Ludzie z czasem zapomnieli o nieszczęsnym ułomnym paniczu Mikołaju, o którym pisaliśmy w poprzednim odcinku. W śląskich opowieściach zmienił się on w dodatku groźnego zbója, który więzi ludzi, aby strzegli jego skarbów.
Po śmierci pani Matyldy, Mikołaj oddał majątek pod opiekę zaufanemu zarządcy, a sam wyjechał, lecz nikomu nie powiedział, dokąd się udaje. Tylko czasami, nocą, zjawiał się niespodziewanie w dworku i odbywał z rządcą wielogodzinne narady. Zawsze jednak znikał przed nastaniem dnia. Miejscowi sądzili, że ich pan nie odszedł zbyt daleko, skoro może sobie pozwolić na takie wypady, zaczęto więc podejrzewać, że ukrył się gdzieś w okolicy. Jedynie wzgórze za Bierawką było na tyle tajemnicze, że od dłuższego czasu zaprzątało ich uwagę. W końcu znalazł się śmiałek imieniem Szymon, który postanowił zbadać sprawę i pewnego letniego dnia udał się na przeklętą górę, jak nazywano ją w okolicy. Długo łaził po lesie, ale niczego ciekawego nie znalazł.
Zmęczony postanowił od począć i zjeść kawałek chleba, który przezornie rano włożył do kieszeni .Usiadł pod niewielkim krzewem i wyjął jedzenie. Kiedy ugryzł pierwszy kęs, krzak nagle jakby ożył. Wyskoczył spod niego młody lis, a gałęzie wydłużyły się i nieoczekiwanie zmieniły w ludzkie ręce. – Leśny dziad! Duch lasu! – wykrzyknął przestraszony młodzieniec i chciał uciekać, ale ostry głos zjawy zatrzymał go na miejscu. I oto zamiast krzewu chłopak zobaczył przed sobą bardzo wysokiego starca, odzianego w listowie. Głową sięgał najwyższych buków. Jego długie, siwe włosy prawie dotykały ziemi. Na głowie nosił stary, słomiany kapelusz, w którym ptaki uwiły gniazda.
– Pójdziesz ze mną! – rozkazał, potem dotknął oczu młodego śmiałka i ten poczuł, że otacza go zielona mgła. Dziad podał chłopakowi rękę i poprowadził w głąb lasu. Przechodzili koło jakiejś studni, a potem weszli do chaty zbudowanej z drewnianych bali. Co było dalej, Szymon nie wiedział. Z uczuciem ciężkiej głowy obudził się następnego ranka nad Bierawką i nic nie pamiętał. Ściskał w ręku srebrny pieniążek.Nie wiedział, skąd go ma.
W małych społecznościach wieści rozchodzą się szybko. Wielu jeszcze po nim próbowało odwiedzić tajemniczy las, lecz żaden z nich nie wrócił. Ludzie ponownie zaczęli omijać złowrogie wzgórze. Kiedy jednak pewnej nocy z dworku Ramszy zniknęły wszystkie kosztowności, zdesperowani zebrali się na odwagę i postanowili sprawdzić, co się za tym wszystkim kryje! Gromadą obeszli całą górę, ale niczego nie znaleźli, nigdzie nie było żadnych skarbów, ani chaty i studni, o których wspominał Szymon. Tylko w zboczu wychodzącym na Bierawkę znaleźli aż trzy wielkie, borsucze nory, które przypominały wąskie tunele, ale nikt nie odważył się do nich wejść.
Od tego czasu minęły całe wieki. Niestety, pamięć ludzka jest zawodna, dlatego z czasem zapomniano, kim był kaleki Mikołaj i dlaczego porzucił wygodne, dworskie życie. Pamiętano jedynie, ze kazał odwrotnie podkuwać konie i ukrył gdzieś rodowe skarby, o ile one faktycznie w ogóle istniały! W śląskich opowieściach kaleki nieszczęśnik zmienił się w groźnego zbója, który we wnętrzu góry więzi schwytanych ludzi po to, żeby strzegli jego skarbów.
Pamięć o nim jednak przetrwała, bo owa góra o złej sławie do dziś nazywana jest wzgórzem Ramży albo krócej Ramżulą.
Komentarze