Śledczy wyprowadzają Dariusza P. z domu w Ruptawie / Dominik Gajda
Śledczy wyprowadzają Dariusza P. z domu w Ruptawie / Dominik Gajda

 


Chciałbym się jutro obudzić i usłyszeć, że to wszystko nieprawda – mówi nam ksiądz Bogusław Zalewski, proboszcz z Ruptawy. Był przy Dariuszu P., kiedy umierało mu kolejne dziecko. – To, w jaki sposób je żegnał, tulił, mówił do niego, było przejmujące i zarazem w pewien sposób piękne. Nie mogę uwierzyć w to, że spowodował śmierć swoich najbliższych. Ale jeśli to prawda, wytłumaczeniem może być jakaś głęboka choroba – dodaje duchowny.
 
Dowody prokuratury
 
W środę zatrzymano Dariusza P., ojca i męża, którego żona i dzieci zginęły w wyniku pożaru w Jastrzębiu-Ruptawie. Mężczyzna usłyszał zarzut wywołania pożaru, zabójstwa żony i czworga dzieci oraz usiłowanie zabójstwa syna. Sąd przychylił się do wniosku prokuratury i nakazał osadzić go w areszcie śledczym. – Z uwagi na wysokość grożącej mu kary i obawę mataczenia – wyjaśnia Michał Szułczyński, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Gliwicach. Prokuratura podała kilka informacji, które, według niej, świadczą o tym, że ogień podłożył Dariusz P.
– Opinia dotycząca pożarnictwa wyklucza, że doszło tu do samozapłonu czy przegryzienia przewodu przez gryzonia, który znalazł się w domu. Ogień pojawił się w sześciu miejscach, choć nie stwierdzono śladów włamania, co wykluczyła ekspertyza mechanoskopijna. Drzwi otworzono oryginalnym kluczem – powiedział nam prokurator Szułczyński. Podejrzany twierdził, że otrzymywał esemesy najpierw z pogróżkami, a potem z przeprosinami za to, co się stało. Na jego konto miała też wpłynąć pieniężna rekompensata od podpalacza. Według śledczych Dariusz P. sam pisał do siebie esemesy, a także wpłacił pieniądze na swoje konto w odległym oddziale banku. Reporterzy TVN Uwaga podali, że jego telefon komórkowy w chwili pożaru logował się w odległości od 100 metrów do 4 kilometrów od domu.
 
Wiedział, co robi?
 
On sam zeznawał natomiast, że w tym czasie był w pracy w swoim warsztacie stolarskim w Pawłowicach. TVN Uwaga poinformował również, że trzy tygodnie przed pożarem ubezpieczył swoją żonę na ponad 1 mln zł, a dzieci na mniejsze kwoty. Ubezpieczyciel zawiesił jednak ewentualne wypłacenie milionowego odszkodowania do zakończenia śledztwa. Podejrzany miał natomiast otrzymać 40 tys. zł odszkodowania za swoje dzieci. Według TVN jest bardzo zadłużony.
– Prokuratura ma wątpliwości co do jego poczytalności. Zwróciliśmy się do odpowiednich instytucji o stosowną dokumentację. Jeśli zajdzie taka potrzeba, to Dariusz P. zostanie skierowany na badania psychiatryczne – mówi prokurator Michał Szułczyński. Dariusz P., kiedy w czwartek wyprowadzano go z domu w Ruptawie w kajdankach, mówił dziennikarzom, że jest niewinny. – Rodzina jest dla mnie najważniejsza – mówił. I od czwartku Jastrzębie dzieli się na tych, którzy już skazali Dariusza P., i na tych, którzy w to wszystko nie wierzą.
 
Poczekać na wyrok
 
– Wpadli do mnie dziennikarze jakiejś gazety. I mówią, że mieszkałam obok kogoś, kto spalił całą swoją rodzinę. Nie wiem, co o tym wszystkim myśleć. Widywałam go, kiedy wychodziłam na przykład na mszę. Mówiliśmy sobie: dzień dobry. Kiedy poszłam do chirurga z nogą, do szpitala, usłyszałam, że moim sąsiadem jest ten człowiek, który stracił w pożarze całą rodzinę. Mówili, że to była wspaniała rodzina – opowiadała nam pani Marianna, która mieszka w bloku przy ulicy Żeromskiego w dzielnicy Zdrój.
To tam po pożarze zamieszkał Dariusz P. Wyremontowany lokal dało mu miasto. – Po tej tragedii zareagowaliśmy bardzo szybko. Pan Dariusz otrzymał pomoc finansową. Nie ujawniamy, w jakiej kwocie, bo nie mamy takiego zwyczaju. No i to mieszkanie. Bo w domu w Ruptawie podobno nie dało się mieszkać. Zresztą tam doszło do tragedii, w której ten pan stracił swoich najbliższych... – mówi Katarzyna Wołczańska, rzeczniczka magistratu w Jastrzębiu-Zdroju. Czy teraz miasto zabierze Dariuszowi P. mieszkanie? – Poczekajmy do wyroku sądu. Poza tym pamiętajmy o jednej rzeczy: mieszkanie przyznano nie tylko Dariuszowi P., ale również jego synowi. Temu, który ocalał z pożaru – dodaje Katarzyna Wołczańska.
 
