Na tym rowerze Mariusz jeździ już siedem lat / Dominik Gajda
Na tym rowerze Mariusz jeździ już siedem lat / Dominik Gajda

 

Ponieważ ma słabe nogi, zamienił je na rower. I żyje aktywniej od wielu pełnosprawnych ludzi!


Mariusz Urbanek z Jankowic urodził się z głębokim porażeniem mózgowym. Lekarze dawali mu kilka lat życia. Dzisiaj ma 38 lat. I pod wieloma względami jest sprawniejszy od swoich rówieśników! Startuje w rajdach rowerowych. Bez większych problemów dojeżdża z rodzinnych Jankowic na Równicę. Zdobył zawód informatyka, pracuje w Instytucie Współpracy i Partnerstwa Lokalnego w Katowicach. To organizacja pozarządowa o charakterze non profit, która specjalizuje się w realizacji usług z zakresu rynku pracy i pomocy społecznej.
– Ile mamy czasu? – pyta na początek. Trochę się stresuje. Choroba spowodowała, że mówi dość niewyraźnie. Kiedy się rozluźnia, jest już dużo lepiej. Pomagają gesty, czasem do rozmowy włączy się ojciec Ryszard. To on, kiedy mama Mariusza, Weronika, była z chorym synkiem w szpitalu, miał na głowie cały dom, w tym starsze rodzeństwo Mariusza. – Ja jestem środkowy – mówi Mariusz. Lekarze nie dawali większych nadziei. - Mówili, że będzie roślinką, że umrze w ciągu pięciu lat na zapalenie płuc. Zawzięliśmy się. Pracowałem w kopalni Jastrzębie, chodziłem na nocki, na drugie zmiany, za dnia woziliśmy Mariusza na rehabilitację. Kiedy miał operację w Busku, żona była tam z nim przez pół roku, ja zajmowałem się naszymi pozostałymi dziećmi – wspomina ojciec.
Miał na głowie pranie, gotowanie, sprzątanie, zakupy... A w weekendy jeździł z wałówką do żony i synka. – Kiedy Mariusz zrobił pierwsze kroki, mój teść powiedział mi: tylko mi go nie zniszczcie – opowiada tata chłopaka. Przełom w rehabilitacji zaczął się od chwili, kiedy ciocia podarowała Mariuszowi dziecięcy, trójkołowy rowerek typu Bambino. Najpierw jeździł nim po podwórku, potem wyjeżdżał na swoją ulicę i dalej, po Jankowicach. Kiedy miał może z dziesięć lat, uparł się, że odstawi tabletki, a łykał ich całą dziecięcą piąstkę. To było duże ryzyko, które jednak wyszło mu na dobre. Od tego czasu przestał chorować. – Lekarstwa zamieniłem na rower – mówi dziś.
Wyjazdy stawały się coraz dłuższe. Dziecięcy rower przestał wystarczać. Kupili specjalistyczny rower w Tychach, później sami skonstruowali pojazd. W sumie Mariusz "zajeździł" już osiem rowerów. Obecnym jeździ siedem lat. Teraz marzy o nowym, składanym, który można zabrać do samochodu. To wydatek 12-14 tysięcy złotych. - Zjeździłem całe Beskidy. Byłem już chyba wszędzie, gdzie da się wyjechać rowerem – mówi. Czasem jeździ sam, czasem z kolegami. Wyrusza wcześniej, jego znajomi później. Spotykają się w umówionym miejscu. Mają telefony, więc jak trzeba, to się zdzwaniają. Jeździ m.in. z Andrzejem Gąsiorkiem, którego poznał pod koniec lat 90. podczas pielgrzymki do Częstochowy, oraz z Kubą Tosikiem, którego poznał w trakcie pracy.
Ma też na koncie wiele samotnych eskapad. Jedna mogła zakończyć się dramatycznie. Był maj 2011 roku. – Nadarzyła się okazja załatwienia dogodnego noclegu w Ustroniu, lecz tak się złożyło, że nie było z kim pojechać. W tym czasie odłożyłem też chyba rozsądek do szafy, a z niej wyjąłem to, co niezbędne do takiego wyjazdu, wziąłem, spakowałem i pojechałem – opowiada Mariusz. Pierwszego dnia, jadąc na nocleg, kierował się wyczuciem, które niestety zawiodło. Pomylił drogi i znalazł się kilkanaście kilometrów od oczekiwanego miejsca, tymczasem na niebie przewalały się czarne chmury. Dalsza jazda nie była taka łatwa, bo okazało się, że trzeba było przejechać rzekę z kładką, która okazała się niewiele szersza od roweru, ale udało się.
Drugiego dnia po obfitym śniadaniu przy bardzo dobrze zapowiadającej się pogodzie postanowił pojechać na Równicę. W centrum Ustronia słońce już nie było takie pełne. – Pomyślałem sobie, że trafiła mi się idealna pogoda do wspinaczki. Im jednak byłem wyżej, tym niebo stawało się coraz ciemniejsze, a ja miałem wrażenie, że zbliżam się do piekła. Piąłem się jednak dalej z nadzieją, że gdy tylko dotrę do szczytu, słońce zabłyśnie nad moją głową. Kiedy byłem już blisko szczytu, pogoda całkowicie się załamała, zaczęło lać jak z cebra, a temperatura spadła o kilkanaście stopni – opisuje Mariusz.
Szukając jakiegokolwiek schronienia przed deszczem i zimnem, trafił do karczmy. Obsługa lokalu, w zasadzie nie pytając go o zdanie, zorganizowała mu bezpieczny transport ze szczytu do bazy noclegowej. Nie wzięła za to ani grosza.
W zeszłym roku przejechał ponad 2 tysiące kilometrów. Tegoroczny sezon zaczął bardzo szybko, bo też zima jest łagodna. Zrobił już sto kilometrów, chociaż początek był bardzo pechowy. Wybiegł mu na drogę pies, było ostre hamowanie, rower się wywrócił, Mariusz poobijał, a psu nic się nie stało. A w rowerze trzeba było m.in. wymienić kierownicę. – Ale rower to moje nogi na trzech kołach, więc takie wypadki mnie nie zrażają – zapewnia.

 
 

Każdy może pomóc
Od kilku lat Mariusz prowadzi akcję 1 procent  "Jestem Wasz Jedyny", dzięki której może korzystać z rehabilitacji i zbierać pieniądze na zakup roweru rehabilitacyjnego. Tym, którzy chcą przekazać mu swój 1 procent podatku, podajemy dane: KRS: 0000223366 z dopiskiem: "Rehabilitacja Mariusza". Darowiznę można wpłacić na konto: Volkswagen Bank nr: 74 2130 0004 2001 0323 7526 0001 z dopiskiem: "Na cele statutowe – Rehabilitacja Mariusza". Adresat: Centrum Społecznego Rozwoju, ul. Wyszyńskiego 8, 43-173 Łaziska Górne. Więcej informacji na stronie internetowej: www.mariusz.pol-media.com.pl.

 

Komentarze

Dodaj komentarz