Zjawa spod krzyża na rozstaju drg w kresce autorki / Elżbieta Grymel
Zjawa spod krzyża na rozstaju drg w kresce autorki / Elżbieta Grymel

 

Można wierzyć, można nie wierzyć. Ale chyba warto pamiętać o przestrogach starych ludzi, że nazajutrz po Wszystkich Świętych po ziemi błąkają się istoty nie tylko z tego świata...

 

Kiedyś przy darciu pierza kobiety zaczęły rozmawiać o Dniu Zadusznym, a ja od razu nadstawiłam ucha, ponieważ zaznaczyły, żeby dzieci nie słuchały, bo będą się w nocy bać. W Dzień Zaduszny, który przypada 2 listopada, trzeba było obowiązkowo iść do kościoła na mszę, a potem jeszcze na cmentarz pomodlić się za zmarłych. Nie należało jednak pozostawać tam zbyt długo, bo ludzie wierzyli, że wszystkie duszyczki w ten jeden jedyny dzień w roku mogą powrócić do świata żywych. Dobre, które przebywały już w niebie, przychodziły tylko rzucić okiem na "stare śmieci". Gorzej było z tymi, które w czyśćcu cierpiały – one to się ludziom ukazywały dlatego, że potrzebowały od nich pomocy.
Najgorzej było spotkać duszę potępioną, bo taka to mogła człowiekowi nawet wyrządzić krzywdę. Dlatego w ten wieczór ludzie siedzieli w domach, a jeżeli musieli już gdzieś jechać, omijali rozstaje dróg i calutki czas odmawiali modlitwy za zmarłych. Starka Gołczyno opowiedziała wtedy, czyli przy tym darciu pierza, o tym, jak jej brat Kazik odwiedzał dziewczynę z sąsiedniej wsi. Często się u niej zasiedział i wracał do domu koło północy. W Dzień Zaduszny nawet jej rodzice odradzali mu tak późny powrót do domu i chcieli go przenocować w izbie na stryszku, ale on hardo odparł, że w żadne przesądy nie wierzy i mimo późnej pory wybrał się w drogę.
Zaraz za wsią wszedł na skrzyżowanie, z którego rozchodziło się aż pięć dróg. Obok tego miejsca wznosił się kamienny przydrożny krzyż. Podobno postawiono go tam dlatego, że w tym miejscu straszyło! Kazikowi zrobiło się trochę nieswojo, kiedy spojrzał w kierunku krzyża i zauważył, że ktoś przed nim klęczy. Już miał zawołać, żeby sobie chłop żartów nie robił, kiedy ni stąd ni zowąd pojawił się przed nim elegancki pan ubrany w staromodny frak i grubym głosem zapytał:
– Ile mi za niego dasz? Sprzedam ci go! – oznajmił  i wskazał ręką na postać klęczącą pod krzyżem.
Młodzieńca ogromny strach obleciał, bo zdał sobie sprawę z tego, że z dwoma rabusiami nie da sobie rady. Dlatego szybciutko sięgnął do kieszeni, wyjął wszystkie monety, jakie w niej miał, i wsypał je prosto do ręki eleganta. – Masz! – odpowiedział drżącym głosem chłopak. – Ale lepiej byś zrobił, jakbyś pozostawił w spokoju Bogu ducha winnych ludzi...– dodał.
Nagle coś huknęło, zaśmierdziało siarka i widziadło znikło, tylko młodzian stał przez chwilę jak ogłuszony. Kiedy się ocknął z tego przedziwnego stanu, nie rozglądał się już więcej na boki, tylko pobiegł prosto do domu.
W nocy przyśnił mu się jakiś szczęśliwy mężczyzna, który dziękował mu za to, że go od diabła wykupił. Rano o wszystkim Kazik opowiedział swojej starce, a ona poradziła mu, żeby na to skrzyżowanie dróg poszedł raz jeszcze i wziął ze sobą wodę święconą i łopatę. Grosiki, które młodzieniec dał diabłu, bo to był oczywiście on, leżały na środku drogi, ale były jakieś dziwnie okopcone. Zgodnie z radą starki, najpierw poświęcił je przyniesioną wodą, a potem zakopał pod krzyżem.
Od tamtego czasu brat starki Gołczyny nie był już takim niedowiarkiem, tylko zawsze z szacunkiem słuchał tego, o czym starzy ludzie mówią.
A ja też pilnie słuchałam, bo inaczej nie mogłabym Wam tej historii opowiedzieć...
 

 

Od dziadów do wypominków
Według innych relacji dusze zmarłych pojawiały się na tym najlepszym ze światów nie tylko w Dzień Zaduszny, ale także w Wigilię. Jak dowiadujemy się ze źródeł na temat słowiańskich wierzeń, przekonanie o obecności zmarłych w świecie żywych ma swój wyraz w dorocznych Zaduszkach, które wywodzą się z obrzędu Dziadów. W mitologii słowiańskiej, zwłaszcza polskiej i białoruskiej, słowo dziady oznacza nie tylko święto, ale także duchy przodków zstępujące na ziemię. Gospodarze zostawiali więc na noc otwarte furtki, drzwi i okna, a na parapetach bądź stołach jadło i flaszkę wódki dla niecodziennych gości. Według tradycji białoruskiej domownicy zbierali się na uroczystej wieczerzy. Druga część obrzędów odbywała się na cmentarzach, gdzie palono ogniska, aby dusze mogły się ogrzać, a na grobach zostawiano dla nich specjalne chlebki, by miały się czym posilić.Dawne zwyczaje zastąpiły modły, nabożeństwa oraz tzw. wypominki odmawiane przez duchownych na cmentarzach. Wypominkito nic innego jak wywoływanie imion i nazwisk osób pochowanych na danym cmentarzu.


 

Komentarze

Dodaj komentarz