Jedno z pierwszych zdjęć Agnieszki / Archiwum
Jedno z pierwszych zdjęć Agnieszki / Archiwum

 

Zaczęła pisać bloga, kiedy opuścił ją mąż. Każdego dnia wrzuca swoje samotne zdjęcie. Żeby przekonać się, że nie jest sama.

 

Mąż wyprowadził się od niej 2 września 2013 roku. Zostawił ją ze wspomnieniami, uwiecznionymi także na ogromnej ilości wspólnych zdjęć. Od tego momentu, chce mieć zdjęcie samej siebie z każdego dnia. Przez cały rok. „Chcę przyzwyczaić się do tego, że nie ma na nich nikogo więcej. Zdjęć nie robię własnoręcznie – codziennie daję komuś aparat. Dzięki temu wiem, że zawsze jest ktoś obok mnie” – tak zaczyna się blog Agnieszki Solińskiej, do niedawna rybniczanki, obecnie znów jastrzębianki.
Blog „365agni” czyta od 500 do 1000 osób dziennie. – Piszę po prostu, dla siebie. Po to, żeby sobie pomóc. Ale otrzymuję też sygnały, że to moje pisanie czasem pomaga też innym. Na pewno poprowadzę ten blog do końca – mówi Agnieszka.

Czyta nawet mąż

Czytają znajomi i całkiem obcy. Czyta jej (jeszcze) mąż, czyta mama. Mąż był początkowo pełen obaw, nie wiedział, co tam znajdzie. Na blogu nie ma jednak żadnego prania brudów. Agnieszka pisze o emocjach, o swoich uczuciach.
2 września zeszłego roku pisała: Wiem, że nie cofnę czasu. Nie zmienię jego decyzji. Muszę dbać o siebie. Wiem. Ciężko jednak zaczynać to nowe. Ciężko nie mieć go obok siebie”.
8 kwietnia tego roku przyznała „Zdarza mi się dość często czuć się szczęśliwą. I o ile w byciu szczęśliwą nie widzę, rzecz jasna, nic niewłaściwego, o tyle to „dość często” sprawia mi już mały problem. Nie jestem pewna, czy powinnam dawać sobie do tego prawo. Lub może jeszcze inaczej – nie jestem pewna, czy ludzie to rozumieją”.

Widać jej strach

Zdjęcia pokazują, jak się zmienia. Na pierwszych fotografiach w jej oczach widać strach. Potem są zdjęcia uśmiechnięte. W ciekawych miejscach, z nową fryzurą. Zdjęcia robią najbliżsi, mama, przyjaciele, znajomi, ale też przypadkowe osoby. Na przykład człowiek spotkany na stacji benzynowej.
– Tym przypadkowym osobom mówię tylko, że prowadzę bloga, na którego wrzucam swoje zdjęcia. Nie opowiadam całej historii. Ludzie przyjmują to życzliwie, mówią, że ciekawy pomysł. Ale tak naprawdę liczą się ci wszyscy ludzie wokół mnie, dla których też jestem ważna, których mogę poprosić o pomoc – mówi Agnieszka.
Na początku tego bloga mocno myślała o sobie. Teraz ma w głowie również te wszystkie osoby, które się do niej odezwały. – Myślałam, że będzie odzew ze strony przede wszystkim hejterów albo znajomych. Znajomi podchodzili z dystansem, a odzywali się zupełnie obcy mi ludzie. Kiedy są takie dni, że najchętniej nie wrzucałabym niczego, zmuszam się, żeby napisać coś dla osób, które czerpią z tego jakąś siłę. To przeważnie ludzie, którzy są w podobnej sytuacji. Podobno nawet mój mąż polecił mojego bloga swojej znajomej, która się z kimś rozstała i nie wierzyła, że jeszcze może dojść do siebie – mówi Agnieszka.

Uczy się lubić siebie

Agnieszka zmienia się nie tylko wizualnie. Jakoś z początkiem roku przestała jeść mięso. Myślała o tym od dawna, ale bała się, że nie da rady, że nie będzie w stanie gotować sobie potraw, które dostarczą organizmowi wszystko, co konieczne. – Teraz wyszło tak naturalnie. Czuję się świetnie, mam wrażenie, że ta dieta jest stworzona dla mnie. Zaczynam po prostu inaczej myśleć, i nie chodzi, oczywiście, tylko o jedzenie. Najpierw czegoś spróbuję, zanim stwierdzę, że nie dam rady – mówi Agnieszka.
Uczy się lubić siebie bez szukania lustra, bez drugich oczu, które będą patrzeć z aprobatą, z zachwytem. – Skoro nie jestem w stałym związku, chcę na czymś innym budować poczucie własnej wartości. To coś podstawowego, z czym, niestety, o tej pory miewam problem – przyznaje.
Trochę boi się wolnych wieczorów, dlatego stara się je zapełniać. Czasem wpada w panikę, kiedy uświadamia sobie, że kończy realizować jakieś zadanie. Przypomina sobie, że kiedyś zaczęła szlifować krzesło. Że miała wystawić parę aukcji na allegro. Więc wraca do tego, uparcie nie zostawia sobie zbyt wiele czasu na myślenie.

Powiedzieć innym

W sierpniu leci na Islandię, o której marzy od dawna. – Zawsze wydawało mi się, że to będzie możliwe dopiero, kiedy zbiorę gotówkę, jakieś niebotyczne kwoty, wszystko będzie pozapinane na ostatni guzik, że to kosztuje sporo zachodu... Porozmawiałam z przyjaciółką, która powiedziała: po prostu to zróbmy. Mamy już bilety lotnicze, teraz rezerwujemy samochód, którym będziemy zwiedzać wyspę. Nagle okazuje się, że to jest takie „po prostu” – opowiada Agnieszka.
– Blog piszę także po to, żeby pokazać mężczyznom, że ich autorytarne decyzje zostawiają w nas naprawdę mocny ślad. I że każda z nas ma prawo radzić sobie z tym na własny sposób. Być może niektóre kobiety przeżywają takie sytuacje, łkając w chusteczkę. Ja też płaczę. Ale ja powiem wam wszystkim o tym płaczu. Właśnie dlatego, że tak bardzo się go wstydzę. I dlatego, że wcale nie chcecie o tym wiedzieć – mówi Agnieszka.

Komentarze

Dodaj komentarz