Michał Podsiedlik / Dominik Gajda
Michał Podsiedlik / Dominik Gajda

 

Rozmowa z Michałem Podsiedlikiem, rzecznikiem prasowym Okręgowego Inspektoratu Pracy w Katowicach



Państwowa Inspekcja Pracy przeprowadziła już dwie ogólnopolskie kampanie informacyjne na temat przepisów prawa pracy. W tę drugą włączyły się zresztą także m.in. "Nowiny", czego owocem jest kącik porad, z którym właśnie ruszyliśmy. Czy z wiedzą Polaków na temat prawa pracy rzeczywiście jest tak źle?
Niestety. Próbujemy to zmieniać, docierając do ludzi także poprzez media. Może dzięki temu komuś obije się o uszy, że istnieje taka instytucja jak PIP, nawiasem mówiąc jedyna, gdzie poradę z zakresu prawa pracy można uzyskać za darmo, bo zdarzają się jeszcze osoby, które nie mają o tym pojęcia. To dziwne, bo z prawem pracy mamy przecież do czynienia przez całe życie. Dlatego też kampanie to nie są nasze jedyne działania. Na stronie internetowej Głównego Inspektoratu Pracy jest zakładka z najczęściej powtarzającymi się pytaniami i odpowiedziami. Udzielamy też porad za pośrednictwem poczty zwykłej, elektronicznej czy telefonicznie. Stosujemy każą formę.

Na ile pytań dziennie pan odpowiada?
Pytanie pytaniu nierówne. Miesięcznie dociera do mnie około 15-20 pytań pisemnych, nie licząc tych, na które odpowiadam telefonicznie. Dodam, że teraz już sporadycznie padają pytania w rodzaju, czy umowa zatrudnieniowa powinna być pisemna, czy ustna. Problemy są bardziej skomplikowane, zwłaszcza że w mniejszych firmach już rzadko kiedy szef zajmuje się wszystkim, tylko wynajmuje na przykład biuro rachunkowe. W związku z tym dla przedsiębiorców zatrudniających do 10 osób mamy program szkoleniowy pt. "Zdobądź dyplom PIP", który cieszy się popularnością. Rocznie takie dyplomy dostaje bowiem 100, nieraz 150 osób. Ja wiem, że PIP kojarzy się głównie z mandatami, ale zajmuje się też edukacją.

Na polskim rynku dominują małe i średnie firmy, w których na chleb zarabia teraz większość rodaków w wieku produkcyjnym. Gorzej jest w firmach małych czy dużych?
Zależy od branży. W biurze projektowym może być lepiej niż zakładzie przemysłowym, gdzie występuje duże zagrożenie, dlatego takie zakłady mamy pod stałą kontrolą. PIP przychodzi nie tylko na interwencję. W zeszłym roku nasi inspektorzy przeprowadzili na terenie województwa około 11,5 tysiąca kontroli. Połowa z nich była zaplanowana. Priorytet to te najbardziej zagrożone branże, gdzie dochodzi do wypadków. Nieraz dlatego, że komuś braknie wyobraźni. Bo brygadzista przypilnuje załogi na początku szychty, ale oni potem zdejmują hełmy czy szelki, gdyż im niewygodnie, mogąc przypłacić to życiem albo wylądowaniem na wózku inwalidzkim. Co najmniej połowa wypadków przy pracy w naszym województwie była spowodowana brakiem wyobraźni pracownika. Dużą wagę przykładamy także do legalności zatrudnienia, nie czekając, aż ktoś pożali się, że nie ma umowy, nie dostał kasy itd. Jak jest po fakcie, to odsyłamy do sądu, gdzie niestety trzeba udowodnić, że taka praca w ogóle miała miejsce, czyli mieć świadków, przedstawić korespondencję z pracodawcą prowadzoną mejlowo, esemesowo, dowodem w sprawie może być też ślad po logowaniu się do systemu komputerowego firmy, filmy czy zdjęcia zrobione przez pracownika, a z tym bywają problemy. Dlatego tak ważne są działania wyprzedzające.

A jak jest w przypadku mobbingu? Do naszej redakcji zgłasza się sporo osób, żaląc się na mobbing w pracy. Odsyłamy je do PIP.
I słusznie, ale inspektor nie stwierdzi, czy mobbing miał miejsce, czy też nie. Tu potrzebny jest sąd, gdzie trzeba udowodnić zarzuty. PIP informuje natomiast o przepisach, uprawnieniach, wskazuje instytucje, które się tym zajmują, z psychologami włącznie. Odszkodowania można jednak spodziewać się tylko w przypadku doznania uszczerbku na zdrowiu w postaci na przykład wrzodów na żołądku czy depresji, jeśli specjalista stwierdzi, że mają one podłoże zawodowe.

Są jakieś statystyki dotyczące mobbingu i finału takich spraw w sądach?
Nie prowadzimy statystyk, ale takich przypadków jest dużo, aczkolwiek wiele osób myli je z dyskryminacją, a to przecież nie to samo. Jeśli chodzi o wygrane w sądach, to z moich informacji wynika, że jest ich bardzo mało, 4-5 procent wszystkich przypadków. Dlaczego? No bo nierzadko zamiast dowodów jest słowo przeciwko słowu, a to nie przekona Temidy.

Z jakimi problemami PIP styka się najczęściej?
Zdecydowanie najwięcej skarg dotyczy nieotrzymywania wynagrodzenia za pracę, tylko że teraz raczej nie zdarza się już niepłacenie złośliwe. Firmy nie płacą pensji na ogół dlatego, że mają problemy finansowe, wynikające z tego, że ktoś nie zapłacił im. Niepłacenie lub nieterminowe płacenie wynagrodzenia to wykroczenie, za które grozi grzywna od tysiąca do 30 tysięcy zł. Dodam, że obecnie niemal takim samym problemem jak niepłacenie pensji staje się legalność zatrudnienia, a więc niewłaściwe umowy, praca na próbę, która nie ma końca, ale także podejmowanie pracy przez osoby, które pobierają zasiłek dla bezrobotnych. Kolejny problem to wysokość wynagrodzenia, bo np. dana osoba dostaje mniej niż powinna albo część wynagrodzenia dostaje na czarno.

O ile mi jednak wiadomo, to w tym ostatnim przypadku ludzie nie mają świadomości, że łamią prawo.
Dokładnie tak. Zdarzają się nawet pracownicy, którzy potrafią przyjść do nas ze skargą, że nie wypłacono im tego, co miało być zarobione na czarno!

Rozmawiała: Elżbieta Piersiakowa

 

6000 – mniej więcej tyle osób rocznie zasięga porady w Okręgowym Inspektoracie Pracy w Katowicach


 

2

Komentarze

  • Gamoń Prawo pracy 31 lipca 2014 09:57Pracownik ma prawo Cicho być ! i nic nie gadać !!! A o wynagrodzenie się nie upominać !!! Najlepiej na umowie śmieciowej Bez urlopu ! Chorobowego!! WYZYSK !!!
  • antyk nikt wszystkiego nie wie... 30 lipca 2014 18:12Niestety nasze prawo stanowczo zbyt często się zmienia. Zdarza się, że i prawnicy nie zawsze nadążają za jego zmianami. zwykły obywatel być może bardziej by się interesował prawem pracy, ale gdyby ono było bardziej stabilne...

Dodaj komentarz