Popielec, posypywanie głw popiołem na starej rycinie / Archiwum
Popielec, posypywanie głw popiołem na starej rycinie / Archiwum

 

Pamiętaj, że z prochu powstałeś i w proch się obrócisz – będą dziś ostrzegali kapłani, posypując głowy wiernych szczyptą popiołu. Dziś Popielec, początek pokuty po tygodniach szaleństw i obżarstwa.

 

Od wieków karnawał był czasem rozrywki, zabaw, maskarad, przeróżnych widowisk i zawsze związany był z muzyką, tańcem, obżarstwem i pijaństwem. Odbywały się wtedy huczne weseliska, bale i szaleńcze kuligi, których tradycje sięgają XV wieku, kiedy to bogacąca się szlachta zaczęła prowadzić wykwintne życie towarzyskie. Z nastaniem zimy zawiane śniegiem gościńce, pola i lasy nie sprzyjały zbyt częstym kontaktom sąsiedzkim, a nudna codzienność rodziła niepohamowaną chęć spotkań w gronie bliskich i znajomych. W dodatku niejednokrotnie poszczególne dwory ziemiańskie dzieliły spore odległości, dlatego też całe szlacheckie rodziny wybierały się w odwiedziny do sąsiadów na kilka dni.

 

Zabawa bez umiaru

 

Podczas tych wizyt w euforii wesołości i beztroski bez pohamowania ucztowano, a kiedy już dworska spiżarnia opustoszała, we wspólnym orszaku gospodarze wraz z gośćmi udawali się do sąsiada, a potem do kolejnego, i tak wkoło, dopóki okoliczne spiżarnie i piwnice nie zostały z wszelkich zapasów kompletnie ogołocone. Podczas tych wędrówek między dworami rozochoceni trunkami goście wstępowali także do każdej napotkanej karczmy, gdzie wyjadali i wypijali wszystko, co tam było, muzykantów z sobą brali i tak jeździli po okolicy z głośną muzyką i śpiewem. W miarę jak sań i uczestników kuligu przybywało, pustoszały spiżarnie we dworach i karczmach. Podobnie dworskie zasoby paszy dla koni i bydła szczuplały w zastraszającym tempie, co przy długiej i ostrej zimie wymuszało redukcję liczby zwierząt i skutkowało stopniowym popadaniem w biedę.

Te niekontrolowane kuligowe zabawy co roku wprowadzały w ciche jednostajne życie wiejskich dworów nie tylko zamęt, ale i przednówkowy niedostatek. W końcu nauczona doświadczeniami szlachta zaczęła powoli wprowadzać zmiany w stylu tych zimowych zabaw i szaleństw, które postanowiono planować i organizować. Goście byli zapraszani na ustalony termin, zawiadamiano ich o konieczności dostosowaniu się strojami i rekwizytami do czekających ich atrakcji, a z góry opłacani muzykanci z miasteczek byli wynajmowani. Najbardziej pożądaną formą zabawy był oczywiście tradycyjny kulig kilkunastu sań zaprzężonych w przystrojone rumaki. Na czele zawsze jechał ubrany w kolorowe łachmany błazen, który potrząsał dzwoneczkami i głośno obwieszczał przybycie gości.

 

Milkły kapele

 

W dalszych saniach jechali muzykanci, potem młodzież i reszta towarzystwa ze śpiewem i radosnymi okrzykami poprzebierani w stroje kupców, chłopów, dziadów, cudzoziemców, Cyganów, wróżek i innych postaci wziętych z życia, opowieści albo legend. Tak zabawiano się przez cały karnawał, ale kulminacja tych szaleńczych rozwiązłości miała miejsce w tłusty czwartek. Potem pozostało już tylko kilka dni do najbliższego wtorku, w którym po raz ostatni w roku gromadzono się i bawiono do upadłego. Wieczorem tego dnia pojawiał się jeden z uczestników zabaw przebrany za księdza i z żałosną miną żegnał odchodzący czas zabaw oraz nawoływał każdego do popielcowej powagi, pokory, postu i pokuty w nadchodzącym czterdziestodniowym Wielkim Poście. O dwunastej w nocy milkły kapele, nastawała cisza, a na stoły wnoszono solone śledzie na znak, że nadeszły już długie dni wstrzemięźliwości.

Od najdawniejszych czasów w Kościele chrześcijańskim najbardziej przestrzeganym w roku jest bowiem Wielki Post, ustanowiony na pamiątkę czterdziestodniowego postu Chrystusa na pustyni Judzkiej. Aby wierni mogli godnie przygotować się przez ten okres do Zmartwychwstania Pańskiego, już od pierwszych wieków chrześcijaństwa post ten obowiązywał wszystkich według ścisłych i surowych reguł. W Wielkim Poście (trwa 46 dni, ale niedziele jako święta nigdy nie były do tego okresu wliczane) wolno było tylko raz dziennie zjeść nieco chleba, jarzyn i wody, i to dopiero wieczorem po nieszporach, przez resztę zaś dnia nie wolno było wypić nawet kubka wody. W całym okresie Wielkiego Postu całkowicie niedopuszczalne było spożywanie mięsa i jego przetworów.

