Narodowy Fundusz Zdrowia rozwiewa wszelkie wątpliwości: pacjenta powinien przyjąć lekarz z najbliższej przychodni.
Była niedziela około południa. Rejestratorka pełniącego dyżur NZOZ Nowiny odesłała chorego do przychodni oddalonej o 12,5 kilometra, choć miał gorączkę (38,5 stopnia), kaszel i katar. Oznajmiła mu, że powinien udać się do przypisanego w weekendy dla Zamysłowa ośrodka w Boguszowicach. Pan Janusz (nazwisko do wiadomości redakcji) mieszka na granicy Zamysłowa i Nowin, gdzie ma raptem 1 kilometr. Tego dnia nie dysponował samochodem. – Nie byłem w stanie podróżować komunikacją publiczną na drugi kraniec miasta. Tym bardziej że w niedziele kursuje mało autobusów. Musiałbym najpierw dostać się do centrum, a stamtąd dopiero pojechać do Boguszowic. Czułem się bardzo źle – mówi rybniczanin. We wtorek lekarz pierwszego kontaktu zaaplikował mu antybiotyk.
– To bardzo przykra historia. Mimo fatalnego samopoczucia poszedłem do przychodni w Nowinach, by prosić o pomoc. Rejestratorka wskazała mi kartkę na szybie z podziałem miasta na rejony. Wróciłem do domu – opisuje pan Janusz. Tymczasem od dawna w Polsce nie obowiązuje rejonizacja, o czym przypomina Małgorzata Doros, rzecznik prasowa śląskiego oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia w Katowicach. Od godziny 18 do 8 rano oraz całodobowo w dni wolne od pracy choremu przysługuje ambulatoryjna pomoc medyczna w ramach nocnej i świątecznej opieki zdrowotnej. Nie ma to związku z lekarzem podstawowej opieki zdrowotnej, do którego jesteśmy zapisani.
– Pomocy musi udzielić dowolna wybrana przez pacjenta placówka, a w przypadkach uzasadnionych stanem chorego lekarz powinien zjawić się w jego mieszkaniu. Należy wezwać medyka z najbliższej placówki zabezpieczającej opiekę nocną i świąteczną – podkreśla pani rzecznik. Co na to kierownictwo NZOZ Nowiny? Prezes Danuta Weryńska na początku nie chciała uwierzyć w to, co się stało. – Zgadzam się, że nie wolno odmówić nikomu pomocy. Rejestratorka powinna przeprowadzić z każdym wywiad, zorientować się, co mu dolega. Uczulamy na to nasz personel – tłumaczy pani prezes. Z notatki sporządzonej przez rejestratorkę wynika, że wspomnianej niedzieli z porady lekarza skorzystało blisko 70 pacjentów, w tym kilkunastu spoza tzw. rejonu m.in. Chwałowic, a nawet Boguszowic. Dlaczego więc nie obsłużono rybniczanina z pobliskiej Raciborskiej?
– Na informację, że powinien jechać do Boguszowic, zareagował agresywnie. Pielęgniarka nie zdążyła go zarejestrować – prezes Weryńska broni pracownicy. Pan Janusz przyznaje, że doszło do wymiany zdań. – Trudno się jednak nie zdenerwować, gdy człowiek czuje się bardzo źle i odmawia mu się pomocy. Zresztą już raz kiedyś zostałem stąd odesłany – odpowiada. Pani prezes dodaje, że personel przychodni jest doświadczony i profesjonalny, a jedno zdarzenie nie może rzutować na pracę całego ośrodka.
Małgorzata Doros precyzuje, iż dwa lata temu ze względów organizacyjnych większe miasta (takie jak Rybnik) podzielono na nieformalne rejony. W Rybniku takie rejony są trzy, na każdy przypada po około 50 tys. mieszkańców. Chodzi jednak tylko o to, by nie tworzyły się długie (zbyt długie) kolejki, żeby pacjenci z całego miasta nie zgłaszali się do jednej placówki. – Natomiast w takiej sytuacji, jaka tu zaszła, pacjenta trzeba było przyjąć. Jestem zaskoczona, że został odesłany. Zawsze istnieje przecież jakieś ryzyko. Znamy przypadki osób, które zmarły w drzwiach szpitala. Procedury nie mogą być ważniejsze od życia – stwierdza pani rzecznik.
Komentarze