Pierwsze dni w Szanghaju / Zbiory rodzinne
Pierwsze dni w Szanghaju / Zbiory rodzinne

 

Aldona Lubszczyk z Żor uczy się na uniwersytecie w Szanghaju i pracuje w prywatnej szkole. Jak tam trafiła? To był przypadek.


To przygoda życia żorzanki Aldony Lubszczyk. Uczy się i pracuje w Szanghaju, trzecim co do wielkości porcie morskim świata. Do Chin trafiła dość przypadkowo po trzyletnim pobycie w Anglii. – Miałam tam etat w agencji pracy, zatrudniałam ludzi różnych narodowości na terenie całego kraju – mówi absolwentka II Liceum Ogólnokształcącego im. ks. Józefa Tischnera w Żorach. Nie była to jej pierwsza praca za granicą. Po ukończeniu ogólniaka przez dwa miesiące opiekowała się dwoma dziewczynkami z irlandzkiej rodziny w mieście koło Nowego Jorku. Dziś włada angielskim perfekcyjnie, zresztą szybko uczy się języków obcych.
 
Chińskie studia
 
– Po powrocie z Anglii do Żor zastanawiałam się, gdzie pójść na studia. Rozważałam kierunek zarządzanie zasobami ludzkimi, bo znałam się na tym. Jedna z koleżanek doradziła, by wybrać coś, co mnie naprawdę interesuje. Poszłam na filologię angielską tłumaczeniową z językiem chińskim w Wyższej Szkole Zarządzania Ochroną Pracy w Katowicach. Kierunek ten dopiero co wprowadzono na uczelni, a trzyletnie studia refundowała Unia Eeuropejska. Wykładali prawdziwi Chińczycy – opowiada Aldona. W grupie naukę zaczęło 35 osób, skończyło ledwie osiem, w tym oczywiście żorzanka.
– Najtrudniejsza jest w języku chińskim wymowa. Każde słowo ma cztery tony, które nadają mu inne znaczenie. Dla przykładu "ma" w zależności od sposobu wymawiania samogłoski znaczy: "mama", "koń", "zdrętwiały", "skarcić"). W jednym zdaniu mogą znaleźć się dwa te same wyrazy, a nawet więcej, ale z odmienną intonacją, więc o innym znaczeniu – podkreśla Aldona. Do Szanghaju wyjechała rok temu, by dobrze nauczyć się chińskiego. – Na studiach poznałam ten język w jakichś 10 procentach – przyznaje. Teraz kontynuuje naukę na Uniwersytecie Szanghajskim, z powodzeniem ukończyła pierwszy semestr (rozpoczęła je od trzeciego poziomu). Studia są drogie, ale zaoszczędziła sobie na nie, pracując wcześniej w Anglii.
 
Zimny Pekin
 
– Najpierw chciałam zamieszkań w Pekinie, gdzie mówi się w oficjalnym (literackim) języku mandaryńskim. Im dalej na południe, tym chiński jest bardziej skażony dialektami. Chińczyk z północy nie zrozumie Chińczyka z południa. Do Pekinu zraził mnie jednak chłodny klimat, szczególnie zimą, oraz smog. Miasto jest bardzo zanieczyszczone. Szanghaj, zwany Paryżem Wschodu i Królową Orientu w czasach kolonialnej świetności, leży w strefie ciepłej i jest przepięknym miastem. Poza tym mieszkała tam już moja koleżanka, a zarazem sąsiadka ze szkolnych lat z Żor, Żaneta. Bardzo mi pomogła na początku, mieszkałam u niej zresztą przez pierwsze dwa tygodnie – zaznacza Aldona.
Dziś wynajmuje wraz z Rosjanką Ksenią dwukondygnacyjny apartament na 15. przedostatnim pietrze wieżowca w dzielnicy typowo chińskiej, oddalonej o 20 kilometrów od międzynarodowego centrum. Oprócz studiowania uczy angielskiego pięciolatki i dzieci z podstawówki w prywatnej szkole. Zarabia bardzo dobrze. Kilka razy prowadziła nawet zajęcia z angielskiego na wyższej uczelni, zastępując koleżankę. – Dzieci, młodzież są tam bardzo zdyscyplinowane. Wszechobecna jest presja rodziców i szkoły na wynik, sukces – stwierdza.
 
