowe pokrzywy, końskie muchy i komary. To mogło zniechęcić. Już po pierwszym dniu okazało się, że to miejsce ma swoją „magię”.
Wzgórze, z którego było widać prawie całe jezioro i piękne wschody i zachody słońca, jezioro z rakami, ludzie uśmiechnięci i życzliwi, ogniska wieczorne i dźwięki muzyki wygrywane na gitarach. Tak rozpoczęła się przygoda z Dobą.
Więcej mogliby opowiedzieć uczestnicy tego pierwszego, pionierskiego wyjazdu. Zawiódł ich tam upór i odwaga jednego człowieka.
Właścicielem tego miejsca była parafia św. Ducha Pocieszyciela w Giżycku. Proboszczem był ks. prałat Kazimierz Gryboś. Bardzo życzliwie podszedł do tej sprawy. Nie tylko udostępnił teren organizatorom, ale również wielokrotnie pomagał w realizacji obozów swoją radą, wsparciem i obecnością.
Zaczęła się serdeczna przyjaźń pomiędzy ks. Kazimierzem i Ks. Maćkiem. Przyjaźń ta rozszerzyła się jeszcze o kilka innych osób. Już rok później ks. Maciek za pośrednictwem swojego ojca – pracownika Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji poznał i zaprzyjaźnił się z Rafałem Tymuszem, dyrektorem MOSiR-u. Połączyła ich wspólna troska i praca na rzecz dzieci, które potrzebują pomocy. Kolejne obozy były organizowane przy współpracy mysłowickiej parafii oraz MOSiR-u. Ksiądz Maciek w czasie wakacji 2001 r. wyjechał z dziećmi z parafii Brzezinka na Mazury. Tam 24 lipca utonął w Jeziorze Dobskim. Pochowany został 2 sierpnia 2001 w Rybniku.
Po tragicznej śmierci ks. Maćka w 2001 r. całkowitą organizację obozów mazurskich przejął rybnicki MOSiR. Współorganizatorem i kierownikiem obozów mazurskich w Dobie od początku jest salezjanin, były wychowanek ks. Jana Bosko, pracownik MOSiR-u Wiesław Sojka, ojciec ks. Maćka.
Z roku na rok obozy rozwijają się pod względem technicznym. W porównaniu z pierwszymi obozami wzrosła liczba uczestników. Praca opiekunów, wolontariuszy i kadry technicznej kładzie nacisk na bezpieczeństwo i efektywne wspólne spędzenie wakacyjnej przygody na Mazurach. Na obozach obowiązuje rodzinna, przyjacielska atmosfera, pomimo mocnych wymagań względem uczestników i kadry wychowawczej oraz technicznej.

3

Komentarze

  • adam w heh 19 marca 2019 02:46Panie Wieslawie, spoczywaj w pokoju, obiecuje ze zrobie wszystko, by to Dzielo sie odrodzilo... w modlitwie i w uznaniu, adam wozniak... byly kleryk sałezjanski i organizator pierwszej Grupy Oswiecimskiej w Dobie
  • simply błędy! 23 marca 2015 11:06Dziennikarstwo polega na rzetelnym przedstawianiu faktów. Pan Wiesław Sojka jest wychowankiem salezjańskim, a nie salezjaninem, wychowankiem ks. Jana Bosco. Niech sobie redaktorzy sprawdzą w internetach. To na początek.
  • simply błędy! 23 marca 2015 10:45Dziennikarstwo polega na rzetelnym przedstawianiu faktów. Pan Wiesław Sojka jest wychowankiem salezjańskim, a nie salezjaninem, wychowankiem ks. Jana Bosco. Niech sobie redaktorzy sprawdzą w internetach. To na początek.

Dodaj komentarz