 

Królowie i rygory

 

W czasach panowania Karola Wielkiego (742 lub 746-814, król Franków od 768, cesarz rzymski od 800 roku) za nieprzestrzeganie tego zwyczaju stosowano bardzo surowe kary. Zwyczaj powstrzymywania się od posiłków mięsnych był tak głęboko zakorzeniony w krajach zachodnich Europy, że król francuski Ludwik IX Święty (1214-1270, król od 1226 roku) podczas choroby nie posłuchał zaleceń medyków i odmówił wypicia bulionu z kury dla podreperowania sił, gdyż nie uzyskał na to zezwolenia swego spowiednika. Z biegiem wieków rygor jednak stopniowo łagodniały. Posiłek postny przeniesiono z pory wieczornej na środek dnia, dopuszczono picie wina, jedzenie ryb, a w późniejszym okresie nawet ptactwa i ssaków wodnych.

Zgodnie z bullą papieża Juliusza III (1547-1555, papież od 1550) pod warunkiem złożenia odpowiednich ofiar na rzecz Kościoła włączono do potraw postnych mleko, masło, sery i jajka. Jako zadośćuczynienie za skonsumowanie posiłku z jajek i innego nabiału najubożsi zobowiązani byli zmówić trzy razy "Ojcze nasz" i trzy ra dy "Zdrowaś Maryjo", bogaci zaś złożyć jałmużnę. Przez długi czas przedmiotem dyskusji i sporów teologicznych była kwestia jedzenia dziczyzny wodnej i czekolady. Ostatecznie zadecydowano, że nie jest łamaniem postu spożywanie chudej dziczyzny, czyli takiej, z której tłuszcz nie ścina się w ciągu kwadransa na zimnym półmisku, czekolada zaś musiała być przyrządzana na wodzie i nie wzbogacana domieszką mąki fasolowej lub ciecierzycy.

 

Sześć niedziel

 

W Polsce i innych krajach katolickich Wielki Post rozpoczynał się kiedyś od tzw. Niedzieli Siedemdziesiątnicy, zwanej też Niedzielą Starozapustną, która o dziewięć tygodni poprzedzała Wielkanoc. Każda z sześciu niedziel Wielkiego Postu była odpowiednio określana. Tak więc pierwsza nazywana jest Wstępną, druga Suchą, trzecia Głuchą, czwarta Śródpostną, piąta Pasyjną, czyli Męki Pańskiej, i wreszcie szósta Palmową albo też Kwietną lub Wierzbną. Dziś Wielki Post rozpoczyna się w środę popielcową od symbolicznego posypania popiołem głów wiernych przez kapłana, który przypomina każdemu wiernemu "iż prochem jest i w proch się obróci". Zwyczaj Popielca wywodzi się jeszcze z odległych czasów, kiedy stosowano publiczną pokutę wobec zasługujących na to grzeszników.

Boso i odziany w wór stawał taki pokutnik przed bramą kościoła i publicznie wyznawał swe grzechy. Następnie w obecności wiernych naciągano nań włosienicę, posypywano mu głowę popiołem, a po pokropieniu wodą święconą i wyznaczeniu stosownej pokuty wprowadzano do kościoła, gdzie nieszczęśnik kładł się krzyżem na posadzce, prosząc Pana Boga o miłosierdzie i wybaczenie. Od kiedy jednak w Kościele katolickim zniesiono publiczne spełnianie skruchy i pokuty, po starej surowej tradycji pozostał jedynie symboliczny zwyczaj posypywania głów wiernych popiołem, który, przypomnijmy, pochodzi ze spalonych palm wielkanocnych, z poprzedniego roku oczywiście.

 

Ukryty Zbawiciel

 

Od wieków istnieje też na Górnym Śląsku zwyczaj, że już od środy Popielcowej wszystkie obrazy i krzyże w kościołach są zasłaniane, co ma symbolizować ukrycie się Zbawiciela przed żydowskimi prześladowcami, o czym wspomina Ewangelia. Od tego dnia milkły też różnorakie swawolne i wesołe pieśni i przyśpiewki na rzecz pieśni poważnych i nabożnych, niewiasty zaś odkładały kolorowe szaty i różnoraką biżuterię, przywdziewając stosowne skromne i ciemne stroje. Dodajmy jeszcze, że dawniej postów nakazanych przez Kościół było o wiele więcej, niż to ma miejsce obecnie, choć oczywiście nie brakowało dróg obejścia twardych reguł. Surowe zwyczaje postne w Polsce złagodził nieco przypadek, a wszystko wydarzyło się na stypie po pogrzebie króla Zygmunta I Starego, o czym napiszemy w jednych z najbliższych wydań "Nowin".

Komentarze

Dodaj komentarz