Związany z Kościołem
 
– Właśnie, pamiętajmy o Wojtku. Co on teraz musi czuć? W maju zeszłego roku stracił matkę i rodzeństwo, teraz zatrzymano ojca... – zwraca uwagę ksiądz Wojciech Grzesiak, kapelan szpitala w Jastrzębiu-Zdroju. Wojtek uczy się w szkole salezjańskiej w Oświęcimiu, mieszka w internacie. W przyszłym roku będzie miał 18 lat... – Kiedy tylko widziałem pana Darka na grobie rodziny, zapraszałem go na kawę. Raz dawał się namówić, innym razem nie. W czasie jednej z takich kaw opowiadał mi, że Wojtek ma dobre oceny na świadectwie, że pojechał na zimowisko na narty. Cieszył się jak kochający ojciec. Zresztą zawsze tak odbierałem tę rodzinę. Jako bardzo kochającą się, przykładną – dodaje ksiądz Zalewski.
Rodzina była bardzo blisko związana z Kościołem. Zarówno Dariusz, jak i jego żona byli absolwentami Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Ona pracowała jako katechetka, potem poświęciła się dzieciom. Działali w oazie rodzin, synowie byli ministrantami, a Dariusz P. szafarzem! W pogrzebie rodziny uczestniczył arcybiskup Wiktor Skworc, który wygłosił wzruszające kazanie, do dzisiaj zresztą dostępne na stronach internetowych archidiecezji! "Na tragedię rodziny, która tak niedawno się dokonała, nie można patrzeć inaczej jak tylko w świetle wiary. Inne światła nie pomogą, inne światła zawiodą" – mówił metropolita katowicki. A Dariusz P. przygotował piękne pożegnanie, które odczytano w czasie pogrzebu. – Jaką on musi mieć niesamowitą wiarę – mówili wtedy wszyscy...
 
 
Wolontariusz w hospicjum
 
Ksiądz Wojciech Grzesiak mówi, że Dariusz P. odnajdywał się w Kościele. Jeździł na kurs alfa do Gołkowic. To najwyższy stopień świeckiego pogłębienia więzi z Bogiem. Zaczął udzielać się w jastrzębskim hospicjum! – Kilka miesięcy temu poprosił mnie o sakrament chorych dla umierającego ojca – opowiada ksiądz Grzesiak. – Jeśli on faktycznie to wszystko zaplanował, to jest lepszy od Hannibala Lectera, bohatera "Milczenia owiec" – dodaje duchowny. I, tak po ludzku, mówi, że jeśli Dariusz P. miał problemy finansowe i jednocześnie tak bardzo kochał swoją rodzinę, to powinien zrobić coś innego... Na pewno nie wysłałby swojej rodziny na tamten świat.
Tymczasem tabloidy donoszą, że kilka tygodni temu Dariusz P. zaręczył się z kobietą, którą poznał na pielgrzymce kilka miesięcy po śmierci swojej rodziny. Jak pisze "Fakt", to wdowa, matka czwórki dzieci, również mocno związana z Kościołem... – Jeśli to wszystko prawda, to powinien dostać czapę. Byliśmy wszyscy na pogrzebie, płakaliśmy po tej tragedii – mówi nam jeden z sąsiadów Dariusza P. z Ruptawy.
 
Pierwsze tropy
 
Rodziny związane z tą tragedią, a więc syn i mama Dariusza P. oraz rodzice i rodzeństwo jego żony, były zaskoczone zatrzymaniem Dariusza P. Wiedziały o toczącym się śledztwie, ale nie miały pojęcia o tym, w jakim ono idzie kierunku. Tuż przed zatrzymaniem Dariusz P. miał być u swoich teściów! Czy rodziny wiedziały o rzekomych długach? Państwu P. różnie się wiodło. Raz jeździli autem za kilkadziesiąt tysięcy złotych, innym razem jakimś starym gratem, ale tak to bywa przy własnym biznesie.
– Wiem, że pan Darek miał kłopoty z odzyskaniem odszkodowania po pierwszym pożarze jego domu... – dodaje proboszcz z Ruptawy.  Pierwsze pogłoski, że to mąż i ojciec może być sprawcą, pojawiły się już kilka tygodni po zdarzeniu. – Nawet pytali mnie ludzie, czy to prawda, że siedzi w więzieniu. Odparłem, że to niemożliwe, że przecież dopiero co był na grobie – opowiada ksiądz Zalewski.
 
Inny przypadek
 
Krzysztof Rutkowski, były detektyw, mówi, że nie jest zaskoczony obrotem sprawy. – Podobna sytuacja miała miejsce w Koszalinie, gdzie mężczyzna zlecił zabójstwo swoich dwóch córek i żony, które były ubezpieczone w Niemczech. Tam było działanie wspólne z kochanką. Tutaj sprawca działał sam. On to wymyślił, żeby zdobyć pieniądze, stworzył ruch medialny wokół siebie. To zupełnie inny przypadek niż matka Madzi. Ona była bierna medialnie, była zmuszona do kontaktu z dziennikarzami. Natomiast ten pan był aktywny, inicjował kontakty z mediami, pokazywał się jako biedny, pokrzywdzony – dodaje Krzysztof Rutkowski.

Komentarze

Dodaj komentarz