Ogniki na Biesie w kresce autorki / Elżbieta Grymel
Ogniki na Biesie w kresce autorki / Elżbieta Grymel

 

Czy były powody, dla których na samą myśl o wyprawie w rejony owianych legendą stawów człowieka oblatywał strach? Oceńcie sami!

 

W okolicach Żor istnieje kilka miejsc, które zasługują na miano tajemniczych. Jednym z nich niewątpliwie jest teren byłego folwarku, popularnie nazywanego Biesem, który leży między Rowniem a Szczejkowicami. Na jego terenie znajdują się pocysterskie stawy łańcuchowe i liczne bagniska, dziś już częściowo osuszone. Miały tam miejsce dziwne, niewytłumaczalne zdarzenia, dlatego niektórzy mieszkańcy okolicy uważali to miejsce za nawiedzone. Powstanie nazwy folwarku owiane jest legendami mrożącymi krew w żyłach, od słuchania których aż ciarki przechodzą po plecach, ale jaka jest prawda, tego nie wie nikt.

Ten zagubiony w lesie folwark należał kiedyś do żorskiego mieszczanina o nazwisku (lub przezwisku) Bies. Dziś trudno już dociec, czy to on przyjął nazwisko od swej posiadłości, czy też było odwrotnie. Na przełomie lat 60. i 70.ubiegłego wieku znajdował się tam Ośrodek Hodowli Zwierzyny Łownej, w którym pracował mój dziadek Paweł, emerytowany już wtedy leśniczy. Dziadek wychowany w lesie Baraniok znanym z licznych torfowisk nie bał się zwodniczych leśnych ogników, z których słynęły okolice Biesa, ale inni leśnicy czuli się tam o zmroku raczej nieswojo. Pewnego wiosennego popołudnia dziadek wyszedł razem z panem inspektorem sprawującym nadzór nad pracą ośrodka, by sprawdzić dość odległe miejsce, w którym ostatnio często buchtowały grasujące w okolicy dziki.

Kiedy zaczęło się ściemniać, młody inspektor kazał leśniczemu wracać, a sam oświadczył, że zamierza rozglądnąć się jeszcze trochę po okolicy. I prawie obraził się na swego starszego podwładnego, gdy ten wyraził obawę, czy aby na pewno gość bez problemu znajdzie drogę powrotną. Polna ścieżka prowadząca do folwarku przebiegała brzegiem lasu, ale w pobliżu były dwa wielkie, mocno zarośnięte stawy, a podłoże wokół nich było dość grząskie. Dziadek szedł raźno, bo czekał go jeszcze ponad 10-kilometrowy spacer do domu, jednak przez cały czas był myślami przy młodym, zadziornym inspektorze. W pewnym momencie gdzieś bardzo blisko niego zahukała sowa.

Machinalnie odwrócił się, spojrzał w kierunku, z którego dochodził odgłos i... zamarł na miejscu! W bagnisku wokół mijanego właśnie stawu zauważył kilka sporych światełek, które najwyraźniej miały czerwonawą poświatę. Nie przesuwały się jednak jak błędne ogniki, tylko stały w miejscu, ale dziwnie migotały! Dziadkowi ciarki przeszły po plecach, jednak wiedziony ciekawością podszedł bliżej, żeby zbadać to nietypowe zjawisko! Już po kilku krokach jego stare oficerki zanurzyły się w bagnie i z wielkim trudem udało mu się wydostać na ścieżkę. Zaledwie postawił nogę na suchej ziemi, kiedy usłyszał za sobą straszny wrzask, potem poczuł silne uderzenie w plecy, a obok niego przemknął duży czarny cień i pogalopował w kierunku niedalekiego zagajnika.

Starszy pan ponownie wylądował w bagnie i zgubił przy tym swoją, ulubioną laskę, która wypadła mu z ręki. Po krótkich, nieudanych poszukiwaniach wydostał się na ścieżkę i wolno ruszył w kierunku folwarku. Mniej więcej kwadrans później spotkał kolegów leśników, którzy powiadomieni przez inspektora, że Paweł nie dotarł do Biesa, wyszli na poszukiwania starszego kolegi. Dziadek opowiedział im o swojej przygodzie, ale przemilczał udział pana inspektora, który był mu potem dozgonnie wdzięczny.

A te dziwne światełka wokół stawu? – zapytacie. Dziadek przez kilka dni chorował na grypę i podczas jego nieobecności porozkładano wokół stawów budki lęgowe dla miejscowych kaczek. Były one zaopatrzone w ciemnobrązowe i bordowe szybki i być może dlatego się nie sprawdziły się w praktyce. To światło księżyca odbijające się w falach stawu spowodowało migotanie owych szybek, ot, i cała tajemnica!

 

Co to znaczy bies
W słowniku synonimów języka polskiego można znaleźć wiele odpowiedników słowa bies, które w przedchrześcijańskich wierzeniach Słowian uosabiało bliżej nieokreślonego złego ducha, demona zła. Nazwa wywodzi się z języka prasłowiańskiego, a ma pochodzenie w praindoeuropejskim, gdzie oznaczała powodującego strach, przerażenie. Biesy mogły wnikać w poszczególnych ludzi i kierować ich działaniami (stąd określenie "zbiesiony"). Bytowały w lasach, bagnach i w głębinach wodnych. Po chrystianizacji Słowiańszczyzny określenia bies zaczęto używać jako synonimu pojęcia diabeł.

 

 

Komentarze

Dodaj komentarz