Klucznica z Juliusza w kresce autorki / Elżbieta Grymel
Klucznica z Juliusza w kresce autorki / Elżbieta Grymel

 

Tajemnicza zjawa z kluczami pojawiała się w Juliuszu jeszcze w końcu lat czterdziestych minionego wieku. Podobno ukazywała się tylko dobrym ludziom.


Wydarzenia, które chcę tu przypomnieć, miały miejsce pod koniec lat czterdziestych dwudziestego wieku, choć zjawa ta pojawiała się również wcześniej, zazwyczaj w tak zwanych ciężkich czasach. Wszystko działo się w murach rybnickiego szpitala Juliusz. Moja krewna imieniem Zyta akurat ukończyła w tym czasie kurs pielęgniarski i rozpoczęła pracę w rybnickim Juliuszu. Często dostawała nocki, ponieważ była młoda i bezdzietna.
Pewnego razu, a było to zimą, pracowała na zmianie dziennej w izbie przyjęć, ale jej zmienniczka nie przyszła do pracy i Zyta musiała pozostać jeszcze na noc. Późnym wieczorem dziewczyna była już bardzo zmęczona. Ponieważ chwilowo nie przyjmowano żadnych pacjentów, usiadła koło kaflowego pieca, żeby trochę odpocząć. Przymknęła na chwilę oczy i nie wiadomo, kiedy się zdrzemnęła. Z trudem podniosła ciężkie powieki, kiedy poczuła, że ktoś energicznie szarpie ją za ramię. Przed nią stała starsza kobieta ubrana w ciemną suknię przypominającą habit. U jej pasa pobrzękiwały pęki kluczy zawieszone na łańcuszku.
– Nie śpij, bo cię okradną! – zwróciła się do młodej pielęgniarki. Wtedy Zyta zauważyła młodego mężczyznę, który przeszukiwał szuflady biurka. Skoczyła do drzwi, przekręciła klucz w zamku i zaczęła wzywać pomocy. Młodzieńca zatrzymano i wezwano milicję. Choć nic nie zginęło, zabrano go na posterunek w celu wyjaśnienia sprawy. Kiedy wszyscy wyszli, młoda pielęgniarka spojrzała na zegar wiszący w dyżurce. Okazało się, że dochodziła godzina pierwsza. Zdenerwowana zajściem, do rana nie zmrużyła nawet oka. Rozmyślała o tym, co by się mogło stać, gdyby nie zauważyła złodzieja. Podejrzenie padłoby na nią i na pewno straciłaby nieposzlakowaną opinię i pracę, bo z pewnością nikt nie chciałby trzymać u siebie złodziejki!
Usiłowała też przypomnieć sobie, jak wyglądała kobieta, która ją ostrzegła, ale w całym tym zamieszaniu Zyta zupełnie o niej zapomniała i nawet nie zwróciła uwagi, kiedy zniknęła. Oprócz staroświeckiej sukni zapamiętała tylko niewielki czepek, który pokrywał siwiejące włosy, ale nie potrafiła przypomnieć sobie twarzy swojej wybawicielki. Nazajutrz Zyta zapytała siostrę przełożoną o tę kobietę, bo chciała jej podziękować. – Powiedz mi, czy wyglądała jak zakonnica – usłyszała od zagadnięta, która wcale  nie okazała zdziwienia. – No, właściwie, to tak by można było powiedzieć, miała taki malutki czepek, tylko bez welonu... – odpowiedziała niepewnie młoda pielęgniarka.
– Dziecko, ty musisz mieć wielką łaskę u Boga, bo ona tylko dobrym pomaga!– zakończyła dyskusję starsza. – A teraz leć do domu i dobrze się wyśpij! – rozkazała. Wychodząc z dyżurki, dziewczyna zauważyła na korytarzu salową, która dawała jej jakieś znaki ręką. Zamiast do wyjścia skierowała się więc za starszą kobietą do klatki schodowej prowadzącej na piętro. – Naprawdę ją widziałaś? – dopytywała się salowa.
– Pani Kulino, proszę mi powiedzieć, kto to był, bo ja dalej nic z tego nie rozumiem...
– Ano moja droga, ty widziałaś ducha! Teraz to wszyscy muszą mieć te "materyjskie" poglądy, dlatego dyrektor zakazał nam o niej gadać! Nigdy jej nie widziałam, ale parę razy słyszałam, jak dzwoniła tymi swoimi kluczami! A Brońcię Jendrykową z pewnością znasz, zapytaj ją, to ci opowie, co jej się przydarzyło!– wyjaśniła tajemniczo salowa. Za tydzień o tym, czego Zyta dowiedziała się od owej Brońci.

2

Komentarze

  • Elisabeth o klucznicy... 05 kwietnia 2014 22:44o tym jeszcze nie slyszalam-bardzo interesujace-czekam na ciag dalszy i pozdrawiam serdecznie
  • Basia zjawa 04 kwietnia 2014 11:45Moja oma 50 lat temu leczyła sie na ucho w Juliuszu i slyszała jak ktoś szedł w nocy przez korytarz i dzwonil kluczami, a pacjenci mówili wtedy, że to zjawa chodzi po nocy i na pewno ktoś znowu umrze w tym szpitalu. Podobno też straszyło w budynku sądu, czyli w zamku, ale szczegółów nie znam.

Dodaj komentarz