Legitymacja stowarzyszeniowa Franciszka Korusa / Archiwum
Legitymacja stowarzyszeniowa Franciszka Korusa / Archiwum

 

W ramach polityki prorodzinnej prezydent II RP był ojcem chrzestnym każdego nowo narodzonego siódmego chłopca w rodzinie. Jeden z tych chłopców wciąż żyje w Rybniku!

 

W 1926 roku prezydent Polski Ignacy Mościcki w ramach prowadzonej w Polsce polityki prorodzinnej wydał dekret, że każdy nowo urodzony siódmy chłopiec w rodzinie będzie jego chrześniakiem i do ksiąg metrykalnych wpisane będzie nazwisko prezydenta jako ojca chrzestnego. Zaszczyt ten był jednak obwarowany pewnymi warunkami, m.in. rodzina, w której przyszedł na świat kandydat na chrześniaka prezydenta, musiała być rdzennie polska i mieć nienaganną opinię, co skrupulatnie sprawdzano do czwartego pokolenia po mieczu i kądzieli, a następnie potwierdzane przez proboszcza miejscowej parafii. Dopiero po tej wstępnej weryfikacji rodzice mogli ubiegać się o ten niewątpliwy zaszczyt dla swego dziecka.
 
Wiano od Ignacego
 
Wskazane też było nadanie chrzczonemu chłopcu imię Ignacy, na cześć prezydenta. Prośbę rodziców wraz z odnośną dokumentacją wysyłano drogą służbową do kancelarii prezydenta, skąd po kilku miesiącach przychodziła odpowiedź. Jeśli prezydent wyraził zgodę, to w jego imieniu do chrztu trzymał dziecko starosta lub wojewoda, w niektórych tylko przypadkach czynił to osobiście prezydent. Tym sposobem do września 1939 roku prezydent Ignacy Mościcki stał się ojcem chrzestnym około dziewięciuset chłopców w całej Polsce, z których najstarszy urodził się w 1926 roku, najmłodszy zaś tuż przed wybuchem wojny 1 września 1939 roku. Jako wiano chrześniacy prezydenta otrzymywali od państwa specjalną czerwoną książeczkę oszczędnościową na 6 proc. z wkładem 50 zł (równowartość połowy ówczesnej pensji nauczycielskiej).
Wkład ten stanowiący dar prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej nie mógł być podjęty przed upływem sześciu lat od wydania książeczki, gdyż wolą ofiarodawcy było, aby w przyszłości przyniósł istotną korzyść dziecku. Kolejne wpłaty na książeczkę mogły wnosić dowolne osoby w dowolnym urzędzie pocztowym. Celem dopisania odsetek od posiadanego kapitału książeczkę należało wysłać do Pocztowej Kasy Oszczędności w Warszawie w terminach ogłaszanych w urzędach pocztowych. Natomiast prawo odbioru całkowitego kapitału z książeczki przysługiwało właścicielowi po uzyskaniu pełnoletności lub też prawnemu opiekunowi chrześniaka po upływie sześciu lat od założenia książeczki. W obu przypadkach operacja ta mogła nastąpić tylko po uprzednim wypowiedzeniu aktywności książeczki skierowanym do Pocztowej Kasy Oszczędności w Warszawie.
 
Pech dzieci szczęścia
 
Chrześniacy prezydenta mieli też przywilej bezpłatnej nauki w kraju i za granicą, także na studiach wyższych, mieli prawo do stypendium, do bezpłatnych przejazdów środkami komunikacji publicznej oraz bezpłatnej opieki zdrowotnej. Do ulgowych przejazdów środkami komunikacji publicznej uprawnione też było rodzeństwo chrześniaka. W kręgach przyjaciół i w szkołach do chłopców tych zwracano się zazwyczaj "Mościcki" i uznawano ich za dzieci szczęścia. Gdy wybuchła druga wojna światowa, najstarsi chrześniacy mieli po 13 lat, żaden więc nie zdołał jeszcze skorzystać z przywilejów. Przez lata okupacji rodzice utajniali uprzywilejowany status synów, strzegli jednak czerwonych książeczek niczym relikwii, liczyli bowiem, że w przyszłości będą im w życiu pomocne.
Gdy po zakończeniu wojny pokazywali w Narodowym Banku Polskim czerwone książeczki oszczędnościowe z portretem prezydenta Mościckiego, zamiast pieniędzy uzyskiwali poufną radę, żeby je spalić i nie przyznawać się do patronatu sanacyjnego prezydenta. W nowych realiach politycznych z dzieci szczęścia stali się "sanacyjnymi krwiopijcami" i wielu miało spore kłopoty z dostępem do szkół i znalezieniem odpowiedniej pracy. Sytuacja zmieniła się po przemianach społeczno-politycznych w Polsce, od 1990 roku chrześniacy Mościckiego zaczęli się nawzajem poszukiwać. Dzięki ogłoszeniom w gazetach i radiu w 1991 roku doszło do ich pierwszego spotkania w Gorzowie Wielkopolskim, na którym pojawiło się zaledwie kilkanaście osób.
 
