Stary żołnierz w kresce autorki / Elżbieta Grymel
Stary żołnierz w kresce autorki / Elżbieta Grymel

 

Przejęcie budynku na potrzeby urzędu było łatwe. Trudniejsze okazało się obłaskawienie ducha zmarłego właściciela. Na szczęście znalazł się odważny człowiek...

 

Działo to po zakończeniu pierwszej wojny światowej w pewnym śląskiej miejscowości. Przejęto tam na potrzeby urzędu mały domek, którego właściciel zmarł bezpotomnie. Nie było więc spadkobierców, co jednak nie znaczy, że obyło się bez kłopotów. Otóż zatrudnieni tam urzędnicy codziennie rano zastawali niesamowity bałagan. Wszystkie akta, które w ciągu dnia wracały na swoje miejsce na półkach, nazajutrz z rana znajdowano na podłodze! Sytuacja powtarzała się całymi miesiącami. W końcu zaczęto podejrzewać, że ktoś umyślnie wyrządza szkodę i postanowiono się z nim rozprawić. Wieczorem rozstawiono warty wokół budynku, ale nikt niczego podejrzanego nie zauważył. Nikt też żadnym sposobem nie mógł się do wnętrza dostać niepostrzeżenie, bo budynek nie był podpiwniczony.
W takiej sytuacji trudno się dziwić, że po całej okolicy zaczęły się rozchodzić wieści, że w urzędzie straszy, dlatego też pan burmistrz miał nie lada problem ze znalezieniem odważnego strażnika. Po długich namowach zgodził się pewien człowiek, ale postawił jeden warunek: stanie na warcie nie w pojedynkę, tylko razem ze swoim przyjacielem. W najbliższą noc obaj zamknęli się więc w domku. Wzięli ze sobą zapas jedzenia i świec, a także kropidło ze święconą woda – tak na wszelki wypadek, ale długo tam nie wytrzymali, kiedy bowiem pojawił się duch, nie czekali na rozwój wydarzeń, tylko po prostu wzięli nogi za pas! Choć od tego wydarzenia upłynęło sporo czasu, nic się jednak w domku nie zmieniło.
Pewnej jesieni przywędrował do miasteczka niemłody już mężczyzna, ubrany w stary żołnierski płaszcz. Szedł wolno, ciągnąc za sobą swoją drewnianą nogę. Obszedł kilka chałup, szukając noclegu, ale nigdzie nie chcieli go przygarnąć. Zrezygnowany usiadł bezradnie na stopniach kościoła, skąd zabrała go miejscowa służba porządkowa. Woźny miejscowego aresztu mieszkał sam, więc ucieszył się, kiedy sprowadzono żołnierza i zamiast zamknąć go w celi, zaprosił do swej izby. Długo rozmawiali i woźny opowiedział swojemu gościowi o tym, co każdej nocy działo się w urzędzie znajdującym się naprzeciwko.
Stary wiarus zdecydował się pomóc. Gdy nastał wieczór, poszedł do domku naprzeciwko, uprzednio zaopatrzywszy się w kropidło ze święconą wodą. W przepastnych kieszeniach jego starego wojskowego płaszcza znajdowały się też poświęcona kreda, gromnica i suche zapałki. Na miejscu wybrał ciężkie krzesło i postawił je na środku pokoju, potem poświęconą kredą starannie zakreślił wokół niego krąg. Zanim usiadł, zapalił jeszcze świecę i postawił ją w kręgu zakreślonym kredą. Ćmiąc nieodłączną fajeczkę czekał, aż kościelny zegar wybije północ. Doczekał się.
Równo z wybiciem godziny dwunastej w izbie pojawił się niepozorny staruszek i z niepohamowaną pasją zaczął rozrzucać akta i przewracać meble, nie zwracając na starego żołnierza na razie żadnej uwagi. Świeca stojąca w poświęconym kręgu nie zgasła, więc wojak widział wyraźnie wszystkie poczynania zjawy. Mniej więcej po upływie półgodziny duch postanowił zająć się intruzem. Nie mógł go dosięgnąć, bo przeszkadzał mu w tym zakreślony święconą kredą okrąg i tylko powodował, że stołek na którym siedział żołnierz, skakał razem z nim pod powałę!
Po chwili takiej huśtawki, duch musiał dać jednak za wygraną. Dopiero wtedy wiarus zapytał go, czego chce. Duch właściciela domku zażądał trzydziestu mszy odprawionych w miejscowym kościele w intencji duszy swojej i w intencji duszy zmarłej żony oraz pewnego datku z kasy miejskiej na cele dobroczynne. Tyle nazajutrz opowiedział żołnierz burmistrzowi. Kiedy uczyniono zadość wymaganiom zjawy, w budynku zapanował spokój. Inwalida zaś znalazł przytułek w domu woźnego. Żył jeszcze kilka lat na koszt gminy.
 
apla
Miejsca o złej sławie
Racjonaliści powiedzieliby, że takie opowieści to wytwór wyobraźni naszych przodków,  inni jednak twierdzą, że nawiedzone domy i miejsca wcale nie odeszły do przeszłości. Dziś sytuacja jednak jest inna: – wiele domów, w których straszy, ma lokatorów. Ci nie zawsze chcą dzielić się szczegółami na temat "prywatnego horroru", jaki przeżywają, bojąc się reakcji otoczenia. Niemniej jednak na mapie kraju znaleźć można wiele budynków, za którymi ciągnie się zła sława. Są wśród nich nie tylko stare rezydencje, ale też domy jednorodzinne, gospodarstwa, a nawet zupełnie nowe apartamentowce – dowiadujemy się z onetowej Strefy Tajemnic.

Komentarze

Dodaj komentarz