Zmora z Kościłka w kresce autorki / Elżbieta Grymel
Zmora z Kościłka w kresce autorki / Elżbieta Grymel

 

Co ciekawe, mieszkanka ulicy Murarskiej, o której mówiono, że jest zmorą, sama się do tego przyznawała. I twierdziła, że musi dusić mężczyzn i nic na to nie może poradzić!


Po drugiej wojnie światowej moi krewni otrzymali niewielkie mieszkanie w jednym z wiekowych domów znajdujących się przy ulicy Murarskiej w Żorach. Na początku lat 50. zamieszkał tam też mój ojciec. Zdawało się, że po przeżyciach wojennych nic go już nie może zaskoczyć, ale właśnie w tym miejscu przeżył pewne wydarzenie, którego nie dało się racjonalnie wytłumaczyć. Mniej więcej w tym samym czasie, kiedy tato ożenił się z moją mamą, w okolicy zaczęły krążyć plotki, że na terenie Kościółka nocami pojawia się zmora. Słysząc takie opowieści, mój ojciec uśmiechał się tylko pod nosem i grzecznie tłumaczył swoim rozmówcom, że to nie zmora jest przyczyną przykrych dolegliwości, ale raczej jakaś przypadłość organiczna, np. choroba serca.
Jednak nie minęło wiele czasu, a sam przekonał się, że coś jest na rzeczy. Nasza rodzina, składająca się wtedy z pięciu dorosłych osób, zamieszkiwała w maleńkim pokoiku i nieco większej kuchni, w której stało jeszcze dodatkowe łóżko. Sypiała tam zazwyczaj moja babcia, ale tego wieczora akurat źle się poczuła. Z tego powodu położyła się spać wcześniej, zajmując jedno z łóżek stojących w pokoju. W tej sytuacji mojemu tacie nie pozostało nic innego, jak przenocować w kuchni. W środku nocy obudził go jakiś tajemniczy szelest, jakby ktoś skradał się pod drzwiami. Podniósł głowę i spojrzał w kierunku, skąd ów podejrzany odgłos dochodził.
Przez okno pozbawione zasłon do wnętrza wpadało jasnym pasmem światło księżyca, dlatego bez trudu zauważył, że przez dziurkę od klucza wlewało się do środka coś czarnego i ciągnącego. Potem to coś błyskawiczne pokonało przestrzeń dzielącą je od łóżka i skoczyło mu na piersi, przygniatając z całej siły! Mój tata mocował się z tym czymś przez dłuższą chwilę, w końcu czarna maź ześliznęła się na podłogę i uciekła przez szparę pod drzwiami. Chciałam tu zauważyć, że moja babcia, która od dłuższego już czasu sypiała w kuchni, często narzekała na kiepski sen, ale żadnej zjawy nigdy nie widziała.Wygląda więc na to, że to coś pojawiło się dlatego, że w kuchni nocował mój ojciec. Wniosek z tego, że chodziło o mężczyznę.
Taką teorię potwierdzałaby jeszcze jedna sprawa. Otóż kiedy byłam małą dziewczynką, o jednej z mieszkanek ulicy Murarskiej mówiono, że jest zmorą. Pamiętam, że przyszła ona kiedyś wieczorem do naszej sąsiadki, choć ta  wcale jej nie zapraszała. Dlatego kobieta starała się odpędzić rzekomą zmorę, mówiąc: – Zaś żeś prziszła i bez ciebie keryś chop w doma niy bydzie dzisio społ, bo go bydziesz dusić! Na, mosz sam konsek chleba ze masłym, a uciekej! Na to przybyła opowiedziała ze łzami w oczach: – A co jo za to moga, ty przeca wiysz, że jo tak musza! Ty przecież wiesz, że nic na to nie mogę poradzić, bo tak muszę robić! – powtarzała.
Czyżby wiara w istnienie zmor była w tamtych czasach jeszcze tak silna, że sama zainteresowana w nią uwierzyła? Tego się już nigdy niestety nie dowiemy!

 

 

 

Co to jest Kościółek
Taką potoczną nazwę nosi teren znajdujący się niedaleko żorskiego rynku. Obejmuje on ulice Murarską i Bramkową (od obecnego kina na Starówce) oraz placyk na którym stoi murowana kaplica pw. św. Jana Nepomucena. Została ona zbudowana w miejscu najstarszego kościoła w mieście, który pamiętał czasy średniowiecza, miał wezwanie Najświętszej Marii Panny. Był drewniany i spłonął w roku 1807. Wokół niego rozciągał się cmentarz, pierwszy w mieście, gdzie ostatnich pochówków dokonywano jeszcze na początku wieku XIX.


 

Komentarze

Dodaj komentarz