Tomasz Wysocki rozmawia z dziennikarzami w czasie strajku / Archiwum
Tomasz Wysocki rozmawia z dziennikarzami w czasie strajku / Archiwum

 

Rozmowa z Tomaszem Wysockim, przewodniczącym Związku Zawodowego Górników w Polsce w Jastrzębskich Zakładach Remontowych

 


Był pan na dole kopalni wraz z górnikami podczas strajku przeciwko grupowym zwolnieniom w JZR?
Tak, i powiem szczerze, że pierwszy raz w życiu widziałem młodych ludzi tak zdeterminowanych w walce o pracę i byt dla swoich rodzin. Jak widać, w ciężkich chwilach potrafimy się zjednoczyć i działać razem. Niesamowita była także pomoc ludzi z zewnątrz. Przynosili nam kanapki, napoje, ciepłe ubrania. Zjechał do nas również lekarz, który nas badał. Nie wiedzieliśmy, jak długo potrwa nasz protest. Nastawialiśmy się, że może on potrwać dłużej, bo przecież następnego dnia była Barbórka.

To ile czasu spędziliście pod ziemią?
Byliśmy po nocce, która rozpoczyna się o północy (wtorek), po zakończeniu szychty o godzinie 6 nie wyjechaliśmy z dołu. Nasz pracodawca został poinformowany, że o tej godzinie rozpocznie się akcja strajkowa. Protest szybko się rozprzestrzenił, chociaż tego nie planowaliśmy. Dołączyła do nas ranna zmiana z Budryka, a także górnicy z kopalni Zofiówka i Borynia, którzy również pozostali na dole. Wszyscy byli ogromnie zdeterminowani, bo nikt nie chciał stracić pracy. Podczas protestu zjechał do nas prezes Jaskierski, ale widział determinację załogi oraz to, iż obietnice jego nic nie dadzą, ponieważ podjęcie kluczowych decyzji wymagało rozmów z przedstawicielami Jastrzębskiej Spółki Węglowej oraz spółki Szkolenie i Górnictwo. Niebawem przyszła informacja, ze takie rozmowy rozpoczną się o godzinie 14 w siedzibie JZR. Te rozmowy trwały osiem godzin.

Pomógł protest na dole w kopalni?
Myślę, że właśnie w tę przełomową środę zarządzający zobaczyli, jak bardzo naszym ludziom z JZR zależy na pracy i jak silnie są zmotywowani, żeby walczyć o swoje rodziny. Średnia wieku w naszej firmie to jest około 35 lat. Ludzie ci wykonują na dole prace takie same jak górnicy z JSW, KW czy KHW. Ich determinacja była ogromna. Nie mieli nic do stracenia. Pozostała im walka. I nie chodziło nam o żadne podwyżki, ale wręcz o to, by firma zaoszczędziła pieniądze na odprawach, a ludzie zostali zatrudnieni w ramach grupy kapitałowej, która przecież i tak miała w przyszłym roku przyjąć około tysiąca nowych osób. Dlatego też przekonywaliśmy zarząd, że lepiej, jak zostawią naszych fachowców, aniżeli przyjmą ludzi z zewnątrz, których dopiero trzeba będzie wyszkolić i wyłożyć na to ogromne pieniądze. Myślę, że nasza firma zrozumiała, iż walczymy o miejsca pracy i zagospodarowanie ludzi już wyszkolonych.

Kiedy się dowiedzieliście o planowanych zwolnieniach grupowych?
3 listopada nasze organizacje związkowe w JZR (w firmie działają cztery związki) zostały powiadomione o tym, że szykują się zwolnienia około 500 pracowników. Kiedy tylko się dowiedzieliśmy o planach likwidacji jednego z obszarów działalności w naszej firmie, podjęliśmy jako strona społeczna działania, aby temu zapobiec,. Robiliśmy naprawdę wszystko, aby pracownicy i rodziny mieli zabezpieczony byt. Zapukaliśmy do każdych drzwi. Pisaliśmy do posłów, do wojewody śląskiego, do premier Kopacz, do prezydenta RP, do rad nadzorczych, do JSW. Wszystkie te działania pozostały bez echa. Dopiero jak podjęliśmy strajk na dole w kopalni, to chcieli z nami rozmawiać. Myślę, że w odpowiedniej chwili wszyscy się obudziliśmy i w tym zawartym tydzień temu porozumieniu każdy jest wygrany, JSW, firma SIG i pracownicy.

 Rozmawiała: Iza Salamon

 

O co chodziło w tym sporze?
Jak dziś mówi Katarzyna Jabłońska-Bajer, rzeczniczka JSW, na porozumieniu zyskują dwie strony. JZR nie muszą wypłacać odpraw zwalnianym pracownikom, na czym zaoszczędzą ponad 4 mln złotych, a pracownicy będą zatrudniani w SiG od razu na umowy na czas nieokreślony. To o co chodziło w tym sporze? Kilkanaście dni temu Jastrzębska Spółka Węglowa rozesłała komunikat następującej treści: 26 listopada 2014 r. zarządy dwóch spółek z grupy JSW Szkolenie i Górnictwo oraz Jastrzębskich Zakładów Remontowych podpisały porozumienie, w którym SiG deklaruje "priorytetowe potraktowanie pracowników części górniczej JZR wyrażających chęć podjęcia pracy w JSW SiG z uwagi na ich kompetencje i doświadczenie, o ile uzyskają oni rekomendację prezesa Zarządu JZR". Porozumienie podpisano w związku z prowadzonym w Jastrzębskich Zakładach Remontowych procesem zwolnień grupowych wynikających z wygaszania działalności górniczej.
Okazało się więc, że z JZR do SiG przejdą wybrane osoby, w dodatku dostaną umowy na trzy miesiące, a co będzie potem, nie wiadomo. Akcję protestacyjną zaczęli pracownicy JZR w kopalni Budryk, którzy nie wyjechali na powierzchnię po pierwszej zmianie. W kolejnych godzinach do protestu przyłączyli się pracownicy JZR w kopalniach Borynia i Zofiówka. Łącznie pod ziemią protestowało łącznie ok. 130 osób. Aby nie dopuścić do eskalacji strajku, pracodawca wysłał na urlopy pracowników JZR, którzy przyszli na drugą zmianę.
Strony zasiadły do negocjacje, które trwały prawie osiem godzin. Ustalono, że pracownicy JZR, którzy mieli zostać objęci zwolnieniami grupowymi, zostaną zatrudnieni w SiG na podstawie umów o pracę na czas nieokreślony i to był najważniejszy zapis porozumienia zawartego między związkami zawodowymi, oraz zarządami JZR i JSW SiG. – Obie spółki zobowiązały się na piśmie, że uczestników protestu nie spotkają żadne negatywne konsekwencje w związku ze strajkiem – wskazuje Adam Kowalski, wiceprzewodniczący Solidarności w JZR. Dodajmy jeszcze, że pracownicy SiG mają prawo jedynie do barbórki, a w JZR obowiązywał zakładowy układ zbiorowy pracy, który dawał im prawo do barbórki, 14. pensji i deputatu węglowego.
Zwolnienia grupowe miały objąć 455 osób. To połowa załogi JZR, które powstały w 1998 r. i  zatrudniają ok. 900 ludzi. Głównymi kontrahentami są kopalnie JSW.
 

 

Galeria

Image alt Image alt Image alt

Komentarze

Dodaj komentarz