Blasius Hanczuch. W tle zbir książek o Śląsku
Blasius Hanczuch. W tle zbir książek o Śląsku

 

W odremontowanym klasztorze w Bieńkowicach, jak w soczewce, skupiają się dzieje Śląska na przestrzeni setek lat. Ślady Celtów i Rzymian na Śląsku, stare mapy i wiele książek – tylko o Śląsku.



Blasius Hanczuch z Bieńkowic to człowiek legenda. Stolarz i pszczelarz, działacz mniejszości niemieckiej. Całym sercem Ślązak. Pracowity, solidny i słowny. Od urodzenia mieszka w tym samym miejscu, skąd obserwuje dzieje świata i tej ojczyzny najmniejszej - Śląska. Nad terenie gminy Krzyżanowice, głównie nad brzegiem rzeki Cyna, znalazł rzeczy, w które aż trudno uwierzyć. Odłamki starych narzędzi  i naczyń, wypłukane skameliny, a nawet zęby, kręg i kość mamuta. - Przez te ziemie przebiegał szlak bursztynowy, stąd zostało tutaj wiele śladów rzymskich. Znalazłem także żarna celtyckie, kawałki narzędzi sprzed tysięcy lat - mówi o swoich zbiorach pan Blasius. Dodaje, że są na naszej ziemi ślady życia, o których warto pisać, warto mówić, warto je badać i pokazywać młodemu pokoleniu, aby wiedza o Śląsku była pełna i bogata. Pięściak aszelski z Owsiszcz (również gmina Krzyżanowice) czy też Śląska Wenus wykopana na terenie budowy zbiornika Racibórz Dolny to zapewne tylko maleńka część skarbów, które kryje śląska ziemia. Niestety, na Śląsku wciąż brakuje porządnego instytutu, który zająłby się badaniem, gromadzeniem i porządkowaniem wiedzy historycznej o Śląsku. 
 
Mapy, zdjęcia, książki
 
Tymczasem Blasius Hanczuch cierpliwie zbiera kawałki historii sprzed tysięcy lat, skrupulatnie je czyści, segreguje. Przy opisie korzystał do tej pory z pomocy m.in. Muzeum Górnośląskiego w Bytomiu czy też zaprzyjaźnionego badacza. z Czech. Chętnie pokazuje swój warsztat historyczny. Znajduje się on na poddaszu dawnego klasztoru elżbietanek w Bieńkowicach. Budynek został starannie wyremontowany głównie dzięki zaangażowaniu mniejszości niemieckiej. Dzisiaj stanowi siedzibę DFK. Pomieszczenia są solidnie wykończone i tchną świeżością. Na parterze mieści się m.in. bieńkowicka biblioteka i sala spotkań. Na piętrze już od progu wita nas portret błogosławionej Marii Merkert z Nysy, założycielki Zgromadzenia Sióstr Świętej Elżbiety. Historycy nazywają ją Wielką Śląską Kobietą, zaś potomni - Śląska Samarytanką. W kolejnych salach przygotowane są wystawy prezentujące m.in. działalność mniejszości niemieckiej, powojenne obozy dla Ślązaków, są także kopie wszystkich map Śląska oraz bogaty księgozbiór silesianów - głównie po niemiecku. Jest także ciekawe wspomnienie pochodzącego z Raciborza jezuity ks. Johannesa Leppicha. - Wszystko, o czym mówię, mam udokumentowane - dodaje pan Blasius.
Na pięknie odrestaurowanym poddaszu mieści się warsztat historyczny, gdzie prezentuje swoje niezwykłe wykopaliska i znaleziska pochodzące głównie z Bieńkowic i Krzyżanowic. Oczkiem w jego głowie jest okrągły kamień znaleziony nad brzegiem rzeki Cyny. - Znalazłem potwierdzenie, że jest odcisk stopy mamuta - nie kryje radości pasjonat.
 
Została praca i gorycz
Jego dwaj bracia walczyli w Wehrmachcie, ojciec służył w Volkssturmie. Pan Blasius jest najmłodszym z pięciorga rodzeństwa. Kiedy skończyła się wojna, miał osiem lat. Pamięta front, bombardowania, godzinami może wspominać. Jeszcze w czasach PRL-u inicjował spotkania lokalnej mniejszości niemieckiej. Dzisiaj Bieńkowice są z tego powodu legendarnym miejscem. - W 1982 roku spotkaliśmy się po raz pierwszy w piwnicy mojego nowego domu. Przyszło tak dużo ludzi, że po ścianach płynęła woda, tyle było pary. Siedzieli jeden obok drugiego na ławach ze zbitych bali. Kiedy po wielu staraniach i nieudanych próbach  udało nam się wreszcie założyć pierwsze towarzystwo na Śląsku, byliśmy bardzo szczęśliwi - wspomina Blasius Hanczuch.
Co czuje dzisiaj? Rozgoryczenie. Bo wraz z innymi robił wszystko, aby pokazać piękno i bogactwo śląskiej ziemi, aby wskrzesić jej dawną siłę, a jednak mimo to bardzo wielu ludzi wyjechało. – Jestem dzisiaj rozczarowany. Dlaczego? Młodzi ludzie nie znają historii Śląska, a ci którzy mają wiadomości, nie mogą lub nie chcą ich przekazać. Ubolewam, że wyjechało stąd wielu ludzi inteligentnych, wartościowych, bardzo dobrych fachowców – zamyśla się ze smutkiem pan Blasius.
Trzy lata temu ten znakomity działacz Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Niemców Województwa Śląskiego został odznaczony srebrną honorową odznaką Zasłużony dla Rozwoju Województwa Śląskiego. Wyróżnianie to odebrał w Górnośląskim Centrum Kultury i Spotkań im. Eichendorffa w Łubowicach. Do Łubowic pojechał także w minioną sobotę, na 226. rocznicę urodzin Josepha Eichendorffa. Wiara w Śląsk nie zgaśnie w nim nigdy.

2

Komentarze

  • Rudolf Paciok.u1n3s3Y8 Na sile do windy, choc przepelniona. 22 marca 2014 09:13Przepraszam, ze pcham sie na sile niczym do przepelnionej windy. Ale BIENKOWICE sa mi tak samo bliskie jak KRZYZKOWICE/PSZOW. Przeciez z Bienkowic pochodzila s.p. zona sredniego brata Janka mieszkajacego w Raciborzu. Byl on w Bienkowicach w swoim czasie kierownikiem szkoly. Bywalem jego gosciem, poznawalem ludzi - m.i. rodzicow i dziadkow obecnych artystow kowali, wzorowych gospodarzy. Zreszta - jest o tym takze w mojej ksiazce FYRCOK ZA BRIFTRYJGRA - w rozdzialiku pt.; "Juz ich biere" - strony 329 do 339. Ksiazka dostepna w internecie pod adresem www.paciok.pl Kliknij na grzbiet ksiazki poz. 5 i - ze spisu tresci wybierz wymieniony wyzej tytul rozdzialu.
  • pyjter Hut ab.. 21 marca 2014 20:34Znom Herr Blasis naprowdy gute mann kery mo typisz Slonsko /Nyjmiecki gefyl kery jusz mo 79 lot a durs mysli uo naszym Hajmacie

Dodaj komentarz