Państwo Wałachowie przed swoim nabytkiem / Ireneusz Stajer
Państwo Wałachowie przed swoim nabytkiem / Ireneusz Stajer

 

Tomasz Wałach wraz z żoną Aurelia i znajomymi przywrócił do świetności zabytkowy karawan. To prawdziwe cudo dawnej techniki.

 

To z pewnością najstarszy karawan w naszym regionie. Liczy około 100 lat, a powstał w Wagenfabrik Scholz&Neumann z Kreuzburga (fabryce powozów w Kluczborku). Zachowała się tabliczka znamionowa wykonana w znanym wówczas warsztacie Alfreda Davidsohna, Breslau 13, czyli we Wrocławiu. – Ten niezwykły karawan kupiliśmy od mieszkańca Włoszczowy, który nabył go od proboszcza jednej z wiejskich parafii. Nowy właściciel częściowo już rozebrał wóz i zaczął remontować, ale zadanie go przerosło, więc wystawił zabytek na sprzedaż w internecie. Od dawna szukałem zaprzęganego w konie karawanu, który podkreślałby tradycje naszej firmy – opowiada Tomasz Wałach, właściciel zakładu pogrzebowego Styx w Chwałowicach.

Pojechał z żoną Aurelią do Włoszczowy. – Wóz bardzo nam się spodobał i był w niezłym stanie, zaryzykowaliśmy, a efekt dziś jest ciekawy – wskazuje rybnicki przedsiębiorca. Do kupna przekonała go małżonka. – Nie ukrywam, że trochę się wystraszyłem. Widziałem bowiem ile trzeba będzie zrobić, by wóz przywrócić do dawnej świetności – tłumaczy. Teraz karawan niemal w pełni oddaje dawne klimaty. Takie wozy jeździły jeszcze w latach 70. ubiegłego wieku. – Ponieważ we wsi było średnio 15 pogrzebów rocznie, więc powóz mógł transportować zmarłych nawet do lat 90. – przypuszcza pan Tomasz.

Dotychczasowa renowacja zajęła im kilka miesięcy i kosztowała około 15 tys. zł. - Przy karawanie pracuje rodzina i znajomi. Rozebraliśmy go na części. Najwięcej czasu poświęciliśmy na zdrapywanie starej wypłowiałej farby, piaskowanie i malowanie zawieszenia. Odnowiliśmy koła i siedzenia. Uszyliśmy nowe zasłony na wzór starych. Wyremontowaliśmy piękną ornamentykę – wymienia rybniczanin. Zanim złożyli wszystko w całość, szwagier sfotografował zawieszenie. Rozrysowano też mechanizm, co pomogło w rekonstrukcji karawanu. - Zresztą zawieszenie jest tu bardzo proste – przyznaje pan Tomasz.

Wóz wykonano z solidnego drewna dębowego, które oparło się zębowi czasu. Dach jest z blachy. Po bokach widnieją latarenki (jedna w naprawie), do których wstawia się specjalne świece. W miarę spalania się wosku sprężynowy mechanizm wypycha je w górę. Trzeba będzie jeszcze zamontować porządne współczesne hamulce tarczowe, co wiąże się z wysokim kosztem. W kwietniu karawan stanie przed zakładem pogrzebowym w Chwałowicach. – Nie wykluczam, że będzie również przewoził zmarłych. Są już pierwsi chętni – nadmienia szef Styxu. Koni użyczy znajomy z Jankowic, który karetą wozi nowożeńców do ślubu.

Pan Tomasz, jako jedyny w naszym regionie, jest już czwartym pokoleniem przedsiębiorców pogrzebowych! Początki firmy sięgają 1901 roku. Wówczas to Zofia i Józef Klapec ruszyli z produkcją trumien w Pilchowicach niedaleko Knurowa. Kilka lat później kupili karawan konny i zaczęli świadczyć usługi pogrzebowe. – Zakład istnieje do dziś, prowadzą go krewni. Przeglądając rodzinne albumy, natrafiłem na zdjęcie karawanu, który rozbudził moją wyobraźnię – podkreśla rybniczanin. Po pradziadkach pilchowicki interes przejęła babcia Dorota. Z powodu wczesnej śmierci męża firmę prowadziła sama.

– Z Pilchowic wywodzi się moja mama Ilona, która wyszła za mąż za Krystiana Wałacha z Boguszowic. Oboje ruszyli z produkcją trumien i zakładem pogrzebowym, który działa do dziś – zaznacza pan Tomasz, kontynuator rodzinnej tradycji. Doświadczenie i wiedzę przekazali młodym Wałachom rodzice. – To są bezcenne wartości. Nauczyli nas, jak prowadzić firmę, jak zrozumieć i pocieszyć bliskich zmarłej osoby – mówią właściciele Styksu. Pani Aurelia, z zawodu fryzjerka i florystka, pomaga mężowi w prowadzeniu firmy, przygotowuje kwiaty i dokumenty do ostatniego pożegnania zmarłej osoby.

1

Komentarze

  • Krzysiek Leihenwagen 26 lutego 2015 21:14Pamiyntom taki Leihynwagyn, mog być 1950 kieryś jak wioz niyboszczyka na Kierhow we Woszczycach.

Dodaj komentarz