Próżne starania
 
Już na tym pierwszym spotkaniu z inicjatywy i pod przewodnictwem Kazimierza Plucińskiego założyli Krajowe Stowarzyszenie Chrześniaków Prezydenta II RP Ignacego Mościckiego i rozpoczęli poszukiwania pozostałych uprzywilejowanych. Na kolejny zjazd przyjechało już blisko 100 chrześniaków, część spoza kraju – z Rosji, Ukrainy, Białorusi, Niemiec, Kanady, Stanów Zjednoczonych. Zjawiły się też trzy pary bliźniaków, a więc w takim przypadku nie tylko siódmy, ale i ósmy syn był wyróżniony przez prezydenta Mościckiego. W działalności stowarzyszenia niewątpliwie największym osiągnięciem było sprowadzenie w 1993 roku ze Szwajcarii do Polski prochów Ignacego Mościckiego i jego żony Marii.
W 2000 roku w stowarzyszeniu nastąpił rozłam. Część członków zarzuciła panu Plucińskiemu, że niezbyt energicznie stara się o zwrot należnych im pieniędzy z książeczek oszczędnościowych. Pan Pluciński złożył rezygnację, a solidarni z nim chrześniacy z Wielkopolski założyli własną organizację pod nazwą Wielkopolska Rodzina Stowarzyszenia Chrześniaków Prezydenta II RP Prof. Ignacego Mościckiego. W myśl nowego statutu do organizacji tej oprócz samych chrześniaków mogli odtąd należeć również członkowie ich rodzin, natomiast wdowy zwolniono od opłacania składek. Członkowie nowego stowarzyszenia podjęli bardziej intensywne starania o odzyskanie pieniędzy z czerwonych książeczek. Obliczyli bowiem, że przedwojenne wkłady w kwocie 50 zł urosły do wartości kilku tysięcy dolarów.
 
Naturalne rozwiązanie
 
Zwracali się z tą sprawą do kolejnych marszałków Sejmu i Senatu, prezydentów Lecha Wałęsy i Aleksandra Kwaśniewskiego, pełnomocnika ds. rodziny, do polskiego wymiaru sprawiedliwości, a nawet do Trybunału w Strasburgu. Na pytanie skierowane do ministra finansów w 2003 roku: czy istnieją regulacje prawne pozwalające na waloryzację tych oszczędności, pan minister odwiedził krótko: "Jakiekolwiek roszczenia obywateli wobec systemu bankowego istniejącego w Polsce przed drugą wojną światową nie mogą być obecnie skutecznie dochodzone".
Chrześniaków najbardziej zabolało uzasadnienie tej ministerialnej odpowiedzi, że "majątek narodowy Rzeczypospolitej Polskiej wypracowany został wysiłkiem wielu pokoleń i jego poważne uszczuplenie przez realizację roszczeń z okresu przedwojennego byłoby poważnym obciążeniem dla budżetu państwa". Honor nie pozwala chrześniakom prosić o to, co im się słusznie należy. Dla nich publicznie dane słowo przez prezydenta kraju jest święte, bez względu na upływ czasu czy poglądy polityczne. Wolne państwo polskie nadal odmawia wypłat kapitału z czerwonych książeczek oszczędnościowych należących do chrześniaków prezydenta Mościckiego i wyraźnie liczy na naturalne rozwiązanie tego drażliwego problemu przez upływający czas.
 
Jeden z ostatnich
W roku 2008 żyło jeszcze 300 chrześniaków prezydenta Mościckiego. Jednym z nich jest Franciszek Ksawery Korus, urodzony w 1937 roku w Rybniku-Golejowie, gdzie do dziś mieszka. Z wielkim pietyzmem przechowuje czerwoną książeczkę o numerze 835.011-D z tłoczonym białym orłem w koronie i napisem: "Prezydent Rzeczpospolitej swemu Chrześniakowi". Na stronie drugiej widnieje własnoręczny wpis prezydenta, a na trzeciej portret. Pan Korus ma też legitymację członka Wielkopolskiej Rodziny Stowarzyszenia Chrześniaków Prezydenta II RP Ignacego Mościckiego, na której wypisano motto: "Pamiętaj, że przyszłość Twoja zależy od Twojej pracy, sumienności i przezorności, a blaskiem życia Twojego będzie świadomość spełnienia obowiązków względem rodziny i Państwa". Swym życiem starał się pan Korus przestrzegać tych ponadczasowych myśli swego ojca chrzestnego, z którego jest niezmiernie dumny.

Komentarze

Dodaj komentarz