Szpital Juliusz na starej fotografii / Archiwum
Szpital Juliusz na starej fotografii / Archiwum

 

Dziś, zgodnie z obietnicą, dokończenie opowieści o zjawie z rybnickiego Juliusza. Pytanie, czy była to pokutująca dusza, czy może duch opiekuńczy szpitala, wciąż pozostaje jednak bez odpowiedzi.


Ostatecznie moja krewniaczka Zyta nie musiała jednak szukać Brońci, bo dobrze poinformowana pani salowa sama opowiedziała jej cała historię. Otóż Brońcia Jendrykowa miała kiedyś nocny dyżur na laryngologii, światła na korytarzu były już przygaszone, a ona siedziała w dyżurce pielęgniarskiej. Zamierzała dopić herbatę i za chwilę zrobić obchód sal. Wtedy obok drzwi dyżurki przemknęła jakaś starsza kobieta ubrana w czarną suknię, Brońcia rzuciła się za nią wołając półgłosem, że tu nie wolno wchodzić, ale baba zadzwoniła tylko kluczami, skręciła w stronę drzwi prowadzących na balkon i zniknęła za nimi!
Jendrykowa pobiegła za nią, ale wszędzie panowały ciemności i nie było żywego ducha, tymczasem kobieta, którą widziała prze chwilą, była zbyt stara, żeby mogła wyskoczyć z piętra prosto do parku! Potem jeszcze Kulino opowiedziała młodej pielęgniarce o przygodzie swojej krewnej imieniem Rozalia, która w poprzednim roku trafiła również do tego samego szpitala Juliusz. Ona też widziała tę dziwną zjawę, a było to tak. Rozalia leżała w sześcioosobowej sali. Jej łóżko znajdowało się pod ścianą w pobliżu okna, przez które nocami do wnętrza wpadało światło księżyca, oświetlające cały pokój.
Kiedyś krewniaczka salowej przebudziła się w środku nocy i zauważyła, że obok jej łóżka stoi jakaś leciwa, dystyngowana pani, która sprawiała wrażenie, jakby na coś czekała. Wtedy pacjentce przyszło do głowy, że przybyła nie ma zapewne gdzie spać, więc usłużnie przesunęła się pod ścianę, a starsza pani skorzystała skwapliwie z okazji i położyła się z brzegu. Jedno tylko wydawało się Rozalii dziwne, bo owa kobieta była dość tęga i miała na sobie obszerną, ciężką spódnicę, a materac pod nią nawet się nie ugiął! Jednak długo się nad tym nie zastanawiała, bo ponownie zmorzył ją sen. Kiedy rano przebudziła się, po starszej pani już nie było ani śladu!
Pacjentka zeszła więc do dyżurki pielęgniarek, która znajdowała się piętro niżej, żeby opowiedzieć im o tym nocnym wydarzeniu. I tym razem kobiety nie były wcale zdziwione jej relacją, a jedna z nich zapytała od razu, czy osoba, którą widziała Rozalia, była podobna do zakonnicy i czy miała klucze przy pasku. Warto tu dodać, że wszystkie pielęgniarki w głębi duszy bardzo współczuły przemiłej pacjentce, bo sądziły, że skoro ona widuje już zjawy, to zapewne niedługo umrze. Rozalia jednak błyskawicznie wyzdrowiała, zapewne dlatego, że wyświadczyła dobry uczynek tej pokutującej duszyczce!
Ludzie, którzy słyszeli opowieść o zjawie, bardzo często zastanawiali się nad tym, czym zawiniła owa zakonnica – klucznica, że swoją winę musiała odpokutować w taki sposób? A mnie wydaje się, że była ona raczej duchem opiekuńczym tego szpitala, w którym być może spędziła całe swoje dorosłe życie. Może także ktoś z Was, drodzy Czytelnicy, wie coś więcej na temat zjawy pojawiającej się w tym starym rybnickim szpitalu?

1

Komentarze

  • Elisabeth bardzo dziekuje-wspaniala opowiesc-ale tak naprawde 09 kwietnia 2014 21:42bardzo dziekuje-wspaniala opowiesc-ale tak naprawde o tym jeszcze nie slyszalam.Pozdrawiam i czekam na dalsze opowiesci

Dodaj komentarz