Oszczędni ludzie
 
Jak dodaje, Chińczycy żyją na ogół znacznie oszczędniej niż Europejczycy. Zadowalają się prostym jedzeniem, którego podstawą jest ryż. –  Odpowiada mi to, bo jestem wegetarianką – wyjawia Aldona. Najciekawsze, jak mówi, jest centrum Szanghaju, bardzo czyste, z olbrzymimi budynkami. – Biurowce rozdziela jednak mnóstwo parków i skwerów. W starej zabytkowej części jest też wiele fajnych uliczek. Zakochałam się w Chinach – oświadcza. W Szanghaju znalazła kilka serdecznych koleżanek Chinek. – Oni bardzo lubią białych, są wręcz zafascynowani naszym wyglądem. Chinki, szczególnie te z wyższych sfer, ogromnie chciałyby być białe. Bardzo zależy im też na nauczycielach obcokrajowcach – mówi Aldona.
Jak dodaje, Chińczycy wszystkich mówiących po angielsku uważają za Anglików lub Amerykanów. Aldona rzecz jasna zwiedziła wiele ciekawych miejsc w Kraju Środka. – Rzeczywiście oszałamiające wrażenie robi Wielki Mur, który ciągnie się przez pięć prowincji, od Morza Żółtego aż po pustynię Gobi. Pierwsze prace przy jego budowie zaczęły się jeszcze przed naszą erą – opowiada Aldona. Co miesiąc spotyka się z innymi Polkami w jednej z restauracji w centrum Szanghaju na tzw. ladies night. Z kolei w jej dzielnicy działają typowo chińskie lokale.
 
Weseli i przystępni
 
– Na parterze kucharze przygotowują oryginalne dania oparte na ryżu, warzywach, rybach, owocach morza i drobiu. Przyrządza się je na słodko, z czego słynie to miasto. Można się tu też napić niskoprocentowego piwa, nie szkodzi nawet większa ilość. Chińczycy lubią się bawić i są bardzo przystępni. Ubierają się w luźne stroje w przeciwieństwie do np. Anglików, którzy przychodzą do biura zawsze elegancko wystrojeni – opisuje żorzanka. Ma chłopaka, od siedmiu miesięcy jest związana z Australijczykiem Brynem, którego poznała na wakacjach w Tajlandii. W lipcu wybierają się do Ameryki Południowej. Na razie nie planują ślubu.

 
 

Centrum od wieków
Shanghai (Szanghaj) oznacza dosłownie przy morzu. Miasto było ważnym ośrodkiem handlowym już w X wieku. Wabiło piratów, dlatego w XVI stuleciu zbudowano fortyfikacje chroniące nabrzeże. W 1853 roku Szanghaj był już największym portem chińskim. Po pierwszej wojnie opiumowej (1842) zadomowili się w nim Brytyjczycy, potem Francuzi, a w 1895 roku Japończycy. Pięć lat później liczyło już milion mieszkańców, a obecnie blisko... 24 mln ludzi. Władze chińskie chcą uczynić z Szanghaju światowe centrum biznesowe.
Oprac: (IrS) na postawie "Chiny. Podróże marzeń" biblioteka "Gazety Wyborczej". Oprac: (IrS)


 

1

Komentarze

  • hanek skażony dialektami - co za bzdura! 28 kwietnia 2014 09:23W Chinach używanych jest ponad 100 języków, przy czym oficjalnie mówi się o "dialektach". Tzw. mandaryński (dosłownie: język urzędników) oficjalnie jest językiem zdecydowanej większości Chińczyków Han, w praktyce też dzieli się na wiele różnych dialektów. W samym Pekinie potocznie używane są 4 różne dialekty. Faktem jest, że największe zróżnicowanie językowe jest w Chinach południowo-wschodnich, w samej prowincji Fujian naliczono prawie 100 różnych dialektów(!) i niczym dziwnym nie są miejscowości, w których ludzie mówią 5-6 językami. Dla Chińczyków nośnikiem języka nie jest mowa, jak dla nas, ale pismo. Znak ma takie same znaczenie wszędzie, bez względu na jego wymowę. Pewnym problemem są różnice gramatyczne, które jednak nie mają istotnego wpływu na konstrukcję logiczną zdań. Języki południowe różnią się też dodatkowym przydechem i/lub większą liczbą tonów; dla przykładu kantoński (język prowincji Guandong) ma 7 tonów.

Dodaj komentarz