Tajemniczy nieznajomy w kresce autorki / Elżbieta Grymel
Tajemniczy nieznajomy w kresce autorki / Elżbieta Grymel

 

Czy jakaś zjawa nie z tego świata mogła być głodna do tego stopnia, że zabrała trzem pastuszkom kilka kromek chleba? Oto jest pytanie!

 

 

O tym wydarzeniu opowiedział mi mój daleki krewny imieniem Stefan, który pochodzi z Rudy Śląskiej. Pod koniec lat 40. był już na tyle duży, że rodzice pozwalali mu paść krowę. Idąc na łąkę, zabierał ze sobą dwóch młodszych braci. Chłopcy mieli niepisaną umowę, że kiedy Stefan grał z kolegami w piłkę, oni pilnowali bydła. Przed wyjściem z domu mama dawała im lniany woreczek, w którym były trzy kromki chleba (po jednej da każdego) i butelka po przedwojennym winie. Starszy z braci nalewał wody prosto ze studni. Bracia zazwyczaj nie zdążyli jeszcze dojść do hałdy, w pobliżu której paśli krowę, a po chlebie nie było już ani śladu. Wodę zostawiali sobie jednak na później, aż zachce im się pić zachciało.

Pewnego dnia było jednak bardzo gorąco, więc wodę wypili, a chleb zawinięty w lniany woreczek zostawili na miedzy i poszli się bawić. Po godzinie wrócili, ale chleba już nie było, na trawie leżał tylko zmięty woreczek! Chłopcy zdziwili się ogromnie, bo nikogo obcego w pobliżu nie widzieli, ale w domu o niczym nawet nie wspomnieli, ponieważ obawiali się, że kara ich nie minie. W czasie wakacji taka sytuacja powtórzyła się jeszcze kilka razy. Potem przyszła jesień i młodsi bracia już rzadko towarzyszyli Stefanowi przy pasieniu krowy. Chłopiec miał za to inne towarzystwo – zabierał na łąkę swoich kolegów. Jeden miał na imię Boleś, a drugi Zefek.

Pewnego dnia było bardzo zimno, więc żeby się ogrzać, koledzy rozpalili na łące małe ognisko i piekli w nim ziemniaki, które wykopali gdzieś po drodze na pasionkę. Nagle, nie wiadomo, skąd pojawił się obok nich niewysoki mężczyzna. Był prawie nagi, a jego szczupłe ciało obrośnięte było gęstym ciemnym włosem, że nawet twarz było mu ledwo widać. Nieznajomy nic nie mówił, tylko wyciągnął prosząco rękę. W normalnych warunkach chłopcy przestraszyliby się i zaczęli krzyczeć, ale wtedy zareagowali inaczej, bo od tego dziwnego stworzenia promieniowało jakieś dziwne, przyjemne ciepło. Stefan podniósł się z ziemi, wygrzebał z ogniska jeden ziemniak i powolutku przesunął go pod nogi przybysza.

Chłopiec nie zdążył go nawet ostrzec, żeby się nie poparzył, bo kartofel jest gorący, gdyż obcy złapał ziemniak w ręce i przerzucając z dłoni do dłoni, popędził w kierunku krzewów porastających zbocze hałdy. Po chwili zniknął chłopcom z oczu, a oni dopiero wtedy się przestraszyli, bo przecież nie wiedzieli, z kim mają do czynienia! Potem jednak przeżegnali się i wszyscy trzej ruszyli w kierunku zarośli, żeby sprawdzić, co tam się kryje. Przez chwilę przeczesywali krzaki, zanim trafili na otwór prowadzący w głąb ziemi. Dziura musiała być strasznie głęboka, bo kiedy próbowali wrzucać do niej kamyki, nie było słychać, żeby spadały na dno.

Ponieważ zaczęło się ściemniać, chłopcy przezornie się wycofali, ale zamierzali tam powrócić następnego dnia. Nazajutrz nie poszli do szkoły, tylko wybrali się pod hałdę, zaopatrzeni w stare liny, znalezione w stodole na podwórku Zefka. Szukali otworu, który prowadził pod ziemię, ale mimo że krążyli wśród krzaków przez kilka godzin, niczego nie znaleźli. W końcu pokłócili się, jako że każdemu z nich wydawało się, że tajemnicza dziura była w zupełnie innym miejscu i rozeszli się do domów. Jeszcze tego samego wieczoru Zefek oberwał od ojca za wyniesienie lin i pod presją wszystko mu opowiedział.

Następnego dnia ojciec osobiście pofatygował się pod hałdę, żeby sprawdzić, czy syn mówi prawdę, ale też odszedł z kwitkiem, dlatego biedny Zefek oberwał po raz drugi za to, że stroi sobie żarty ze starszych! Tak więc do dziś nie wiadomo, kogo spotkali trzej przyjaciele: człowieka, Skarbnika, a może diabła, jak sądzili niektórzy z nich? Na to pytanie niestety już nigdy nie poznamy odpowiedzi!

W oko ze Skarbnikiem
Czy nieznajomy, którego spotkali chłopcy, mógł być głodnym Skarbnikiem? Trudno uwierzyć, aby potężny duch podziemi mógł zapragnąć kromki chleba i pieczonego ziemniaka, choć w śląskich podaniach pojawiają się takie wątki. Wynika z nich, że Skarbnik chętnie grywał w karty (na przykład oko) z niejednym górnikiem. Jak przegrał, musiał za niego fedrować, ale jeśli wygrał (a szybko się uczył), dany gwarek musiał oddać mu swoje drugie śniadanie, na które zwykle miał chleb z masłem. Strażnik podziemi ponoć bardzo się w nim rozsmakowywał. Oczywiście umowa była dobrowolna.

 

 

Komentarze

Dodaj komentarz