Zjawa z dworku w kresce autorki / Elżbieta Grymel
Zjawa z dworku w kresce autorki / Elżbieta Grymel

 

Czy ciało młodej dziewczyny, która zmarła przed ślubem i została pochowana w białej sukni i wianku, mogło przeleżeć w grobie 20 lat i wcale się nie zmienić? Oto jest pytanie.

 

Co jakiś czas dzwoni do mnie Czytelniczka, pani Elżbieta i komentuje moje opowiadania ukazujące się w "Nowinach". Bardzo sobie tę znajomość cenię, zwłaszcza że uwagi mojej imienniczki są nie tylko trafne, ale też bardzo ciekawe. Po lekturze opowieści o rzekomej zmorze, która pochowano w ślubnej sukni, przypomniała jej się pewna historia i oczywiście podzieliła się nią ze mną. Pani Elżbieta słyszała tę opowieść w dzieciństwie od swojej koleżanki, a dotyczyła ona mieszkańców dworku w Rydułtowach. Tym razem nasza Czytelniczka rozpoczęła swoją opowieść tak.

Kiedy miała 12-13 lat, nie było już lekcji religii w szkole, ale odbywały się w tzw. Domku Marii. W pobliżu znajdował się stary, nieużywany już cmentarz okolony murem. – Kiedy nasza klasa przybyła na katechezę nieco wcześniej i trzeba było trochę poczekać, to my, dziewczyny, siadywałyśmy na tym właśnie murze, a jedna z naszych koleżanek snuła wtedy przeróżne romantyczne opowieści. Pewnego dnia opowiedziała nam o podobnym wydarzeniu, jakie pani (czyli ja) opisała na łamach "Nowin" – snuła opowieść pani Elżbieta. Otóż młody hrabia z rydułtowskiego dworku zakochał się w pięknej dziewczynie. Jego wybranka nie była szlachcianką, choć pochodziła z bogatego domu.

Jednak rodzice młodego pana żadną miarą nie chcieli się zgodzić na ich małżeństwo, ale młodzieniec postawił na swoim i młodzi mieli się pobrać, niestety, panna zmarła przed ślubem. Hrabia zrozpaczony stratą ukochanej pochował ją w pięknej trumnie i ślubnej sukni, jak pannę młodą. Wieczorami przesiadywał przy jej grobie bez względu na pogodę. Podobno po upływie wielu lat zapragnął ją jeszcze raz zobaczyć i kazał rozkopać mogiłę. Kiedy trumnę wykopano, okazało się, że ciało dziewczyny zachowało się w takim stanie, jakby żyła, jednak potem z jakichś powodów (nie wiadomo oczywiście, z jakich) rozsypało się w proch. Co było dalej, niestety nie wiadomo.

Historia ta mogła być prawdziwa, ponieważ przekaz wydaje się wiarygodny. Dlaczego?

– Babcia tej koleżanki, która opowiadała mi tę historię, była bowiem naszą sąsiadką i w młodości pracowała jako służąca w dworku w Rydułtowach. Swego czasu opowiadała zresztą mojej babci o tym, że bała się tam sypiać, ponieważ nocami zawsze słychać było krzyki i jakieś dziwne dzwonienie czy pobrzękiwanie łańcuchami. Jednak z drugiej strony trudno stwierdzić, gdzie ta historia wydarzyła się naprawdę, może ktoś coś w niej przekręcił, a potem została "sprzedana" jako tutejsza? – zastanawiała się pani Ela. Należy zwrócić też uwagę na to, że przekaz jednak nie pochodził z przysłowiowej pierwszej ręki, tylko od kolejnej osoby.

Nie można też wykluczyć, że wszystkie te stare opowieści po prostu ożyły na fali romantycznych filmów. Modne były wtedy filmy o markizie Angelice, a nieco później znane stały się ekranizacje rodzimej literatury i rodzimej produkcji, jak na przykład słynna "Trędowata" wedle powieści Heleny Mniszkówny.

– Swoją wczesną młodość wspominam z wielkim sentymentem – kontynuowała nasza internetowa czytelniczka – bo od tego czasu w Rydułtowach wiele się zmieniło. Nie ma już starego cmentarza, który znajdował się naprzeciw kościoła. Przez długie lata był zaniedbywany i dewastowany, gdyż był uważany za mienie poniemieckie. Obecnie w tym miejscu znajduje się kaplica pogrzebowa. Naprzeciw szpitala, gdzie kiedyś znajdował się dworek, od wielu lat stoją bloki. Z zabudowań dworskich zachowała się jedynie willa, a resztę budynków rozebrano. Podczas swojego ostatniego pobytu w mieście z bólem serca patrzyłam na żałosne resztki alei kasztanowej, która kiedyś prowadziła do dworu...– smutno zakończyła swoją opowieść pani Elżbieta.

Komentarze

Dodaj komentarz